Co Wy wiecie o off-road... Rybnik z Jackiem.
-
DST
170.00km
-
Teren
50.00km
-
Czas
09:03
-
VAVG
18.78km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zaspałem, potem nie mogłem się wygrzebać i w efekcie wyjechałem 20 min. spóźniony o czym uprzedziłem Jacka, żeby niepotrzebnie nie czekał i nie marzł. Jednak na miejsce, czyli Plac Papieski, dotarłem tylko 5 min. spóźniony niemal w tym samym momencie co Jacek. Skróciłem sobie drogę o jakieś 3km czyli te 10 min. co bym się spóźnił dodatkowo.
Ponieważ na forum nikt nie pisał, że się też z nami wybiera i nikogo nie było na miejscu to od razu ruszyliśmy w drogę. Prowadził Jacek i jego navi.
Szczegóły trasy w linku do śladu z GPS-a.
A co na trasie? Ha. Kto się łamał i w końcu nie pojechał, niech żałuje. Praktycznie ominęliśmy większość głównych dróg. Były długie, fajne odcinki lasami w różnorodnym terenie ale wszystko spokojnie do przejechania. Trochę podjazdów i zjazdów zarówno w terenie jak i na asfalcie. Dla mnie trasa rewelacyjna.
Pogoda była w czasie zmienna. Za bardzo nas nie rozpieszczała choć zaczęło się bardzo ciekawie. Dość szybko wyszło słońce i przez jakiś czas nieco przygrzewało.
W lasach wiatru się niemal nie odczuwało. Na asfaltach i otwartych przestrzeniach jednak już tak. Dłuższe postoje ograniczyliśmy do maksimum a krótkie były tak krótkie, jak tylko było trzeba. Każdy postój niemal kończył się wychłodzeniem i potem trzeba było się nieźle sprężać, żeby na nowo się rozgrzać.
W drodze powrotnej słońca już wiele nie uświadczyliśmy. Przez kilka minut nawet nękał nas drobny, mżawkowy deszczyk.
Po drodze różne atrakcje: rozkopane drogi, mnie się udało rzućić rowerem jak się nie wyrobiłem ze skrętem bo ruszałem z za wysokiego biegu, po drodze nam się ścieżka urwała i trzeba było drzeć "na krechę" przez jeżyny, pokrzywy i inne leśne elementy, omal 2x gleby na gałęziach nie zaliczyłem. W ogóle działo się. Trasa nie pozwalała się nudzić.
Trochę tej "różnorodności" chyba wynikło z tego, że "zażyczyłem" sobie aby wracać nieco inną trasą. No i wracaliśmy :-)
Plan czasowy wstępny był taki, że do 16:00 uda się wrócić. Jednak w terenie nie dało się utrzymać tempa powyżej 20km/h a na asfaltach nie dało się tego za bardzo nadrobić. Tradycyjnie na podjazdach robiłem za kotwicę. Jackowi wspinanie się szło całkiem dobrze. Ja startowałem ostro za nim ale potem z reguły zrzucałem trochę biegów i wjeżdżałem wolniej. Zwłaszcza w drodze powrotnej.
W Sosnowcu byliśmy już po zachodzie słońca. Jacek odprowadził mnie pod Plac Papieski. Tam się pożegnaliśmy. Wracałem do Będzina tą samą trasą co rano ale potem zamiast przez Gródków pojechałem przez Łagiszę i Sarnów (trochę spokojniejsza droga choć nieco pagórków na niej jest). W domu kilka minut po 20:00.
Po drodze miałem jeszcze telefon od Marcina. Pytał, czy bym się jutro na trasę za jakieś 100km nie wybrał. Chęci to ja mam ale mimo wszystko zrezygnowałem. Jak słusznie w trakcie podróży zauwazył Jacek, czasem trzeba dać nogom odpocząć. Jutro jakaś krótka przejażdżka za 30-40km max po okolicznych lasach.
Prawie jak "Trzy Kopce".
Na molo w Rybniku.
Kominy chłodnicze elektrowni w Rybniku.
Rybnik.
Mikołów.
Off-road wygląda tak. Na zdjęciu nic wielkiego. Ale w terenie jest wesoło.
Link do pełnej galerii.
komentarze