GPS-
Dystans całkowity: | 1517.00 km (w terenie 199.00 km; 13.12%) |
Czas w ruchu: | 74:56 |
Średnia prędkość: | 20.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.00 km/h |
Liczba aktywności: | 32 |
Średnio na aktywność: | 47.41 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12. Mglisto. Jezdnie mokre. Nawet przyjemne warunki do jazdy. Start o 6:11 i kręcenie bez ciśnienia. Przelot spokojny ze standardowym przystankiem na foto hotelu. Dopiero zaskoczenie w centrum Zagórza. Tradycyjnie chciałem sobie chodnikami objechać budowę a tu niespodzianka. Barierka i rozkopane. Chodnik w budowie. Przeskakując wykopy przedostaję się gdzie chcę i resztę drogi już przebywam bez przeszkód. Na miejscu z zapasem minutek.
W ciągu dnia trochę popadało ale na wylocie było już całkiem przyjemnie. Ponieważ rowerek był już nieco uflogany porannym dojazdem po mokrych jezdniach bez większych oporów decyduję się na powrót z dużym udziałem terenu. Na początek z fabryki przez lasek zagórski do Dąbrowy Górniczej. Asfaltowo pod molo na Pogorii 3 i tam przez park Zielona na drugą stronę Czarnej Przemszy na czarny szlak rowerowy do Łagiszy. Nasypali tam trochę tłucznia. Na razie jedzie się po tym kiepsko bo jeszcze nie osiadł dobrze i nie został ubity. Przeskakuję asfalt i dalej ciągnę wzdłuż torów na drugą stronę "86". Tam przeskok na drugą stronę toru i dalej terenem w stronę Psar i ul. Łącznej. Klinkierkiem pod remizę strażacką w Psarach i potem już finisz asfaltem do domu. Rowerek na mecie uflogany o wiele bardziej. Zresztą na nogi zebrałem też i ja trochę błota. Robię mycie i smarowanie Rzeźnika. Pod koniec tej czynności zaczyna się deszcz.
GPS zaliczył -1 :-(
Kategoria Praca, GPS-
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:11
-
VAVG
16.49km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
O 4:30 +2 na zewnątrz. Na starcie słoneczko już chwilę operowało ale temperatura podskoczyła tylko do +4. W związku z powyższym niemal zimowy komplet. I przydał się bo na miejsce dojechałem wcale nie jakoś zgrzany. Inna sprawa, że kręcenie dojazdowe było raczej emeryckie po wczorajszej wyrypie. Nogi podawały nędznie. Start o 6:10. Na miejscu z 5 min. poślizgu. Po drodze spokojnie. Podejrzewam, że ma to coś wspólnego z obowiązującymi od dziś przepisami o zabieraniu "prawka" i wyższymi cenami za pouczenia o dozwolonych prędkościach ;-p U mnie na wiosce wszystko jechało jakby byli na spacerze :-] Trochę się obawiałem, że wczorajsza gleba da dziś bolesne efekty ale ku przyjemnemu zaskoczeniu odezwał się, i to nieznacznie, tylko kawałek potłuczonej du...y. GPS zaliczył dziś łącznie 3 fail-e. Na początku zwisł przy uruchamianiu. Potem po drodze 2x się wyłączył :-(
Po pracy powrót spacerowym tempem i gdzie się dało to chodnikami. Kolejno przez centrum Zagórza (gdzie mnie wydzwania Prezes), Mortimer, Reden, pod molo na Pogorii 3. Tu z kolei ja wydzwaniam Prezesa i chwilę potem wyłania się z rozwianą kamizelką od strony Zielonej. Trochę opowiastek o kilometrach przejechanych i wydarzeniach planowanych zabiera nam kilkanaście minut. Potem razem kręcimy na Zieloną, gdzie jeszcze kilka słów wymieniamy przed rozjazdem. Prezes ciśnie w stronę centrum Dąbrowy Górniczej a ja na mostek na Czarnej Przemszy i dalej do Preczowa, Sarnowa i do domu. Wszystko to dalej w tempie spacerowym gdzie wymagany był większy wysiłek. Jedynie na zjazdach pozwalałem sobie pomajtać nogami nieco dynamiczniej. W domu czyszczenie Rzeźnika po wczorajszej wyrypie i smarowanie amorów u Rzeźnika i Błękitnego.
Kategoria GPS-, Praca
DPOD
-
DST
71.00km
-
Teren
31.00km
-
Czas
03:28
-
VAVG
20.48km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+6. Wysokie chmury. Ładny wschód słońca. Chyba nie wiało. Dziś na łapki pełne rękawiczki a na czerep czapka. Jedynie nogi eksperymentalnie w krótkich spodenkach. Na finiszu okazało się, że nieco kolana zamarzły ale podawanie generalnie nie było najgorsze. Start 6:15 więc okno przelotowe tak na styk. Przejazd spokojny. Na Zielonej dmuchanie dla kierowców. Standardowo foto hotelu i potem objazd chodnikami robót przy rondzie w centrum Zagórza. Przez osiedle dobijam do ul. Szymanowskiego i spokojnie dokręcam do celu. Na miejscu z zapasem 3 min. Poszło nieźle. Mam tylko nadzieję, że po południu będzie dużo cieplej.
Na powrocie całkiem ładne słoneczko i to mnie zmyliło. Wystartowałem "na krótko" ale po kilkuset metrach zjazdu zatrzymałem się i wdziałem jednak kurtkę. Było mi po prostu zimno :-( Reszta trasy już termicznie lepiej choć i na nogi by się momentami przydało coś dłuższego. Ruszam od razu terenem do Dąbrowy Górniczej i dalej wzdłuż Pogorii 3 od strony Łęknic na Piekło gdzie wbijam na teren wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. Tam trochę eksploracji leśnych ścieżek, ekstra kółeczko i ruszam w Wojkowicach w stronę Ujejsca. Tam z kolei kręcę się mniej więcej w okolicach Bukowej Góry by wybyć ostatecznie na asfalt w Chruszczobrodzie. Zaraz jednak znów porzucam teren i polami, skrótem pokazanym przez Domina, ciągnę do Trzebiesławic. Tu zaskakuje mnie zadziwiający ruch na drodze do Siewierza. Osobówek nieprzerwany sznur i niektórzy nieźle szarżują. Kiedy dociągnąłem na wzniesienie za wiatrakiem okazało się czemu. Obydwa pasy "E75" w stronę Częstochowy toczą się w spacerowym tempie przy czym chyba większość stanowią TIR-y. Zjeżdżam terenem do świateł w Podwarpiu i tam to samo. Czyżby wypadek? Mnie na szczęście to w niczym nie przeszkadza bo jadę dokładnie w poprzek tego bałaganu na Hektary i dalej do Przeczyc. Terenem wzdłuż tamy zjeżdżam na mostek nad Czarną Przemszą. Trochę się deski sypią. Przydałaby mu się jakaś solidniejsza konstrukcja bo uczęszczany. Przy głównej drodze przetrzebili krzaki i zrobili tam coś na kształt parku. Chyba jeszcze nie skończone ale już kilka ławek stoi i alejki wytyczone. Robię zakupy w pobliskim sklepie i przysiadam poszamać. W stronę Warężyna nie ma co jechać bo robią asfalt a do Boguchwałowic droga mnie nie interesuje więc pozostaje tylko kierunek na Mierzęcice i Sadowie. Przebiwszy się nad "S1" skręcam w lewo w teren i kieruję się do Toporowic fundując sobie bajerancki (choć niestety krótki) zjazd, na którym zgona zalicza GPS :-/ Potem wyłączył się jeszcze raz co skłoniło mnie jednak do wymienienia mu baterii. Na resztę drogi pomogło. W Toporowicach wspinam się pod cmentarz i jadę jeszcze kawałek prosto aż do zjazdu w teren przed tablicą miejscowości "Goląsza Górna". Tu znów bajeranckie zjazdy i podjazdy aż wybywam w Brzękowicach na Wale. Stąd asfaltem do Góry Siewierskiej i zjazd prosto do domu. Bardzo fajnie się dziś powrót kręciło choć temperatura niezbyt pomagała i w sumie po nogach czułem zimno.
Tak to wyglądało z górki niedaleko wiatraka na Gliniankach.
A tak przy światłach na Podwarpiu.
Na światłach w Podwarpiu w stronę Siewierza.
Również na Podwarpiu przy światłach ale z drugiej strony jezdni (od strony Hektarów i Marcinkowa czyli zachodniej). Na zdjęciach tego nie widać, ale pojazdy kierujące się do Siewierza toczyły się bardzo powoli. Jakbym był wredny to bym wzdłuż nich pojechał do Siewierza a potem stanął tam na światłach i machał na powitanie ;-p
I utarg za dzień. Dziś jakoś bardziej zajmowało mnie kręcenie jak focenie.
Doczytałem się. Na stronie GDDKiA jest info, że na odcinku od Podwarpia do Siewierza remonty nawierzchni a w samym Siewierzu remont skrzyżowania. Ma tak być do jutra wg planu.
Kategoria Praca, GPS-
DPOD
-
DST
50.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
02:30
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+10 na starcie. Mgły. Bez wiatru. Słoneczko w czasie przejazdu zabrało się do przepłaszania wody z powietrza. Jezdnie miejscami mokre ale bez wody w koleinach. Dzisiejszy przejazd niezbyt spokojny. Pierwszego jełopa spotykam za szkołą w Gródkowie. Wyprzedzał mnie przy dość dużej prędkości dużo za blisko. Na pewno nie było nawet 50cm. Potem w Łagiszy blondyna w "cienkim" robi podobny manewr. Oboje wyprzedzali wciskając się między mnie a nadjeżdżające z przeciwka samochody. Na "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej stopuje mnie szlaban opuszczony dla składu IC. Potem foto hotelu. Światła na Alei Róż i przed światłami na Mortimerze kolejny jełop wyprzedza za blisko. W centrum Zagórza przerzucam się ze ścieżki na chodniki i przez osiedle spokojnie dociągam do celu. Generalnie przejazd raczej nerwowy. Trochę też z tego względu, że mi się start obsunął na 6:18 i zapasu czasu na nieprzewidziane sytuacje właściwie nie było.
Po pracy dzionek wyglądał bardzo zachęcająco do kręcenia. Trochę wiało i upałów się nie doszukałem ale w objazdach to nie przeszkadzało. Dziś wdrożyłem do użycia nieco więcej wertepów. Na początek terenem w stronę Dąbrowy Górniczej. W lasku zagórskim trochę mokrawo ale jeszcze nie aż tak, jak tam potrafi być. Generalnie bez ufleju. Potem asfaltami w stronę Pogorii 3, którą objeżdżam od strony Łęknic w drodze na Piekło, gdzie wbijam w teren wokół Pogorii 4 kierując się do Wojkowic Kościelnych. Tu ufleju się nie spodziewałem bo większość drogi piaszczysta i musiałby być potop, żeby tam na wodę trafić. Na wojkowickim krańcu zbiornika przystaję na chwilę zrobić kilka foto kater-om. Potem asfaltem jadę do Przeczyc i dalej w stronę Toporowic. Za "S1" skręcam w teren i ciągnę nim w stronę cmentarza gdzie robię sobie asfaltowy podjazd. Taka mikronamiastka górskich podjazdów. Niestety bardzo krótka. Pokonuję jeszcze kilka garbów w obranym kierunku by przy tablicy chyba Goląszy Górnej odbić w lewo, ponownie w teren. Tu jest coś w sam raz dla full-a :-) Zjazdy po kamulcach, ostre, i podjazdy, na które z rozpędu udaje się wbić prawie do połowy. Wertepkami, robiąc po drodze kilka foto, kręcę sobie w stronę Góry Siewierskiej. Tam wspinam się na górkę paralotniarską skąd również kilka foto czynię. Potem już zjazd do Strzyżowic w kierunku mniej więcej kościoła polsko-katolickiego i dalej asfaltem do domu. Gdyby było ciut cieplej albo nie było wiatru, to przejazd byłby wręcz epicki. A tak to tylko całkiem przyjemny ;-p W domu smarowanie amorków, i zupełnie jak nie ja, znów shake łańcucha w benzynie. Jakoś ostatnimi czasy częściej ten rytuał powtarzam i nie tylko full-owi. Po tej operacji ten element napędu wygląda i, co ważniejsze, pracuje o wiele lepiej. A na pewno ciszej.
Kategoria GPS-, Praca
DPD
-
DST
34.00km
-
Czas
01:31
-
VAVG
22.42km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
4:30 +16. Na starcie +15. Normalnie termiczna bajka. Trochę niepokoju wzbudzały ołowiane w kolorze chmurki ale udało się przelecieć na sucho choć nie powiem, były one niejakim dopingiem do kręcenia z większym uczuciem :-) Droga wydawała się dziś jakaś wyjątkowo pustawa. Dziwne bo wystartowałem mniej więcej o tej samej porze co zwykle - 6:12. Ale w sumie dobrze bo było spokojnie. Dziś bez króliczków. Standardowo foto hotelu. Na miejscu z dużym zapasem czasu (10 min.). Bardzo przyjemnie się dziś jechało. I szybko pomimo tego, że do maksimum możliwości jeszcze trochę brakowało. Tak się zastanawiam, czy jest szansa zejść do czasu przelotu na poziomie 30 min. ;-)
Na powrocie diabli wzięli piękną, poranną średnią. Co prawda start zrobiłem maksymalnie szybki i powrót kręcony z uczuciem ale udało mi się przelecieć tylko przez Mec, Środulę, Stary Będzin i Stadion na sucho choć już pierwsze kropelki mnie ścigały. Na wjeździe na Zamkowe zaczęło już regularnie, acz słabo, padać. Potem w połowie osiedla nagle zrobiła się ulewa. Na szczęście po drodze było kilka miejsc zdatnych do schowania się. Skorzystałem z jednego z balkonów. Przeczekałem ulewę i chciałem przeczekać deszcz ale po ponad 20 min. stania stwierdziłem, że choćby żabami waliło to jadę. Deszczyk przeszedł w powolne kapanie. Jednak po kilkuset metrach robię postój na przystanku by wdziać kurtkę. Zrobiło się chłodniej a wilgotne ciuchy w czasie jazdy jeszcze chłodzą dodatkowo. Potem powolutku, chodnikami jadę o Grodźca. Tam kawałek zjazdu asfaltem do Gródkowa gdzie ponownie wracam na chodniki i już do samego domu tak dociągam. Na jakieś półtora km od domu nagle odcięło mi zasilanie i ten dystans w tempie mocno spacerowym. Przy okazji odcięło też na jakimś wertepie Garmina ale szybko się zorientowałem i strat w dystansie wielkich nie było. Generalnie powrót taki sobie. Na sucho mi nie uszedł ale też i do gołej skóry mnie nie zlało. Mogło być gorzej.
Kategoria Praca, GPS-
DPSDZ
-
DST
26.00km
-
Czas
01:18
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wstawaniu +1. Na wyjeździe +3. Generalnie odczuwalny chłód co zmusza do użycia pełnego zestawu "na długo". Wiaterek nierejstrowalny przy postoju, w ruchu podmuch wyciska łzy z oczu. Ładne słoneczko, które zupełnie nie pasuje to temperatury. Start dziś 6:17. Obsuwa ze względu na troczenie uszkodzonego koła od Rzeźnika. Trochę opornie to szło ale się udało i w trakcie jazdy ładunek trzymał się wzorowo. Tempo kręcenia niezbyt intensywne ze względu na lekko protestujące kolano. Przyzwyczajenie do młynków na Rzeźniku prowokowało do powtarzania manewru na Błękitnym. Niestety nie te przełożenia. Przejazd spokojny z małymi przerywnikami w postaci świateł to tu, to tam i szlabanu przy "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. Także standardowy postój na foto hotelu. Na finiszu prawie wjeżdżam w kobietę z dzieckiem. Wszystko przez hamulce w Błękitnym. Za słabo trzymają pomimo tego, że klocki jeszcze są ok. Zdecydowanie coś jest nie tak z ciśnieniem. Klamka łapie dopiero jak jest już prawie na maks ściągnięta a i to jeszcze zbyt słabo. Dopiero po napompowaniu trzyma jak należy. Dziś po pracy Błękitny i koło z Rzeźnika zostają w serwisie zaś nad Strzałą będę się musiał nieco popastwić. Konieczna jest wymiana klocków hamulcowych (albo przynajmniej skrócenie linki) oraz czyszczenie i smarowanie. Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że 3 rowerki to wcale nie jest za dużo dla kogoś, kto praktycznie jest uzależniony od kręcenia. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie od rzeczy byłoby mieć rezerwę dla Rzeźnika, czyli drugi full w stajni. Może trochę inny np. jakiś Scott na RockShox-ach i 29". Mają w cenniku taki, co by się go dało kupić za 5k. Ale to już nie w tym roku.
Po pracy niezbyt spiesznym tempem do serwisu. Tu zostawiam i Błękitnego, i kółko od Rzeźnika. Z kółkiem wiadomo: uzupełnienie braków i centrowanie. Za to Błękitny znowu prawie remont przejdzie: suport (ostatnio był już dociągany ale go młynkami znowu zarżnąłem), kaseta, łańcuch (jeszcze nie przeskakuje ale na "5" już prawie szpileczki więc nie będę czekał), przednia przerzutka (była prostowana po wypadku i od tego czasu często gęsto mam problem z nią bo nie daje jej się dobrze ustawić), hamulce (pewnie zapowietrzone), centrowanie tylnego koła (przy dużym obciążeniu lub dużej prędkości czuć, że zadkiem rowerka rzuca) i ogólnie przegląd. Do serwisu wyszło jakieś 24km ale mi się 2x gps zbiesił i wsiąkło kilkaset metrów (raz na zjeździe z Dworskiej na Zuzanny, raz na zjeździe ze Środuli do Izby Wytrzeźwień - trochę tam wertepków). Z serwisu powrót zbiorkomem do domu gdzie zabieram się za Srebrną Strzałę. Odstawiona dawno temu na bok wymagała nieco opieki. Na początek wymiana klocków hamulcowych na przodzie bo zjechane i ściągnięcie linki na tylnym hamulcu bo już klocuszki nieco przytarte. Teraz hamowanie jest jak trzeba, brzytwa jak na V-ki. Potem rozkuwam łańcuch i robię shake'a w benzynie. Kiedy ogniwka się moczyły czyszczenie przerzutek i ponowne mocowanie błotnika "trytyką". Łańcuch zakładam tym razem na spince i cały rowerek idzie do mycia. Jak trochę obkapał (a ja coś wszamałem) to smarowanie łańcucha i przerzutek oraz szybki teścik. Jedzie! Zarzucam sakwy i robię krótkie zagięcie do wsiowego Lewiatana. Na powrocie z pełnymi sakwami przebijam 30km/h. Już zapomniałem, że Srebrny też potrafi pójść jak trzeba :-)
Kategoria Praca, GPS-, KlockiV, Serwis
DPD PTTK OD - error
-
DST
76.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
03:25
-
VAVG
22.24km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+3 zmierzające do +4 czyli w porównaniu z wczoraj na tyle zimno, że wdzianko ubieram na długo + czapka i rękawiczki. Na szczęście nie wieje i generalnie jest sucho. Trochę chmurek i słońca. Start nieco obsunięty - 6:17. Kręcę w związku z tym raczej bez ociągania. Udaje się wbić na Zielonej w harmonogram przelotu i na miejscu jestem jeszcze z zapasem czasu. Po drodze foto hotelu. Przyjemny, spokojny dojazd do pracy.
W trakcie pracy dostaję info z serwisu, że haki znalazły drogę do celu. Jest też kapany smar. Tym też sposobem plan się nieco modyfikuje i na początek przez Mec, Środulę i Stary Będzin kręcę tamże. Nabywam 2 haki do przerzutki i zapas smaru. Potem najkrótszą drogą kręcę do domu. Tym razem na odcinku "913" od świateł do szkoły w Gródkowie bez furiatów. W domu trochę marudzę i przepakowuję plecak by wyruszyć do PTTK na spotkanie. Jednak nie było czasu nic wszamać więc jeszcze zahaczam o piekarnię, gdzie trochę czasu ucieka. Miałem być spóźniony na spotkanie i tak ale nie tyle. Czyli trzeba żwawo kręcić. Niestety zimny podmuch, który wydaje się być obecny z każdego możliwego kierunku, nieco utrudnia. Potem na granicy Wojkowic i Grodźca kolejna niespodzianka w postaci zablokowanego zjazdu na Czeladź i świateł na zwężce. Muszę kawałek wrócić i skręcić na objazd przed stacją benzynową. Kolejne minuty lecą. Do Czeladzi jedzie się sprawnie ale potem znów światła, tym razem na "94". Kolejne spowalniacze to światła przy autostradzie i dalej korek. Objeżdżam przy stawikach. Na miejscu jakieś pół godziny spóźniony. Dziś spotkanie kameralne i opowieści różne. Trochę planowania. Zostawiam też moje propozycje na wzory klubowych koszulek (które może kiedyś w końcu powstaną). Taki sposobem osiągamy godzinę 19:00 z hakiem. Rozchodzimy się. Z Prezesem jedziemy do niego ale objazdami przez osiedla. Niby byłem cały czas w Sosnowcu, ale Sosnowcu mi nie znanym. Tylko niektóre fragmenty wyglądały znajomo. Na jednym ze skrótów przelatuję po całkiem nielichych schodach, za którymi pewne brzęczenie, które już dziś od rana mi towarzyszyło (a faktycznie to chyba nawet dłużej tylko dziś stało się bardziej irytujące) robi się głośniejsze. Zresztą przelot po schodach nie był to dziś pierwszy. Kawałek dalej staję i odkrywam, że poszła szprycha w tylnym kole. Po dokładniejszym oglądzie okazuje się, że nie jedna, a dwie :-/ KANAŁ. Wyciągam je by mi się gdzieś nie wcięły i dalej już o wiele ostrożniej dalej podążam za Prezesem. W końcu lądujemy w centrum Zagórza, ja bogatszy o świadomość obecności różnorakich skrótów, Prezes prawie u siebie w salonie. Żegnamy się. Kręcę dalej prze Mortimer na Mydlice i światła na Ksawerze. Na przystanku autobusowym za Teatrem Dzieci Zagłębia robię postój by zmienić baterie w przedniej lampce. Potem zjazd do nerki i zwrot na Łagiszę, którą przebywam podobnie jak Sarnów i skręcam do swojej wioski. Powrót już w mało przyjemnym chłodzie i ciemnościach. Jutro w ruch idzie Błękitny, który razem z kołem od Rzeźnika zostanie w serwisie na usprawnienie hamulców i centrowanie tylnego koła. Generalnie dzień zakończony rozczarowaniem. Jednak full też ma swoje ograniczenia :-/ Szkoda.
Poranne, kontrolne foto hotelu.
Na powrocie Prezes prowadzi mnie pod kolejny sosnowiecki zamek.
Kawałek dalej następuje odkrycie, że jest error.
Przynajmniej dzień zakończony jakimś niestandardowym wynikiem.
I jeszcze się mi przypomniało, że GPS przynajmniej raz zaliczył shutdown-a. A chyba nawet 2x.
Kategoria Praca, Szprycha, GPS-
DPD
-
DST
33.00km
-
Czas
01:20
-
VAVG
24.75km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+8. Trochę wysokich chmur przez które prześwituje słońce. Wiaterek nierejestrowalny. Start 6:11. Jedzie się bardzo dobrze. Jak często ostatnio foto hotelu. Na Zagórzu roboty przy rondzie w toku. Na mecie z zapasem 5 min. Przyjemny dojazd do pracy. Ciągle mam nadzieję, że prognozowane na popołudnie deszcze, to żart meteorologów.
Prognozy zapowiadały, że na powrocie z pracy będę miał do czynienia z jakimś burzowym armageddonem. Skończyło się na drobnym deszczyku. Jednak liczyłem się z możliwością, że poleje i dziś powrót maksymalnie krótko. Przez Mec i Środulę do Starego Będzina. Potem ścieżką do nerki i przez Zamkowe do lasku grodzieckiego skąd na światła na "86". Tu wyprzedza mnie jakiś wał szarym kombi. Leciał zdrowo powyżej 80km/h i jeszcze wyleciał na czerwonym w stronę Częstochowy. Przy tym wszystkim przeleciał mi dużo za blisko kierownicy. Potem jeszcze na odcinku do szkoły w Gródkowie kilku innych furiatów też wyprzedzało zdecydowanie za blisko przy prędkości, którą jechali. Dlatego nie lubię tędy wracać bo o tej godzinie świrów tu nie brakuje. Od świateł już prosto przez Gródków do domu. Mniej więcej w lasku zaczęło delikatnie kropić. Potem ciut przyspieszyło ale do poziomu wciąż niegroźnego i tak było już do finiszu. Na finiszu też gps zrobił "-1" :-/ Po lądowaniu, skoro rowerek już i tak był mokry, to mu zrobiłem jeszcze szybkie mycie i smarowanie amorów. Łańcuch jutro przed startem, jak przeschnie.
Kategoria Praca, GPS-
DPSDZ
-
DST
41.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
21.39km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+2 i ładne słoneczko. Jednak w trakcie jazdy trafiam na strefy z bardzo zimnym powietrzem. Przy gruncie widać tam nawet oszronioną trawę a z ust bucha para. Start dziś obsunięty - 6:20. Garmin ześwirował :-( Ładuje się do 26% i wyłącza. Kilka razy próbowałem go włączyć i efekt ten sam. Akumulatory naładowane. Startuję w końcu bez pomiaru prędkości i czasu więc nie ociągam się i kręcę żwawo aczkolwiek jeszcze z zapasem mocy. Czas sprawdzam dopiero po sfoceniu hotelu stojąc na światłach na Alei Róż. 9 min. do 7:00. Będę po czasie. Potem jeszcze chwila postoju na światłach na Mortimerze. Dalej już bez przerywników. Udaje się dociągnąć na metę ze stratą 120s. Mogło być gorzej. Ze wstępnych testów wyszło, że Garmin ma problem z kartą microSD. Pytanie tylko czy z tą konkretną czy padł czytnik. Testy w toku.
W pracy na szybko udaje mi się odkryć, że Garmin bez karty działa. Ma to jednak taki minus, że nie mam w gps-ie mapy bo ta znajduje się na karcie. Również nie mają gdzie się zapisywać pliki ze śladami. Zostaje tylko to co w pamięci a wydobywanie tego jest trochę bardziej pracochłonne niż odczyt z karty. Niestety zastępczej karty 16GB nie widzi a nie miałem innej 4GB lub mniejszej do testów więc wszystko pozostaje odłożyć na wieczór, jak będę już w domu. Po pracy cieplutko. Bluza polarowa ląduje w plecaku a kurtka zwinięta zostaje przytroczona pod nim. Terenem gnam do Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu. Potem w stronę ul. Robotniczej i dalej na terenowy odcinek wzdłuż torów do Ksawery. Tu kawałek asfaltem do ścieżki na wałach Czarnej Przemszy, którą opuszczam jadąc w stronę Teatru Dzieci Zagłębia i dalej do serwisu. Haki nie dotarły. Kapany smar też. Haki może będą jutro ale mnie to już nic nie da. Pozostaje liczyć tylko na to, że nie stanie się nic takiego, żebym żałował ich braku ;-) Z serwisu przez os. Zamkowe jadę w stronę lasku grodzieckiego. Zryta jakiś czas temu ścieżka na dawnym torowisku linii tramwajowej "25" powoli wraca do poprzedniego wyglądu ale jeszcze przejezdna nie jest. W lasku grodzieckim odbijam za szlakiem czerwonym w stronę Dorotki i wertepkami zjeżdżam pod restaurację "Pod Lwem", gdzie przeskakuję na drugą stronę "913" i dociągam do lasu. Tu porzucam szlak i wzdłuż lasu jadę pod szkołę w Gródkowie. Po drodze odkrywam, że była wycinka drzew. Ciekawe czy będą nowe nasadzenia czy też teren pójdzie pod zabudowę? Koło szkoły wbijam na "913" i jadę nią już do domu. Tu smarowanie amorów i łańcucha i Rzeźnik parkuje w garażu. Błękitny dostaje sakw i ruszamy w stronę wsiowego Lewiatana. Nim tam jednak docieram robię testy gps-a na pracę bez mapy w kwestii śladów. Nawigowanie bez mapy nie działa bo nie ma po czym nawigować. Ale ślady się zapisują a jak się jedzie po nich to położenie jest pokazane dość dokładnie czyli przynajmniej da się wrócić.
Dalsze zmagania z GPS-em wskazują na to, że jest szansa na powrót do działania jak wcześniej. Mam podejrzenia, że mógł się rozjechać plik mapy i przy jego odczycie Garmin wylatywał bo skopiowanie katalogu z mapą na nową kartę wywołuje taki sam efekt podczas gdy na tej karcie próba otwarcia starszej wersji mapy dała komunikat, że nie da się mapy aktywować czyli się uruchomił. Niestety pojawia się kolejny problem, tym razem ze strony netbooka z Windą. Nieuruchamiany od dawna zapluł się o aktualizacje, które ciągną się w nieskończoność stopując prace nad testami Garmina. Strasznie zły moment na awarię sobie wybrał. Jutro wyjazd do Krakowa.
Po wgraniu "na czysto" mapy do gps-a wygląda na to, że działa. Po weekendzie sprawdzę jeszcze czy będzie ok jak wgram na poprzednią kartę microSD. Wszystko wskazuje na to, że rozleciał się plik z mapą. Być może to była też przyczyna przypadkowych wyłączeń urządzenia. Jutro się okaże w locie jak jest.
Kategoria GPS-, Praca
DPD
-
DST
37.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
01:48
-
VAVG
20.56km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie sprawdziłem dziś temperatury ale musiała być bliska zeru bo szronu nie było widać na trawie ale z ust szły kłęby pary przy oddychaniu. Do tego ładne słoneczko. Wiaterku nie zarejestrowałem więc albo korzystny, albo brak. Start 6:14. Dziś zrobiłem sobie dzień dziecka i do pracy na full-u. Kręciło się bardzo przyjemnie. Przejazd spokojny. Na Zielonej łatali dziury w asfalcie. Taki sobie to pomysł bo łatanie łat raczej nie przyniesie jakiegoś oszałamiającego efektu. W pracy z zapasem minuty.
GPS -1. Po jakichś 500-600m wyłączył się. Tak na oko z pomiaru wcięło gdzieś 200-300m. Dziwne bo na całkiem gładkiej drodze.
Po pracy ładne słońce ale znów z wiatrem. Plus taki, że wiaterek cieplejszy. Powrót robię częściowo terenem. Na początek spod Firmy do Dąbrowy Górniczej wertepkami. Asfaltem pod molo na P3 i przez Zieloną na drugą stronę Czarnej Przemszy. Tu trochę przeplatania terenu z asfaltem by ostatecznie wybyć w Sarnowie. "86" przeskakuję na światłach i zaraz za nimi odbijam w prawo. Kiedyś pewnie będzie tu asfalt lub kostka ale na razie wertepki. Przez las przy Urzędzie Gminy Psary przebijam się w stronę terenowego łącznika do Strzyżowic. Potem już tylko prosty zjazd do domu. Przyjemnie się wertepkami kręciło bo prawie zero ludzi, samochodów. Cisza, spokój. Za to P3 czas już zacząć omijać bo coraz tam tłoczniej. Szkoda nerwów.
Kategoria GPS-, Praca