GPS-
Dystans całkowity: | 1517.00 km (w terenie 199.00 km; 13.12%) |
Czas w ruchu: | 74:56 |
Średnia prędkość: | 20.24 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.00 km/h |
Liczba aktywności: | 32 |
Średnio na aktywność: | 47.41 km i 2h 20m |
Więcej statystyk |
DPSD
-
DST
37.00km
-
Czas
02:16
-
VAVG
16.32km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+2 na starcie. Odczuwalny chłód. Słoneczko przebijało się między wysokimi chmurami ale nie było w stanie ogrzać rzeczywistości. Start - 6:12. Przy okazji smarowania łańcucha odkrywam, że zarżnąłem kolejne pedały, w tym przypadku prawy. To sprawia, że plan na powrót przez serwis. Wczoraj też zrobiłem sprawdzenie klocków hamulcowych. Jeszcze nie są zdarte ale hamowanie jest kiepskie. Jak napompuję klamką to trzymają czyli wychodzi na to, że albo zapowietrzone albo gdzieś coś wyciekło. Oj! Prosi się Błękitny o serwis, prosi. A chciałem jeszcze trochę nim pojeździć do zdarcia napędu. Tyle chyba jednak nie da rady bez hamulców. Przejazd spokojny. Na Alei Róż wyłączone światła. Mnie akurat to pasuje. Na górce pod DorJan-em widzę w centrum Zagórza mnóstwo migających pomarańczowych kogutów. Znaczy się, chłopaki coś konkretnie grzebią przy rondzie. Zjeżdżam wcześniej na chodnik po lewej żeby nie zgadywać potem jak tym razem ustawili słupki. Na miejsce docieram z poślizgiem 4 min.
GPS -1 na rondzie w centrum Dąbrowy Górniczej. Dziwne.
Po pracy ładny, słoneczny dzień. Niestety nie jest ciepło za przyczyną północnego wiatru. Czapka od razu idzie w ruch. Bez wielkiego ciśnienia przez Mec, Środulę i Stary Będzin kręcę do serwisu wymienić Błękitnemu pedały. Prawy na tym dystansie kilka razy mi się zablokował i tylko użycie przemocy dawało efekty. W sumie jednak nie dziwię się, że padły. Wg zapisków z BS-a wchodzi, że pedałki przekręciły jakieś 16,6k km. Potem jeszcze zawijam na dworzec kolejowy w Będzinie do sklepiku z akcesoriami dla zwierzaków i stamtąd prosto do domu przez Łagiszę i Sarnów. Do Sarnowa cały czas pod wiatr. Do tego po drodze jeszcze małe podjazdy więc kręcę spacerowym tempem. Nie mam ochoty na szarpaninę. Od Sarnowa wiatr miałem mieć niby z boku ale chyba nieco zmienił kierunek natarcia i znów wrażenie jakbym jechał pod prąd. Średnia wyszła nędzna ale kręcenie przyjemne.
Kategoria Praca, GPS-, Pedały, Serwis
DPD
-
DST
38.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:54
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zero na termometrze. Lekko podwiewało. Start 6:10. Od samego początku jedzie się bardzo dobrze. Jezdnie suche. Po drodze bez sensacji. Mniej więcej w okolicach Alei Róż pojawiają się pierwsze płatki śniegu i towarzyszą mi do samej mety zwiększając jednocześnie gęstość opadu. Gdzieś na zjeździe spod DorJan-a w stronę centrum Zagórza GPS wyłącza się na jakimś wertepku :-/ Końcówkę do fabryki robię od d..y strony czyli terenem. Po drodze przebijam się przez małe, zamarznięte z wierzchu, rozlewisko. Trochę z duszą na ramieniu bo nie byłem pewien głębokości. Na szczęście okazało się, że płytko. Bardzo przyjemny dojazd do pracy. Liczę na taki sam powrót choć prognozy wieszczą, że może być nieciekawie.
W ciągu dnia bywało różnie: śnieg, deszcz, mieszanka tych dwóch, wiatr, chmury, słońce czyli przysłowiowy garniec marcowy. Na wyjściu jednak całkiem przyjemnie. Od razu zaczynam od terenu w stronę Placu Papieskiego. Bagno straszne. Miejscami bardzo miękko i spore rozlewiska. Gdyby nie agresywny bieżnik i dobre przełożenia to bym tam gdzieś w tym błocie w końcu pewnie staną. A tak powolutku udało się przebrnąć. Stamtąd zawijam przez trzy rondka w stronę Chemicznej, skąd włączam się na ścieżkę w stronę Będzina i dociągam nią aż do nerki. Przez Zamkowe kieruję się w stronę Grodźca. Wygląda na to, że niedawno położona ścieżka na dawnym torowisku linii tramwajowej "25" zostanie przeorana na całej długości. Kopią i od strony Osiedla Zamkowe, i od strony Grodźca (Browaru). Ciekawe jaki będzie los tej ścieżki? W Grodźcu zjeżdżam spod kościoła na ścieżkę, która rozpoczyna się niedaleko Biedronki i dociągam nią do Wojkowic gdzie za Orlenem odbijam w prawo w terenowy skrót do domu. Potem jeszcze tylko 2 km asfaltu i meta. Tu trochę czasu schodzi na czyszczeniu rowerka z błota i piasku oraz na smarowaniu. Korci mnie by w sobotę zrobić sobie dłuższe rowerowanie po wertepach ale dzisiejszy przegląd tego typu miejsc nie napawa optymizmem. Tzn. jeździ się fajnie ale potem rowerek ufajdany niemożebnie i schodzi dużo czasu na pucowaniu.
Kategoria GPS-, Praca
DPDNZ
-
DST
36.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
-5 na starcie. Na pierwszym kilometrze strefy z konkretnymi mgłami. Podmuch niezauważalny. Jezdnie, w związku z temperaturą, miejscami zlodzone. Przejazd jednak bardzo przyjemny i spokojny. GPS -3. Wyłączał się przy całkiem niedużych wstrząsach. Chyba czas poważnie myśleć o nowym. Po drodze postój w celu sfocenia hotelu obok Nemo. Urosło mu się trochę od czasu, kiedy ostatnio go fociłem.
Po pracy powrót przez Będzin, gdzie zahaczam o serwis by w końcu zamówić nowy pojazd. Okazuje się, że są schody. Wszyscy producenci mieszają z cenami. Jedni podnoszą. Inni zawieszają sprzedaż. Podobno z powodu kursu dolara. Wybranej Meridy nie da się teraz zamówić :-/ Oglądam katalogi Scott-a i jeden z modeli zeszłorocznych ma to co bym chciał i jest w moim zasięgu więc sprawa rozstrzygnie się w poniedziałek. Jak po telefonie będzie info, że jest dostępny to się zdecyduję na tego Scotta. Trochę lepsze amory i dłuższa gwarancja na ramę za niewiele wyższą cenę. Jak nie będzie tej opcji to chyba przyjdzie przeczekać zawirowania na rynku aż się sytuacja ustabilizuje. Potem przez Zamkowe, Grodziec i Gródków wracam do domu. Jeszcze za jasności. Tu zmiana sakw i zagięcie do wsiowego Lewiatana. Dystans na oko bo GPS wyjątkowo nie chciał dziś współpracować. Zmierzył jakieś 32km tymczasem pokonany przeze mnie dziś dystans to min 36km. Łącznie posiało się przynajmniej 4km. No niedobrze. Zastanawiam się czy to wina temperatury czy też wstrząsów. Albo może kombinacja tych czynników. Zakup nowego GPS-a przed poważniejszymi wyjazdami może okazać się już nie zachcianką tylko koniecznością. Ten, co prawda, dalej po włączeniu pokazuje prawidłowo pozycję, ale już z rejestrowaniem śladu i liczeniem czasu i dystansu jest problem. Szkoda, bo dużo razem zjeździliśmy i szkoda go spisywać na straty, ale naprawa raczej nie będzie już opłacalna a może nawet możliwa :-( W turystyce pieszej jeszcze się sprawdzi bo w tego typu aktywności nie ma zbyt wiele wstrząsów takich jak na rowerze. Sęk w tym, że chodzenie odprawiam sporadycznie.
Kategoria GPS-, Praca
DPONDZ
-
DST
50.00km
-
Czas
02:34
-
VAVG
19.48km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+3. Ciągle jeszcze ciemno. Wiatr mniej więcej jak wczoraj. Jak na styczeń warunki całkiem dobre. Start 6:03. Lądowanie z zapasem 9 minutek. Przejazd spokojny choć po drodze była okazja zaobserwować kilku furiatów za kierownicą. Na finiszu zaczątki pięknego wschodu słońca.
Na powrocie znów całkiem fajne warunki. Co prawda słońca mniej ale wiaterek wciąż niezbyt przeszkadzający i temperatura przynajmniej +5. Oczywiście powrót objazdowy. Dziś kolejno przez Plejadę i Chemiczną do Czeladzi. Stamtąd mostkiem na czerwonym szlaku do Przełajki. Tutaj kawałek miałem do dyspozycji króliczka. Wyprzedził z zaskoczenia i przez chwilę miałem mu odpuścić ale jak kawałek odjechał to zakręciłem żwawsze młynki i zacząłem go gonić. Jak miałem do niego z 5-10m to zrównałem tempo żeby zobaczyć ile pociągnie ale się rozczarowałem bo nim dojechaliśmy do górki przed mostem skręcił chyba do domu :-/ Dalej więc bez ścigania swoim tempem obok pola do paint-ball-a przy dawnej KWK "Jowisz" i przez pola zjazd do Wojkowic na Orbitalną. Tutaj obieram kierunek na Rogoźnik. Minąwszy kościół zwrot w prawo do Strzyżowic. Tutaj lekkie wygięcie i w domu ląduję z wynikiem 47km. Zakładam większe sakwy i ciut dłuższe zagięcie do wsiowego Lewiatana żeby potem już nie cudować z doginaniem do 50km. Pod domem brakło 100m do 51km. Bardzo przyjemny i dość spokojny powrót do domu. Zachód słońca dziś ciut po 16:00 ale względna jasność utrzymuje się jeszcze sporo ponad pół godziny więc jedzie się całkiem nieźle. Jezdnie suche. Wiaterek do przyjęcia. Taka zima może być do samej wiosny :-)
GPS -1.
Kategoria Praca, GPS-
DPND
-
DST
35.00km
-
Czas
01:58
-
VAVG
17.80km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
-7. W tej kwestii termometr nie chciał zmienić zdania. Na szczęście bez wiatru. Start 5:56. Kręcenie spokojne by się nie zagotować i jednocześnie nie załatwić napowietrzania. Po terenie było widać, że przymroziło. O wschodzie będą pewnie ładne widoki oszronionych lasów i pól. Przejazd spokojny. Nie zatrzymywałem się na focenie hotelu bo pewnie i tak by nie wszyło dobrze, a przy tym straciłbym nieco ciepła. Generalnie nie zmarzłem. Trochę tylko palce stóp odczuły chłód :-/
Powrót z pracy w dużo korzystniejszych warunkach termicznych ale bez większego gięcia. Mec, Środula (GPS na "-"), Stary Będzin, nerka, Łagisza, Sarnów. Przejazd spokojny. Pierwsza w tym roku okazja do śmignięcia po śniegu. Co prawda warstwa symboliczna ale śnieg to śnieg. Uślizgi jednak nie chciały wychodzić bo na tyle oponka z dość agresywnym bieżnikiem.
Kategoria Praca, GPS-
DPOD
-
DST
52.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
23.64km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+16. Niebo zachmurzone. Zamglenia. Jednak mimo tego odczuwalnie przyjemnie. Start nieco poza oknem - 6:19. Przejazd dość sprawny i na miejscu z zapasem 3 minutek. Po drodze dość sporo śladów po opadach.
Po pracy tym razem zagięcie powrotu przez Kazimierz Górniczy, Gołonóg, Antoniów, Ujejsce, Wojkowice Kościelne, Pogorię 4, Przeczyce i Sarnów. Troszkę drobnych eksploracji po drodze. Jazda spokojna, bez ciśnienia na tyle by się nie pozbawić tlenu ale też i nie marudzić za bardzo. Po drodze było kilka króliczków ale na krótkich dystansach bo skręcali mi ciągle nie tam gdzie ja jechałem ;-)
GPS znów dziś na minusie. 300m od domu jełop z komórką przy uchu wymusza pierwszeństwo. Szkoda, że nie trafił na jakiegoś ciężarowego. Przynajmniej by kretyna ubyło jednego z drogi. A tak jeszcze kogoś może trafić.
Kategoria Praca, GPS-
DPODZ
-
DST
54.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:26
-
VAVG
22.19km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17. Dywan chmur. Odczuwalnie bardzo przyjemnie. Start dziś poza oknem - 6:22 - więc od razu kręcenie dość żwawe, choć nie tak bardzo jak wczoraj. Udaje się jednak do "dworca kolejowego" w Dąbrowie Górniczej dojechać o czasie, który daje nadzieję na punktualne dotarcie do pracy. Po drodze przystanek na sfocenie miejsca budowy hotelu obok Nemo. Potem bardzo ekspresowy przejazd do centrum Zagórza i na miejscu jestem minutę przed 7:00.
Dziś powrót z pracy zdecydowałem się nieco pozaginać. Na początek obok Plejady i przez Chemiczną do Czeladzi. Tu nieco zaginam by nie rzeźbić znów tych samych asfaltów. Od świateł na "94" kręcę w stronę mostku na Brynicy i dalej przez Przełajkę do Wojkowic. Nieco terenem i bokami docieram pod Netto. Klinkierkiem wzdłuż Brynicy jadę do Rogoźnika. Przez park i wzdłuż zbiornika kręcę do Góry Siewierskiej i stamtąd zjeżdżam do domu. Opróżniam sakwę i jeszcze małe kółeczko do wsiowego Lewiatana. Miejscami chyba padało bo asfalt był mokry np. w Górze Siewierskiej. Chmury były nieco dwuznaczne w kolorach ale akurat mnie nie kapnęło nic. Bardzo fajnie się kręciło na powrocie, bez ciśnienia, prawie spacerowo.
GPS -3 na powrocie :-(
Kategoria Praca, GPS-
DPD
-
DST
32.00km
-
Czas
01:28
-
VAVG
21.82km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś nie spojrzałem na termometr ale wrażenie takie jakby było nieco bardziej rześko niż wczoraj. Ładne słoneczko, trochę wiaterku. Jechało się bardzo dobrze. Start 6:14 więc ze sporym zapasem minutek, których nie było potrzeby zbytnio nadużywać bo światła w sporej części dość dobrze współpracowały. Spokojny dojazd do pracy.
Powrót bez gięcia i najkrótszą drogą. Jakoś nogi nie chciały za bardzo podawać a do kompletu część drogi pod wiatr. Taki powrotny spacerek przez Mec, Środulę, Stary Będzin, Łagiszę i Gródków. GPS na minusie :-/ Jeszcze trochę i chyba wyślę go do serwisu.
Kategoria Praca, GPS-
Regeneracyjnie z Ghostbikers
-
DST
96.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
05:03
-
VAVG
19.01km/h
-
VMAX
59.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dobrze było spotkać wczoraj Robreda bo dzięki temu dotarło do mnie info, że dziś jest spokojna objazdówka Ghostbikers na Sosinę i Sławków. Wstałem odpowiednio wcześniej ale znów nic to nie dało i na pierwsze miejsce zbiórki, czyli pod zamek w Będzinie, nie miałem szans zdążyć. Robert do mnie dzwonił stamtąd czy dojadę a ja jeszcze byłem w domu i kończyłem pobieżne czyszczenie i smarowanie Błękitnego Rumaka. Zapowiedziałem się, że dotrę na drugie miejsce zbiórki czyli na górkę środulską.
Ruszam 11:20 i pomimo wczorajszej rzeźni z delikatnymi nutkami miodzia dość żwawo kręcę w stronę Będzina i dalej do Sosnowca.
Na miejscu już całkiem spora grupka a ja wcale nie jestem jeszcze ostatni. Kiedy Prezes Ghostbikersów daje w końcu sygnał do startu jest nas dziewiętnaścioro, co widać na jednym z pierwszych zdjęć (chyba, że się w liczeniu pomyliłem).
Jak to zwykle bywa, gdy ktoś prowadzi, zupełnie nie przejmowałem się tym, którędy jedziemy. W każdym bądź razie były znajome miejsca czyli dywanowy mostek, Sosina, baza nurków z wjazdem na urwisko i grupowym foto, potem znów Sosina i objazd jej dookoła. Potem długa i nudna prosta do Bukowna, gdzie lwia część składu skusiła się na lody w sławnej (przynajmniej w naszym gronie) cukierni.
Po uzupełnieniu zapasów płynów wszelakich przenosimy się szybko do Sławkowa. Po drodze udaje się spreparować foto gleby niemalże wyszydzonej przez
Domina. Wcześniej też była gleba ale nie zdążyłem jej uwiecznić a Domino
wyszydzić. W Austerii zasiadamy do obiadku. Najwyższa już pora bo jest po 17:00. Serwuję sobie złocistego izotonika do żurku i fileta drobiowego grillowanego w białym winie wraz z dodatkami oraz gorącą herbatkę. Tego mi było trzeba. Troszkę nam schodzi bo zrobiliśmy nalot na karczmę w licznej grupie i niektórzy musieli się wykazać cierpliwością bo zamówione dania wymagały jednak trochę przygotowań. Ale nam to niespecjalnie przeszkadzało bo był pretekst posiedzieć i nic nie robić. W międzyczasie robi się nieco chłodniej i kiedy ruszamy już w drogę powrotną kręci się o wiele lepiej.
Tym razem bez gięcia i kombinowania wzdłuż trasy serwisówką i potem prosto do Dąbrowy Górniczej.
W Dąbrowie Górniczej powoli zaczynamy się rozjeżdżać. Na początek 4 osoby odbijają na Zagórze. Potem 3 na Mydlice. W 9 osób docieramy do mola przy Pogorii 3 gdzie żegna się z nami Adam a my zasiadamy na izotonika w towarzystwie Freya, który był już wrócił z wypadu nad morze i właściwie to nas zauważył. Tu nam czas wesoło płynie na pogaduchach. Przed zachodem słońca jednak większość się rozjeżdża i zostajemy we trzech: Domino, Frey i ja. Siedzimy prawie do 22:00 nim decydujemy się w końcu ruszyć do domu. Solo jadę przez Zieloną, Preczów i Sarnów do domu. Zaskakuje mnie odcinek w ciemnościach na mojej wiosce. Na kilkuset metrach nie działają latarnie. Na szczęście sytuację ratuje czołówka zainstalowana na kasku jeszcze podczas nasiadówy przy Pogorii 3.
Generalnie bardzo fajny dzionek. Kilometrowo może nie imponujący ale tu chodziło by trochę pojeździć, trochę się pobyczyć i w ogóle przyjemnie spędzić niedzielę w wesołym gronie. Sukces założeń dnia dzisiejszego 100%.
Link do pełnej galerii
Bodycount.
Po pierwszej glebie za dywanowym mostkiem. Na szczęście w piasku więc bezstratnie. Może tylko z nieco porysowaną dumą ;-)
Chłopaki się uwzięli z foceniem kierowniczki wycieczki...
... to i ja zooma odpaliłem.
Potem grupowe nad przepaścią. Wszyscy wyszli z tego cało.
Z nudów Wojtek wyciska rowerki. Czekamy aż skończy się podziwianie drugiego zbiornika bazy nurków.
Po tym jak omal nie umarliśmy z nudów ciągnąc prostą do Bukowna, skład raczy się nagrodą w postaci lodów.
Do Sławkowa kilka fajnych górek.
Preparowanie wyszydzonej gleby. Niestety ja za szybko pstryknąłem, Domino nie zdążył wyciągnąć palca a ofiara potem już nie współpracowała. Ale bez opisu to wygląda to tak, jakby była solidna gleba i Domino zaraz ją miał profesjonalnie wyszydzić. I tej wersji się trzymajmy.
Potem jest Austeria, obiad i krzynka wypoczynku przed startem :-)
Potem ciągniemy już prosto do D. G. Kilka nowych osób zrobiło tym wypadem swoje życiówki. Cóż, jeśli się nie zniechęcą, to rychło będą miały okazję podbić wynik :-)
Dla mnie jeżdżenie kończy się przy takim wyniku. Niewiele do setki brakło ale ze względu na porę darowałem sobie dokrętki.
Kategoria GPS-, Jednodniowe
Koledze Nie Pomożesz?
-
DST
137.00km
-
Teren
70.00km
-
Czas
07:27
-
VAVG
18.39km/h
-
VMAX
53.20km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Karma nad tym wyjazdem miała swą błogosławioną pieczę :-)
Dowiedziałem się, że coś będzie się działo od Maćka. Powiedział mi, że Domino sprzedał mu info o wypadzie w sobotę. Z detali wynikało, że zbiórka o 10:00 na molo przy Pogorii 3. Więcej wiedzieć nie musiałem. I w sumie dobrze, że nie wiedziałem bo pewnie bym nie pojechał. Rano wstałem dość wcześnie ale znów grzebanie przedstartowe spowodowało, że wyjechałem 9:45. Zero szans na dotarcie na start na 10:00. Dzwonię do Domina stojąc na światłach z Gródkowa do Łagiszy, że jestem jeszcze daleko i jak będę dojeżdżał to drynkę żeby mi podał kierunek, w którym mam ich ścigać. Spotykam ich na Zielonej. Rozpoznaję, że to ta grupa tylko dzięki temu, że jechał w niej Domino. Przyklejam się na końcu i jedziemy sobie całkiem żwawo w stronę Pogorii 4. Okazuje się, że impreza jest pod szyldem Rowerowej Dąbrowy (albo Dąbrowy Rowerowej - ciągle nie potrafię ich rozróżnić, w każdym bądź razie ta, w której dowodzi Pan Brzost). Nieco entuzjazm opadł ale co? Wracać? Bez sensu. Poza tym w razie czego z Dominem się oderwiemy i wykręcimy coś ciekawego. Początek mało ciekawy bo przejazd wzdłuż Pogorii 4 do Wojkowic Kościelnych. Miejsca, gdzie dawniej była kopalnia piasku, obstawione przez tłumy ludzi. Jedziemy dalej do Podwarpia i tu zaczyna się robić ciekawie bo wpadamy w teren. Generalnie celem wypadu jest źródło Centurii. Mało mi to mówi ale trasa okazała się bardzo fajna. Dużo terenu, boczne drogi. Do tego kameralne, ośmioosobowe grono i wszyscy dość wyjeżdżeni więc też i tempo całkiem nienajgorsze biorąc pod uwagę, żeśmy dziś niezły kawał piachu zryli. Przypomniał mi się wyjazd pod dowództwem Oli i Edyty na Roztocze. Nim osiągamy samo źródło jest przeprawa przez rzeczkę. Bardzo przyjemna, chłodna woda. Chwilę w niej brodzimy by dać stopom ciut ochłody. Do samego źródła trzeba zejść po stromej skarpie piaskowej ale na dole całkiem urokliwy zakątek. Jadący z nami botanik objaśnia, że w tym miejscu występuje pewna roślinka (niestety nie pamiętam nazwy choć ją wymieniał), której nie ma nigdzie w Polsce (mądrze to się mówi endemiczna). Woda ze źródła musi być bardzo czysta, bo taplają się w niej drobne żyjątka (znów nie zapamiętałem ich nazwy), które są czymś w rodzaju papierka lakmusowego czystości wody. Ktoś tam nawet mówił, że woda smaczna więc chyba próbował.
Ze źródeł jedziemy do Grabowej, gdzie przy sklepie robimy dłuższy postój pojeniowy. Upał konkretny i skrzętnie korzystaliśmy z okazji do uzupełnienia płynów i prowiantu (choć bardziej tego pierwszego) bo sporo trasy przebiegało terenem. Z Grabowej rozpoczynamy powrót. Jest jeszcze trochę terenu na którym najpierw Domino popełnia glebę (tej nie widziałem) a potem powtarza wyczyn Radek (to obfocone i wyszydzone profesjonalnie). Na szczęście obydwie w piasku więc lądowania miękkie i bezstratne.
Na powrocie odłączamy się we trzech: Domino, Radek i ja bo ekipa ciśnie asfaltem do Ząbkowic i dalej w stronę Antoniowa i Pogorii 4 a my wolimy wertepki i wbijamy na czarny szlak. Kilometrowo jest tak sobie bo niecałe 80 więc kombinujemy jakby tu pozaginać. Domino proponuje skoczyć na lody do Siewierza. Ale na razie jedziemy do Chruszczobrodu. Tu Radek już decyduje odbić na Pogorię 4 choć pokazujemy mu, żeby ciął w teren i z nami do Siewierza. Polną drogą ładnie ścinamy do asfaltu na Siewierz i wkrótce potem lądujemy na rynku wciągając duże lody włoskie. Potem przenosimy się pod żabkę by uzupełnić płyny. Przelawszy wodę do bidonów szukamy na rynku ławki w cieniu ale wszystkie zajęte więc z zimnymi radlerkami jedziemy pod zamek i siadamy w cieniu. Nim jeszcze otwarliśmy puszki w naszą stronę skręca rowerzysta. Jakoś tak dziwnie znajomy się wydaje. Robredo. No to już wiadomo, że będzie ciekawie.
Dzielimy się z nim zimnymi radlerkami i rozpoczyna się dwustronny quiz. Skąd? Dokąd? Ile km-ów? Okazuje się, że Robert robi dziś dwusetkę. Jak nas spotkał, to miał coś koło 140. Od słowa do słowa i decydujemy się mu pomóc zagiąć do tych 200 by nie musiał na siłę kombinować. Różne propozycje padają, wśród nich Świerklaniec. W końcu staje na tym, że jedziemy przez las do Zendka i objeżdżamy lotnisko a potem do Nowej Wsi i Twardowic. A potem się zobaczy. Jedzie się w lesie bardzo fajnie bo słońce tak nie daje popalić i droga w miarę dobra. Przy lotnisku dla mnie niespodzianka. Ogrodzony nowy kawałek terenu w miejscu, gdzie budują nowy pas startowy. Objeżdżamy go wzdłuż ogrodzenia, potem stary pas i przez tereny dawnej jednostki lotniczej w Mierzęcicach dojeżdżamy do Nowej Wsi. Podjazd zaczynamy równo ale po drodze odcina mi totalnie zasilanie. Chłopaki czekają na mnie na górce na przystanku. Wciągam gdzieś 0,25l coli i ruszamy dalej. Miałem zamiar dojechać do Góry Siewierskiej i prosto do domu ale co? Koledze nie pomogę? Tak to by się musiał męczyć z wykręcaniem gdzieś na siłę kilometrów. Tak więc zaczynamy zjazd do Siemoni i dalej do Sączowa. Wertepkami przeskakujemy do Niezdary i dalej asfaltem do Świerklańca. Bokiem parku dojeżdżamy do wału Kozłowej Góry i ciągniemy nim do tamy. Tu znów lekko siada mi zasilanie ale sklep niedaleko więc ciągnę ile daję radę. Przy sklepie dłuższa przerwa pojeniowo-karmieniowa (radlerki, małosolne, Jeżyki). Nieco sił odzyskuję ale chłopaki coś tam mówią, że może by to tempo nieco zredukować z 28 na jakieś stateczne 25. Podejrzewam, że nie chodziło o to, że nie wyrabiają tylko bardziej mieli na myśli to bym sam się oszczędzał bo kilka razy wspomniałem, że coś mi się kolano odzywa. Jednak bez większych oporów przystaję na to, by nie wrzucać blatu. Tym sposobem przekroczenie 30km/h następuje tylko w bardziej sprzyjających warunkach drogowych (kilka razy). Jedziemy skrótem do Rogoźnika i dalej przez Strzyżowice do mojej wioski. Tu się żegnam z chłopakami bo jestem już prawie w domu. Oni mają do Dąbrowy Górniczej centrum jeszcze jakieś 13 km najkrótszą drogą. Robredowi brakuje do 200 niecałe 10. Będzie miał na bank. A w ogóle to bym się nie zdziwił jakby to znacznie przekroczył. Nie wyglądał na zmordowanego pomimo tego, że pozamiatał na Pogorii 4 jakiegoś szosowca :-)
Umawiamy się jeszcze na jutro na wyjazd Ghostbikers spod Zamku i oni ruszają na Gródków a ja już ostatnie 400 m do siebie.
Bardzo udany dzień. Dużo miodzia z bardzo ładną rzeźnią w super towarzystwie. Nie spodziewałem się, że ta sobota tak ładnie się przekręci.
Link do pełnej galerii
Na początek standardzik.
A potem jest już teren, widoczki i rozpoczyna się miodzio.
Jest brodzenie.
Ja tam się nie szczypałem.
Takiego terenu było sporo dlatego zdjęć z jazdy nie za wiele bo obie ręce były potrzebne do tego by się nie wyglebić. Większość dało się spokojnie przejechać. Zwłaszcza po treningu u Oli na Roztoczu :-)
Niepozorne źródełko Centurii.
Wspomniana wyżej roślinka. Podobno kwitnie cały rok i w tym miejscu ma się wyjątkowo dobrze zarówno pod względem wody jak i temperatury.
A to wspomniane również wyżej zwierzaczki, które świadczą o jakości wody. Niestety aparat nie chciał się wyostrzyć na tym co ja uznawałem za ważne i niewiele widać. Nie było za wiele czasu na zabawy fotograficzne.
Wracamy znad źródełka.
Potem wspinaczka na Rezerwat Góra Chełm (czy coś podobnego w brzmieniu).
Sfocona i profesjonalnie wyszydzona gleba Radka.
Potem się odrywamy od reszty, zostawia nas Radek i w końcu Domino wchodzi w szkodę objadając się młodą kukurydzą.
W Siewierzu, siedząc pod zamkiem, spotykamy Robreda.
Potem jest sporo szybkiego jeżdżenia i w związku z tym mało czasu na focenie aż do tego miejsca czyli mostu nad autostradą w drodze z Wymysłowa do Rogoźnika.
Mnie dzień kończy się z takim wynikiem. Chłopaki będą mieli sporo więcej.
Kategoria Jednodniowe, GPS-