Klubowo
-
DST
141.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
09:13
-
VAVG
15.30km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Gdyby nie info od Prezesa to bym dzisiejszy wyjazd przegapił. Zupełnie
wyleciało mi z głowy, że mamy klubowy wyjazd dla ludności.
Zbieram
się wcześniej żeby nieco oporządzić Rzeźnika bo stał nieruszony od
piątkowej ulewy. Czyszczenie, smarowanie, dopompowanie luftu do tyłu i
ruszam. Na wiosce jeszcze przystanek przy piekarni by zrobić sobie zapas
kalorii i potem już prosto przez Wojkowice, Czeladź i Milowice pod
fontannę na zbiórkę. Jestem ciut przed 8:00. Na miejscu całkiem liczna
grupa. Kiedy Marcin podsumował listę było na niej 51 osób. Dużo jak na
ten dystans i przewidywane warunki pogodowe.
Ruszamy po
przedstartowym foto. Nie znam dokładnego przebiegu trasy więc turlam się
spokojnie w ogonku czasem tylko focąc. Trasa przez znane, w większości,
mi miejsca ale niejednokrotnie podjechane z nieznanych kierunków.
Spokojnie, z dala od samochodów. Dokładny przebieg wrzucę jak ściągnę
ślad z Garmina. W zarysie to zakosami przetaczamy się do Sławkowa, potem
na punkt widokowy na Pustynię Błędowską od strony Chechła. Tu nieco się
rozjeżdżamy i z maruderami asfaltem dotaczamy się na Czubatkę i
tamtejszy punkt widokowy wcześniej niż trzon wyrywny, który poleciał
szlakiem.
Potem razem toczymy się do Rabsztyna. Tu w końcu
zasiadamy do obiadu, którego wypatrywałem już dużo wcześniej. Posileni i
nieco rozleniwieni wtaczamy się pod Zamek. Nieliczna część grupy
wybiera się na wejście na wieżę a reszta odpoczywa w zacienionych
miejscach na zielonej trawce.
Z Rabsztyna wracamy już bez gięcia
asfaltami przez Olkusz i Bukowno na Sosinę. Tu oficjalnie koniec
wycieczki. W grupkach rozjeżdżamy się w swoje strony. Kręcę z Prezesem i
mniej liczną, wolniejszą częścią uczestników na Maczki. Ostatecznie
żegnam się z ostatnimi uczestnikami przed odbiciem w stronę Kazimierza.
Stąd kręcę do centrum Dąbrowy Górniczej i przez Zieloną do Preczowa.
Potem już prosta przez Sarnów do domu.
Dziś warunki pogodowe dla
mnie były rewelacyjne. Gorąco, słonecznie, trochę lekkich podmuchów.
Jechało mi się bardzo dobrze. Za to niektórym uczestnikom pogoda dawała
się we znaki i lekko nie mieli. Ostatecznie objazd zrobili wszyscy ale
tempo mieliśmy słabsze od zakładanego i nie udało się zrealizować
wszystkich punktów trasy. Ominęliśmy np. rynek w Olkuszu, na którym
czekał na nas Marcin z Anią powracający z kilkudniowego wyjazdu po
okolicach Sandomierza. Gonili nas potem w stronę Bukowna i wracali z
nami.
Było po drodze też trochę defektów technicznych.
Najpopularniejszy to kapcie, które zaczęły się już w Sosnowcu. W sumie
było ich chyba z 5 czy 6. Był też jeden zerwany łańcuch. Na szczęście
awarie były z kategorii usuwalnych ale przyczyniły się też do
rozjechania planu przejazdu. Jednak w tak licznej grupie trzeba się
liczyć z tym, że tak może się potoczyć akcja. Sam też doświadczyłem
czegoś na kształt kapcia. Kilka razy w ciągu dnia musiałem dopompować
tylne kółko bo czułem, że zaczyna mi zadek pływać na zakrętach i dobija
czasem na nierównościach. Dnia następnego, wychodząc do pracy,
przekonałem się, że gdzieś coś musiałem podłapać bo przywitał mnie u
Rzeźnika flaczek. Chyba też mam jakieś luzy na korbie więc zanosi się na
to, że Rzeźnik pojedzie we wtorek do serwisu na badania okresowe.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe