limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Klubowo

  • DST 141.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 09:13
  • VAVG 15.30km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 lipca 2017 | dodano: 31.07.2017
Uczestnicy

Gdyby nie info od Prezesa to bym dzisiejszy wyjazd przegapił. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że mamy klubowy wyjazd dla ludności.

Zbieram się wcześniej żeby nieco oporządzić Rzeźnika bo stał nieruszony od piątkowej ulewy. Czyszczenie, smarowanie, dopompowanie luftu do tyłu i ruszam. Na wiosce jeszcze przystanek przy piekarni by zrobić sobie zapas kalorii i potem już prosto przez Wojkowice, Czeladź i Milowice pod fontannę na zbiórkę. Jestem ciut przed 8:00. Na miejscu całkiem liczna grupa. Kiedy Marcin podsumował listę było na niej 51 osób. Dużo jak na ten dystans i przewidywane warunki pogodowe.

Ruszamy po przedstartowym foto. Nie znam dokładnego przebiegu trasy więc turlam się spokojnie w ogonku czasem tylko focąc. Trasa przez znane, w większości, mi miejsca ale niejednokrotnie podjechane z nieznanych kierunków. Spokojnie, z dala od samochodów. Dokładny przebieg wrzucę jak ściągnę ślad z Garmina. W zarysie to zakosami przetaczamy się do Sławkowa, potem na punkt widokowy na Pustynię Błędowską od strony Chechła. Tu nieco się rozjeżdżamy i z maruderami asfaltem dotaczamy się na Czubatkę i tamtejszy punkt widokowy wcześniej niż trzon wyrywny, który poleciał szlakiem.

Potem razem toczymy się do Rabsztyna. Tu w końcu zasiadamy do obiadu, którego wypatrywałem już dużo wcześniej. Posileni i nieco rozleniwieni wtaczamy się pod Zamek. Nieliczna część grupy wybiera się na wejście na wieżę a reszta odpoczywa w zacienionych miejscach na zielonej trawce.

Z Rabsztyna wracamy już bez gięcia asfaltami przez Olkusz i Bukowno na Sosinę. Tu oficjalnie koniec wycieczki. W grupkach rozjeżdżamy się w swoje strony. Kręcę z Prezesem i mniej liczną, wolniejszą częścią uczestników na Maczki. Ostatecznie żegnam się z ostatnimi uczestnikami przed odbiciem w stronę Kazimierza. Stąd kręcę do centrum Dąbrowy Górniczej i przez Zieloną do Preczowa. Potem już prosta przez Sarnów do domu.

Dziś warunki pogodowe dla mnie były rewelacyjne. Gorąco, słonecznie, trochę lekkich podmuchów. Jechało mi się bardzo dobrze. Za to niektórym uczestnikom pogoda dawała się we znaki i lekko nie mieli. Ostatecznie objazd zrobili wszyscy ale tempo mieliśmy słabsze od zakładanego i nie udało się zrealizować wszystkich punktów trasy. Ominęliśmy np. rynek w Olkuszu, na którym czekał na nas Marcin z Anią powracający z kilkudniowego wyjazdu po okolicach Sandomierza. Gonili nas potem w stronę Bukowna i wracali z nami.

Było po drodze też trochę defektów technicznych. Najpopularniejszy to kapcie, które zaczęły się już w Sosnowcu. W sumie było ich chyba z 5 czy 6. Był też jeden zerwany łańcuch. Na szczęście awarie były z kategorii usuwalnych ale przyczyniły się też do rozjechania planu przejazdu. Jednak w tak licznej grupie trzeba się liczyć z tym, że tak może się potoczyć akcja. Sam też doświadczyłem czegoś na kształt kapcia. Kilka razy w ciągu dnia musiałem dopompować tylne kółko bo czułem, że zaczyna mi zadek pływać na zakrętach i dobija czasem na nierównościach. Dnia następnego, wychodząc do pracy, przekonałem się, że gdzieś coś musiałem podłapać bo przywitał mnie u Rzeźnika flaczek. Chyba też mam jakieś luzy na korbie więc zanosi się na to, że Rzeźnik pojedzie we wtorek do serwisu na badania okresowe.


Link do pełnej galerii






















Kategoria Jednodniowe


komentarze
niradhara
| 16:05 czwartek, 3 sierpnia 2017 | linkuj Ależ tłum! Mnie się tak nie zdarza jeździć. Najwyraźniej nie jestem zwierzęciem stadnym ;)
Pozdrawiam :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!