Styczeń, 2019
Dystans całkowity: | 873.00 km (w terenie 244.00 km; 27.95%) |
Czas w ruchu: | 61:55 |
Średnia prędkość: | 14.10 km/h |
Liczba aktywności: | 23 |
Średnio na aktywność: | 37.96 km i 2h 41m |
Więcej statystyk |
DPDZND
-
DST
38.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
18.24km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zamuliłem dziś konkretnie. Na kołach jestem o 6:01. Termorurka zeznała +3 ale chrupiący pod kołami samochodu, wyjeżdżającego sąsiada, lód upewnił mnie, że różowo nie będzie. Dotarcie do jezdni tylko mnie w tym upewnia. Chodnik oblodzony, jezdnia przy krawędzi również. Część użytkowa jezdni mokra ale tak, że koła wilgoci nie podrywały. Jedynie w koleinach czasem trochę stojącej wody. Generalnie trzeba będzie uważać ale można jechać w miarę szybko.
Trasę kręcę przez Będzin. Poza tym, że krótka, to prawie nie mam na niej ścieżek. Tych na ul. 11-go Listopada i Kośiciuszki nie liczę bo w warunkach zimowych jakby ich nie było - zalane, zasypane odgarniętym zlodowaciałmym śniegiem, oblodzone. Kompletnie bezużyteczne, a nawet wręcz niebezpieczne.
Jedzie się dobrze. Odczuwalnie pod koniec to byłem już zagotowany. Może też trochę dlatego, że był króliczek. Wyprzedził mnie na Kościuszki i aż do cmentarza na Środuli miałem go w zasięgu wzroku. Na początku mu odpuściłem dochodząc do wniosku, że na grubych oponkach nie mam się co z nim ścigać ale przekonawszy się, że jakoś strasznie nie gna i to wyprzedzenie mogło być pokazówką, zacząłem go gonić powolutku się zbliżając. Niestety przy cmentarzu zjechał na bok. Pewnie mój kierunek nie był również jego kierunkiem.
Reszta trasy spokojnie do celu. Na mecie mam 3 min. zapasu. Przyjemny dojazd do pracy.
Powrót z pracy również asfaltami. Zależy mi na tym, by sprawnie i w miarę szybko znaleźć się w domu i zaliczyć jeszcze rundę zakupową.
Ruszam przez centrum Zagórza na Mortimer i dalej na Reden. Mały postój przy ścianie płaczu i potem dalej w stronę ul. Granicznej i Robotniczej. Asfaltami przez Zieloną jadę do Preczowa i stąd już standardowa droga przez Sarnów i całą moją wioskę.
W domu jestem już po zachodzie słońca ale jeszcze za względnej jasności. Zostawiam plecak, zakładam Mamutowi sakwy i ruszam w standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Zjazd z balastem już w ciemnościach.
Temperatura zauważalnie się podniosła. Drogi były miejscami nawet suche. Musiałem się pilnować żeby za mocno nie cisnąć a i tak na finiszu jestem lekko podgotowany. Popołudniem warunki były zdecydowanie na węższe opony.
Kategoria Praca
DPSND
-
DST
34.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
17.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Mokro.
Sprawdziły się prognozy ICM-u. Moja termorurka wykazała +4. Wyprowadzając rower czuję chlapę pod śniegiem. Na ulicy słyszę przejeżdżające samochody. Chlapa. Nie pada. Zdecydowanie dziś tylko asfalty.
Kręcę przez Będzin. Jakby większy dziś ruch na drogach ale jedzie się dobrze. W Będzinie pełna runda honorowa wokół nerki zamiast skracania chodnikami. Na nich jest tragicznie. Na drodze też nie za pięknie. Wielokrotnie muszę objeżdżać rozlewiska. Wolę nie ryzykować opcji jazdy po zalanym lodzie.
Na Środuli jazda w górę dwóch potoków, na ul. Zuzanny i Dworskiej. Ten drugi bardziej rwący.
Na metę zataczam się z rezerwą 15 min. Trochę na finiszu kropiło ale niegroźnie. Więcej na twarz zebrałem spod koła na zjeździe z Lenartowicza. W butach sucho. W sumie przyjemny dojazd do pracy choć wolałbym, żeby było bez wody.
Wyruszam z pracy ciutkę wcześniej z zamiarem najechania serwisu w sprawie wymiany mostka u Mamuta. Trasę kręcę prawie taką jak dojazdowa o poranku. Kilka minut roboty i element wymieniony. Teraz mam kierownicę nieco bliżej i nieco wyżej. Mam nadzieję, że ta pozycja będzie bardziej komfortowa i wyeliminuje drętwienie dłoni.
Załatwiwszy temat dziarsko ruszam w dalszą drogę powrotną. Kręcę przez Łagiszę i Sarnów do domu. Asfaltami. Tym razem rzeczywistymi asfaltami. Mokrymi, ale asfaltami. Jedzie się dobrze i sprawnie choć nie za szybko. Miękko napompowane kółka szybko toczą się jedynie na zjazdach. Nie zmieniam tego jednak, bo nie znam dnia ani godziny, kiedy mi się zachce znowu uciec gdzieś w teren bądź skracać po chodnikach.
Ruch jakby trochę duży ale trasę pokonuję bez ekscesów. Przyjemne powrotne kręcenie do domu. Temperatura dodatnia. To ona też nieco przyczyniła się do słabszej średniej. Czasem musiałem zluzować z tempem żeby się nie przegrzać. Na ostatnich 3-4 kilometrach lekko mnie odcinało.
Kategoria Praca, Serwis, Mostek
DPND
-
DST
36.00km
-
Teren
29.00km
-
Czas
03:14
-
VAVG
11.13km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się dziś ciut wcześniej niż wczoraj ale później niż planowałem. Toczenie zaczynam o 5:43. Trasa częściowo zgodnie z planem. Na pełną realizację brakło czasu.
Na początek "asfaltami" przez całą moją wioskę do Sarnowa i dalej do Preczowa. Tam, na głównym skrzyżowaniu, odbijam całkiem na prawo i przy końcu ulicy wbijam w leśny skrót w stronę Zielonej. Kawałek "asfaltem" i na czarny szlak z Łagiszy. W parku jestem o 6:26. Planowałem dalej pojechać wzdłuż P3, na Reden i do lasu zagórskiego. Niestety wariant wypadł z realizacji.
Przez park jadę do ronda i dalej do "dworca kolejowego". Stamtąd przez Al. Kościuszki na Legionów Polskich i na ścieżkę przy Braci Mieroszewskich. Tam już spokojnie i niespiesznie zwykłą trasą przez centrum Zagórza do mety.
Finiszuję z 3 minutami zapasu. Przejazd spokojny i całkiem przyjemny. Trochę pomagał zachodni wiatr. Odczuwalnie powietrze było raczej niezimne. Za teren policzone wszystko co pojechane po lodzie, śniegu, grubej warstwie brei. Było trochę mokrych asfaltów ale zdecydowana mniejszość. Obyło się bez uślizgów. Raz tylko koło chciało mi pojechać w inną stronę niż mi droga wypadała.
Powrót znów był przygodą choć z trochę innej kategorii. Nie była to walka o przetrwanie tylko o przedarcie się do celu.
Całodniowe opady śniegu zniechęciły mnie do jazdy asfaltem. Ciągle gdzieś było słychać z daleka syreny, nie wiem czy karetek, straży czy policji. Generalnie musiało się tu i tam coś dziać więc lepiej było mi nie ryzykować pchania się między samochody.
Zaczynam od lasu zagórskiego. Myślałem, że rozdziewiczę śnieg ale nic z tego. Już jakaś piechota była, a kawałek nawet ktoś na rowerku. Przebijam się na Reden. Tam trochę "asfaltami" w stronę Mostu Ucieczki i dalej na ścieżkę do parku Zielona spod mola na P3. Tu już trzeba było momentami pojechać siłowo. Z parku jadę na czarny szlak. Moich porannych śladów ani śladu. Jazda czarnym szlakiem do Łagiszy była taka sobie. Wyjeżdżone koleiny ze zmrożonymi krawędziami nie raz mnie wybiły z rytmu. W Łagiszy decyduję się na teren wzdłuż torów by dotrzeć do Stachowego. Nie był to szczęśliwy pomysł. Do ostatniego budynku jeszcze dało się jechać ale dalej tragedia. Kilkaset metrów jeszcze się szarpałem i próbowałem ale w końcu się poddałem. Ukryte pod śniegiem koleiny, zacinający w gębę śnieg zaklejający okulary i czołówkę, w której na dodatek słabły baterie... Jakieś 500m z buta by wydostać się na "asfalt" na Stachowym.
Do magazynów jazda bezproblemowa. Potem kawałek trenu prawie cały przejechany. W jednym miejscu była głęboka koleina zbyt wąska by obracać w niej korbą i musiałem kilkadziesiąt metrów znów zrobić "z buta". Na chwilę wpadam do piekarni i potem już prosto do domu.
Tempo mocno spacerowe. Na "asfaltach" była chlapa, zmrożony śnieg, wyjeżdżone koleiny i inne tego typu atrakcje. W terenie było lepiej ale też nie dało się polecieć szybciej jak spacerowo. Mimo tego, że dużo czasu mi to zajęło, śnieg przemoczył cały mundur, nie obyło się bez deptania i na dodatek sporo w ciemnościach, to jednak powrót uważam za całkiem przyjemny. Dopóki w butach jest sucho, to jest dobrze.
Prognoza się sprawdza czyli na jutro zanosi się deszcz o poranku. Ma działać od 22:00 więc może na drogach będzie jako tako. W teren nie będę się pchał. Na dzień dzisiejszy jutro rowerkiem. Jak będzie okaże się, jak zwykle, po zarzuceniu "okami" przed dom.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
35.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
02:31
-
VAVG
13.91km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś marudzenie przedstartowe ze względu na deszcz w nadziei, że przestanie padać. Ostatecznie wytaczam się o 5:54. Lekko kropi. Wieje z zachodu. Temperatura na plusie. Jezdnie mokre. Nim dotarłem do asfaltu przekonałem się, że polany wodą śnieg jest gorszy od lodu, jeśli chodzi o przyczepność i to upewniło mnie, że trasa maksymalnie asfaltowa. Żadnego jeżdżenia po chodnikach, terenu itp. Może dopiero na powrocie.
Kręcę wariant krótki przez Będzin. Wyszło jednak 1km więcej niż zwykle ze względu na omijanie chodników. Zaliczam z tego powodu pełną rundkę po będzińskiej Nerce. Poza tym trasa standardowa przez Środulę i Mec. Spokojnie, niespiesznie. Przejście przez tory przed izbą wytrzeźwień robię z buta, bo tam też zlodzenia.
Minusem przejazdu było to, że spod koła leciało dużo wody na gębę. Stuptuty robiły dziś poważną robotę. Dzięki nim w butach sucho na mecie. Kończę kręcenie z zapasem 9 min. Przyjemny dojazd do pracy.
Powrót z pracy to niemal przygoda :-)
Wracam na kierunku do Będzina. Jest nawet nieźle nie licząc zauważalnego i zimnego wiatru z zachodu. Ale przez Mec i Środulę jedzie się dobrze, nie za szybko, ale dobrze. Za izbą wytrzeźwień tym razem nie skręcam na przejście przez tory tylko jadę dalej i tory pokonuję tunelem przed dworcem kolejowym. Zaczyna się zadymka.
Podjeżdżam do serwisu w celu zmiany mostka. Dziś tego nie załatwię bo trwa poremontowe sprzątanie ale wstępnie umawiam się na środę. Jak pozwoli pogoda. Zadymka nie ustaje. Wręcz się wzmaga. Staczam się do przejścia podziemnego pod Al. Kołłątaja i zmieniam rękawiczki na cieplejsze. Lżejsze przemokły.
Przejścia dla pieszych przy Nerce pokonuję grzecznie z buta. I to było dobre posunięcie. Na drugim samochód bliżej mnie zatrzymał się bez problemu ale na drugim pasie Meganka też chciała stanąć ale jej nie wyszło i przeleciała przez pasy. Gdybym nie stał i nie czekał cierpliwie, to bym zarobił ze zderzaka.
Dalej w zadymce przebijam się przez Zamkowe na ścieżkę do Grodźca. Już z daleka widzę, że na drodze jakiś problem. W stronę Grodźca sznurek samochodów. Oj! Wkurzę trochę kierowców! Jadę sobie niespiesznie prawie nieodśnieżoną ścieżką aż pod browar. Problem na drodze ujawnia się pod postacią autobusu, który nie może się wytoczyć na górkę. Cóż... bywa.
Od browaru objeżdżam bokiem do ścieżki rowerowej do Wojkowic. Przy dawnej kopalni Grodziec zadziwia mnie niesamowity spokój. Zwykle o tej porze ta droga jest bardzo ruchliwa. A tu nic. Ani jednego pojazdu. Dlaczego widzę kawałek dalej. Nieco przed Orlenem (patrząc od Grodźca), stoi osobówka, która nie daje rady wyjechać pod górkę do Grodźca, a w stronę Wojkowic wszystko jedzie wolniej niż na kondukcie żałobnym. Tu chyba też kilku kierowców się wkurzyło jak ich zgrabnie powyprzedzałem i poobjeżdżałem w drodze do domu. Tu też pierwszy raz mam naprawdę ślisko pod kołami ale grube oponki idą wzorowo i nie ma ani uślizgów ani gleb.
Skręcam w teren na prostą do domu. I ten kilometr w sumie był najgorszy na trasie. Głębokie koleiny wyjeżdżone w zamarzającym, zlodzonym śniegu mocno utrudniały jazdę. Obyło się bez łażenia z buta ale kilka razy utknąłem w lodowej kaszy. Reszta drogi już po ładnie wyślizganym śniegu. Ostrożnie ale bez przesady.
Na skrzyżowaniu mojej ulicy z "913" było już prawdziwe lodowisko. Słyszałem z kilku miejsc piłowanie opon po lodzie. Ostatnie 300m jechałem bardzo ostrożnie bo w świetle czołówki droga lśniła niemal jak lustro.
Pługi jeździły, owszem ale nie mogły być wszędzie i niektóre stały razem z całymi wężykami pojazdów. Kiedy wszedłem do domu po mojej ulicy też przemknął pług tylko pytanie co to da, bo równocześnie trwała już kolejna fala zadymki. Jutro będzie Meksyk na drogach jeszcze większy niż dziś. Na chwilę obecną mam wolę podjęcia walki o poranku. Zdecyduję jak odemknę rano oka i rzucę nimi na ulicę ;-)
Kategoria Praca
Styczniowe Harce
-
DST
53.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
04:28
-
VAVG
11.87km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj kontrolny sms do Mariusza w treści "Plany na jutro?". No i się urodziły. Poszło jeszcze info do Cyklozy jakby ktoś reflektował.
Dziś zbieram się na koła o 8:15 i kręcę prawie jak do pracy przez "913" do świateł, potem do Łagiszy w stronę Kreisela i za mostem na Czarnej Przemszy do parku na Zielonej i dalej pod Molo przy Pogorii 3. Tu spotykam się z Mariuszem. Umówiliśmy się na 9:00 ale jesteśmy obaj wcześniej. Czekamy jeszcze do 9:10 jakby jednak ktoś się miał przyłączyć choć odzewu nie było. Potem ruszamy.
Trasa jak na mapce:
Większość po śniegu bo w końcu taki był cel. Króciutki wypych był tylko w jednym miejscu gdzie były zawiane koleiny i nijak nie dało się wyczuć co jest pod śniegiem. Ciągle wybijało z rytmu jazdy i sprowadzało koła na manowce. Było tego może 500m. Może nawet nie. Tzn. jazda szarpana. Kilkadziesiąt metrów kręcenie kilkadziesiąt z buta. Przebrnąwszy jednak ten kawałek resztę dało się jechać.
Miałem na śniegu ewidentnie łatwiej niż Mariusz. Duży balon pozwalał zaoszczędzić sporo sił. Mariusz z kolei nadrabiał techniką i może jechał wolniej, ale jechał. Generalnie śladów innych rowerzystów nie za wiele. Więcej wydeptanego.
Pogoda całkiem przyjemna większość naszego objazdu. Dopiero w okolicach finiszu na Pogorii 3 zaczął padać drobny deszczyk ze śniegiem, który ustał jak się już pożegnaliśmy czyli towarzyszył nam jakieś 2-3 km.
Miałem końcówkę zrobić asfaltową ale jak wybyłem w Łagiszy z czarnego szlaku i zobaczyłem chlapę, to jednak zawalczyłem w terenie i dopiero na czarne wyjechałem z żółtego szlaku w okolicach podstawówki w Psarach.
Bardzo przyjemnie spędzony dzień. Tempo może niespieszne ale nie chodziło o wyścig tylko by się nacieszyć jazdą. Sporo też było gadania.
Kilka foto:
Przy pomoście na Pogorii 2.
Objazd Pogorii 4 od wschodniej strony.
Pogoria 4 od strony Wojkowic Kościelnych.
Nowa hala magazynowa w Psarach (trzecia).
Wynik za dzień.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DPND
-
DST
36.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
02:23
-
VAVG
15.10km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy piątku lekko obsunięty start. Wytaczam się o 5:47. Warunki do jazdy niezłe. Jezdnie generalnie mokre. Za teren zaliczyłem to co pojechane śniegiem czyli chodniki od targu w Będzinie do świateł na ul. Sienkiewicza i potem dalej w lesie mydlickim.
O tej porze na drogach jeszcze ruch nie jest duży więc jazda spokojna. Termorurka zeznała mi -2. Wg ICM-u miało być -5. Powiedziałbym, że odczuwalnie było może jakieś -3. Śnieżek był ładnie związany i tym samym dawał niezłą przyczepność. Udało mi się z lasu mydlickiego wyjechać bez zatrzymania. Inna sprawa, że trochę już wydeptane.
Na miejscu jestem z zapasem 15 min. Spokojny i przyjemny dojazd do pracy.
Kierunek powrotu od jakiegoś czasu jeden: las zagórski. Potem Reden i mała odchyłka w stronę Łęknic i Piekła. Dalej bieżnia przy Pogorii 4, Preczów i Sarnów.
Nawet przyjemny powrót. Objawiło się nieco słoneczka i to dodało uroku końcówce dnia. Termicznie nawet nieźle aż do przekroczenia "86" na światłach w Sarnowie. Po zachodniej stronie zauważalnie zimniej.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
34.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
14.57km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Postraszony prognozą ICM-u staram się zebrać wcześnie mimo tego, że od razu zakładam dojazd asfaltami i to wariantem krótkim, przez Będzin.
Jak się okazało, nie było tak źle. Termorurka zeznała +1. Na wyjściu śnieg pod stopami chrupał ale już na jezdni był w konsystencji przyczepnej. Na "913" jezdnia czysta i mokra. Ruch niewielki. Jadę spokojnie, bez ciśnienia. Jedyne kawałki ze śniegiem mam na odcinku od targu do zjazdu za nerką na przecięciu z Al. Kołłątaja i potem kawałek na ul. 11-go Listopada na ścieżce przy liceum.
Niestety patent z wydzieleniem ścieżek rowerowych z jezdni nie sprawdził się w przypadku ul. 11-go Listopada i Kościuszki. Jak było do przewidzenia służy w wielu miejscach za składowisko śniegu. I tak muszę jechać częścią dla samochodów.
Trochę chrupało też pod kołami na podjeździe obok izby wytrzeźwień ale już Zuzanny czysta i mokra. I takie warunki już do końca.
Na mecie jestem z zapasem 18 min. Całkiem przyjemnie się jechało. Byłoby też spokojnie gdyby nie dwóch wujów, którzy wyprzedzali nie zachowując bezpiecznego dystansu.
W ciągu dnia bez słońca. Odrobinę prószył śnieżek. Wiało, wg ICM-u, z północy. Powrót zaczynam od lasu zagórskiego. Dziś znacznie lepsza przyczepność. Śnieg nieco ścięty minimalnym mrozem i jedzie się przyjemniej. Przebijam się lasem na Reden. Potem obok urzędu miejskiego w stronę Mostu Ucieczki i dalej w stronę mola na P3. Tu zwrot na Zieloną i dalej na czarny szlak do Łagiszy. W Łagiszy porzucam teren (nie mam dziś weny do walki w terenie po ciemku) i ciągnę asfaltem do Sarnowa, przez światła na "86" i dalej prosto przez całą moją wioskę do domu.
Jechało się spokojnie i przyjemnie. Czasem tylko jakiś "kierownik" decydował się na wyprzedzanie zachowując, jak na mój gust i dostępne warunki drogowe, nieco za mały odstęp.
Kategoria Praca
DPND
-
DST
34.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
02:49
-
VAVG
12.07km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Niby start o przyzwoitym czasie. Niby ciepło. Niby nie wieje. Jednak przejazd oporny i na miejscu jestem po czasie.
Zbieram się na koła o 5:39. U mnie na ulicy jeszcze jest ok ale im dalej w las, tym więcej wyciętych drzew. Skręcam na ul. Szkolną i tu jeszcze jako tako choć pojawia się miejscami błoto. Po drodze wymijam się z solniczką. Zjeżdżam na żółty szlak. Tak sobie umyśliłem, żeby wyjechać na "913" dopiero przy centrum dystrybucyjnym Lidla. Początek jedzie się dobrze ale końcówka zasypana śniegiem, stroma i z koleinami. Jak w końcu utknąłem to już do przewyższenia musiałem się dopchać z buta. Na zjeździe też trochę uślizgów w koleinach. W ogóle jakoś ten śnieg nieprzyjazny był.
Asfaltem dotaczam się do podstawówki w Gródkowie i skręcam do lasu. Po drodze odkrywam, że muszę wymienić baterie w czołówce. Minuty uciekają. Potem do "913" jedzie się dobrze. Na "913" chlapa. Sprawdzam czas bo widzę autobus linii "107". Nie jest dobrze i decyduję, że odpuszczam las grodziecki. Przedzieram się asfaltami w stronę targu i tu bijam na chodniki. Bokami przebijam się na Warpie i dalej na Mydlice. Uciekam w las.
Ten odcinek jedzie się bardzo przyjemnie. Śnieg współpracuje dobrze. Cisza, spokój. Dopiero na wylocie przy Makro zakopuję się w koleinach kilka razy. Przez światła na "94" docieram do centrum Zagórza i finisz ul. Szymanowskiego. Gdzieś od Makro pojawia się mżawkowy deszczyk. Znaczy się będzie jeszcze więcej wody na drogach.
Na mecie jestem z obsuwą 12 min. Most na Lenartowicza muszę przejść z buta bo nijak nie da się utrzyma prostego kierunku w odmarzającym błocku.
Przejazd generalnie spokojny ale wymęczony. Czarno widzę powrót. Wszędzie będzie bagno.
Temperatura zaplusowała czyniąc na jezdniach potworne bagno. Dlatego też uciekam w teren czyli od razu do lasu zagórskiego. Niestety śnieg jest niefajny, mokry, łatwo się zbija i nawet duże balony Mamuta nie raz i nie dwa mi się ześlizgują. Ale jakoś się jedzie.
Wybywam na Redenie i bez większej finezji jadę zwykłą trasą czyli przez Most Ucieczki na Pogorię 3. Bieżnią jedzie się nawet dobrze choć też czasem tylne kółko ma ciągoty do umykania. Jest jednak lepiej niż w lesie zagórskim. Dziki przejazd między zbiornikami i wbijam na P4. Od tamy do parkingu RZGiW odśnieżone więc tu bez problemów. Potem trochę chlapy i od Preczowa, przez Sarnów do Psar jezdnie głównie mokre. Jak tego dobrze nie zasolą to rano będzie potworna szklanka.
Jechało się ogólnie przyjemnie i dość spokojnie. Ciekaw jestem jutra. Na chwilę obecną zakładam główne drogi i trasa przez Będzin (a się zobaczy w praniu czy przez Środulę czy Mydlice).
Kategoria Praca
DPOND
-
DST
44.00km
-
Teren
22.00km
-
Czas
03:39
-
VAVG
12.05km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wczorajszym późnym powrocie niby zebrałem się rano normalnie ale jakoś tak czas w trakcie przygotowań uciekał i ostatecznie na kołach jestem o 5:45. Z tego powodu odpuszczam regularny teren bo tam na pewno byłaby czasochłonna walka. Ruszam asfaltami.
Na początek przez całą moją wioskę do Sarnowa i dalej do Preczowa. Tam wbijam na bieżnię przy P4 i jadę na dziki łącznik z P3. Potem bieżnią do mola, pod Most Ucieczki i Reden. Sprawdzam czas. 6:47. Las zagórski odpada. Ciągnę w stronę Expo Silesia i dalej chodnikami wzdłuż Braci Mieroszewskich. Finisz ul. Szymanowskiego.
Na mecie jestem 10 min. po czasie. Jechało się przyjemnie. Warunki dość odmienne od wczorajszych. Termorurka zeznała -1 i faktycznie powietrze było cieplejsze. Za to wiało chyba z południa. Na Pogorii 4, gdzie zmienił mi się kierunek jazdy, musiałem przystanąć i założyć cieplejsze rękawiczki bo mi po łapach strasznie pizgało.
Warunki na jezdni były całkiem dobre. Właściwie nigdzie nie było ślisko. Trochę zlodowaceń było na bieżniach i chodnikach ale nic, z czym by sobie Mamut nie poradził. Jedyny uślizg miałem jak chciałem przejechać przepust na P4. W sumie przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
Przez spory kawałek dnia pracy za oknem padał śnieg. Dawniej taki widok mnie nie cieszył. Ale od kiedy mam Mamuta to po prostu wyglądam takich warunków jak kania dżdżu. Nim ruszyłem przestało sypać ale wiedziałem z radarów, że wkrótce znów zacznie. Tymczasem na jezdniach chlapowato. Wszystko przez temperaturę zbliżającą się do zera i niemały wkład solniczek. Mam na szczęście alternatywę. Od razu uciekam w las zagórski.
Niespiesznie kręcę znajomą rasą dziś ładnie ośnieżoną. Nie jestem pierwszy. Jest trochę śladów piechoty i zwierzaków. Ktoś też rowerem próbował ale nie jestem pewien czy jechał, czy prowadził, czy też jedno i drugie na przemian. Ja nie musiałem prowadzić. Co prawda zdarzało mi się czasem utknąć w jakiejś koleinie lub ześliznąć ale wystarczyła podpórka i można było dalej kręcić.
Tempo niespieszne bo jednak teren był zdradliwy. Spadły śnieg w wielu miejscach przykrył zlodowacenia. Miejscami dało się je przewidzieć ale kilku nie udało mi się ustrzec i tylne kół tańczyło. Na szczęście obyło się jednak bez gleby.
Z lasu zagórskiego kręcę przez Reden w stronę Urzędu Miasta i dalej pod Most Ucieczki. Po jego przekroczeniu ruch jest już niewielki. Gdzieś na Redenie zaczyna sypać. Kiedy docieram do mola przy Pogorii 3 jest już szaro od padającego śniegu. Nie zamierzam jednak rezygnować z rundki dookoła zbiornika, na którą ostrzyłem sobie zęby w pracy. Jedzie się super. Po drodze wymijam się z dwoma osobami na biegówkach, jest kilku biegaczy i trochę spacerowiczów. Na rowerze nie widziałem nikogo choć ślady były.
Powoli robi się szarówka i to nieco modyfikuje mój plan, który zakładał jeszcze mały zawijas na Pogorię 2. Kończę objazd zbiornika przy molo i odbijam na Zieloną i dalej na czarny szlak do Łagiszy. Już na jego początku decyduję, że w Łagiszy wracam na asfalt. Im bliże niego jestem tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to będzie konieczne. Czuję jak zaczyna powoli świecić rezerwa. Przez Sarnów przetaczam się do świateł na "86" i dalej do mojej Wioski.
Na wjeździe zahaczam o piekarnię i aplikuję sobie "oponkę". To było to. Trochę cukru i węglowodanów i od razu jedzie się lepiej. Już spokojniej kręcę dalej przez całą wieś prosto do domu.
Bardzo przyjemnie i, w sumie, spokojnie jechało mi się powrót. Warunki były zmienne. Generalnie wiało. Temperatura w okolicach zera. Jeśli spadnie poniżej to jutro będzie sporo ślizgawek na drodze. Dlatego też jutro zakładam dojazd przez Będzin z udziałem dużym lasów.
Trochę tylko żałuję, że większość tego jeżdżenia odbywam po ciemku. Zamiast cieszyć się widokami wślepiam się w mały krąg terenu oświetlanego przez czołówkę i usiłuję odgadnąć z cieni, czy nie wjadę w jakąś pułapkę.
O poranku.
Za dnia w lesie zagórskim.
O zmierzchu na Pogorii.
W nocy na czarnym szlaku z Zielonej do Łagiszy.
Link do pełnej galerii
Kategoria Praca
DPONDZD
-
DST
54.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
04:18
-
VAVG
12.56km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dojazd na pożyczonym ale dzień pójdzie na rachunek Mamuta.
Zbieram się wcześnie. Na kołach jestem około 5:33. Koleiny wyjeżdżone do sucha na mojej ulicy. Na tych bardziej przelotowych na przemian sucho albo mokro. I to przy -9. Bez wiatru. Kręcę delikatnie by kontrolować oddech. W nogach czuję zapas mocy.
Trasa bez finezji i w wariancie krótkim, choć tak chyba jeszcze do pracy nie jechałem. Na początek do "913" do świateł na "86" i dalej prosto do Fabryki Domówi i dalej do Będzina. Chodnikami przedzieram się na Warpie i spokojną, boczną ulicą przemykam się w stronę Mydlic. Tu wbijam w las i wyskakuję obok Makro. Potem prosto przez światła na "94" i do centrum Zagórza. Stąd już zwykła trasa przez Szymanowskiego.
Tempo niespieszne żeby się nie przegrzać. Jechało się nawet przyjemnie choć brakowało mi tej psychicznej poduszki jaką daje gruby balon Mamuta. Zresztą były ze 2 miejsca, gdzie wąska opona ewidentnie nie ułatwiała. Jeden odcinek to wylot z lasu mydlickiego. Zdeptany i zbrylony śnieg sprawiał, że koło ciężko było utrzymać na prostym kursie. Drugi, dużo gorszy odcinek, to most na ul. Lenartowicza. Na grubej oponie byłoby łatwiej.
Najważniejsze jednak, że udało się dojechać bezpiecznie, bez gleby do celu.
W powrót ruszam naokoło. Mam do załatwienia sprawę w centrum Katowic więc tam też i ruszam na początek. Zaczynam od kawałka terenu przebijając się w stronę Placu Papieskiego. Potem ścieżka na Środuli i Kombajnistów by dotrzeć do Ludwika i dalej w stronę czerwonego szlaku. Zjeżdżam z niego przy Stawikach i dalej jadę w stronę Morawy. Przez Bogucice wybijam się na kierunek do centrum i, prostą jak drut drogą, dotaczam się na miejsce. Jest już ciemno. Obawiałem się ruchu w Katowicach i zawalonych śniegiem dróg ale zupełnie niepotrzebnie. Dosyć mocno tam posprzątali.
Załatwiwszy sprawę ruszam w powrót. Tym razem na kierunku Pętla Słoneczna, Plac Alfreda, Siemianowice Śląskie, Bańgów, Przełajka i Wojkowice. Odcinek aż do Bańgowa głównie chodnikami i ścieżkami dzięki temu spokojnie acz nieśpiesznie. Reszta asfaltami nie licząc kilometra od Orlenu w Wojkowicach. W domu jestem coś przed 19:00.
Zostawiam plecak, zarzucam na Mamuta sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Mam wrażenie, że chyba spada temperatura. Do domu staczam się z balastem bez gięcia. Już sobie darowałem doginanie do 55km choć brakło niecałe 150m. Zbyt duże zmęczenie i głód.
Ogólnie całkiem przyjemnie mi się kręciło dziś Mamutem. Nawet na odcinkach zlodzonego śniegu jechało się dobrze. Co prawda nie spieszyłem się więc może dlatego obeszło się bez uślizgów i gleb. Coraz bardziej mi się podoba jeżdżenie zimą. Chyba mi się pogarsza ;-p
Kategoria Praca