limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPONDZD

Poniedziałek, 7 stycznia 2019 | dodano: 07.01.2019

Dojazd na pożyczonym ale dzień pójdzie na rachunek Mamuta.

Zbieram się wcześnie. Na kołach jestem około 5:33. Koleiny wyjeżdżone do sucha na mojej ulicy. Na tych bardziej przelotowych na przemian sucho albo mokro. I to przy -9. Bez wiatru. Kręcę delikatnie by kontrolować oddech. W nogach czuję zapas mocy.

Trasa bez finezji i w wariancie krótkim, choć tak chyba jeszcze do pracy nie jechałem. Na początek do "913" do świateł na "86" i dalej prosto do Fabryki Domówi i dalej do Będzina. Chodnikami przedzieram się na Warpie i spokojną, boczną ulicą przemykam się w stronę Mydlic. Tu wbijam w las i wyskakuję obok Makro. Potem prosto przez światła na "94" i do centrum Zagórza. Stąd już zwykła trasa przez Szymanowskiego.

Tempo niespieszne żeby się nie przegrzać. Jechało się nawet przyjemnie choć brakowało mi tej psychicznej poduszki jaką daje gruby balon Mamuta. Zresztą były ze 2 miejsca, gdzie wąska opona ewidentnie nie ułatwiała. Jeden odcinek to wylot z lasu mydlickiego. Zdeptany i zbrylony śnieg sprawiał, że koło ciężko było utrzymać na prostym kursie. Drugi, dużo gorszy odcinek, to most na ul. Lenartowicza. Na grubej oponie byłoby łatwiej.

Najważniejsze jednak, że udało się dojechać bezpiecznie, bez gleby do celu.


W powrót ruszam naokoło. Mam do załatwienia sprawę w centrum Katowic więc tam też i ruszam na początek. Zaczynam od kawałka terenu przebijając się w stronę Placu Papieskiego. Potem ścieżka na Środuli i Kombajnistów by dotrzeć do Ludwika i dalej w stronę czerwonego szlaku. Zjeżdżam z niego przy Stawikach i dalej jadę w stronę Morawy. Przez Bogucice wybijam się na kierunek do centrum i, prostą jak drut drogą, dotaczam się na miejsce. Jest już ciemno. Obawiałem się ruchu w Katowicach i zawalonych śniegiem dróg ale zupełnie niepotrzebnie. Dosyć mocno tam posprzątali.

Załatwiwszy sprawę ruszam w powrót. Tym razem na kierunku Pętla Słoneczna, Plac Alfreda, Siemianowice Śląskie, Bańgów, Przełajka i Wojkowice. Odcinek aż do Bańgowa głównie chodnikami i ścieżkami dzięki temu spokojnie acz nieśpiesznie. Reszta asfaltami nie licząc kilometra od Orlenu w Wojkowicach. W domu jestem coś przed 19:00.

Zostawiam plecak, zarzucam na Mamuta sakwy i robię jeszcze standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Mam wrażenie, że chyba spada temperatura. Do domu staczam się z balastem bez gięcia. Już sobie darowałem doginanie do 55km choć brakło niecałe 150m. Zbyt duże zmęczenie i głód.

Ogólnie całkiem przyjemnie mi się kręciło dziś Mamutem. Nawet na odcinkach zlodzonego śniegu jechało się dobrze. Co prawda nie spieszyłem się więc może dlatego obeszło się bez uślizgów i gleb. Coraz bardziej mi się podoba jeżdżenie zimą. Chyba mi się pogarsza ;-p


Kategoria Praca


komentarze
limit
| 11:35 poniedziałek, 7 stycznia 2019 | linkuj To bym musiał tych termometrów tak ze 100 potłuc żeby na sponiewieranie wystarczyło. Drogo wyjdzie.
Mariotruck
| 11:15 poniedziałek, 7 stycznia 2019 | linkuj Ja bym sprawdził organoleptycznie ;) Podobno jak nie sponiewiera to ...nie alkohol :P
limit
| 10:37 poniedziałek, 7 stycznia 2019 | linkuj Może mam w termorurce jakiś felerny alkohol? :-|
Mariotruck
| 10:29 poniedziałek, 7 stycznia 2019 | linkuj Musisz mieszkać w jakiejś tropikalnej strefie :P
U mnie w Sosnowsi i w pracy na Antoniowie na dwóch różnych termometrach -12° , między 6 a 7 rano :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!