DPND
-
DST
36.00km
-
Teren
29.00km
-
Czas
03:14
-
VAVG
11.13km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zbieram się dziś ciut wcześniej niż wczoraj ale później niż planowałem. Toczenie zaczynam o 5:43. Trasa częściowo zgodnie z planem. Na pełną realizację brakło czasu.
Na początek "asfaltami" przez całą moją wioskę do Sarnowa i dalej do Preczowa. Tam, na głównym skrzyżowaniu, odbijam całkiem na prawo i przy końcu ulicy wbijam w leśny skrót w stronę Zielonej. Kawałek "asfaltem" i na czarny szlak z Łagiszy. W parku jestem o 6:26. Planowałem dalej pojechać wzdłuż P3, na Reden i do lasu zagórskiego. Niestety wariant wypadł z realizacji.
Przez park jadę do ronda i dalej do "dworca kolejowego". Stamtąd przez Al. Kościuszki na Legionów Polskich i na ścieżkę przy Braci Mieroszewskich. Tam już spokojnie i niespiesznie zwykłą trasą przez centrum Zagórza do mety.
Finiszuję z 3 minutami zapasu. Przejazd spokojny i całkiem przyjemny. Trochę pomagał zachodni wiatr. Odczuwalnie powietrze było raczej niezimne. Za teren policzone wszystko co pojechane po lodzie, śniegu, grubej warstwie brei. Było trochę mokrych asfaltów ale zdecydowana mniejszość. Obyło się bez uślizgów. Raz tylko koło chciało mi pojechać w inną stronę niż mi droga wypadała.
Powrót znów był przygodą choć z trochę innej kategorii. Nie była to walka o przetrwanie tylko o przedarcie się do celu.
Całodniowe opady śniegu zniechęciły mnie do jazdy asfaltem. Ciągle gdzieś było słychać z daleka syreny, nie wiem czy karetek, straży czy policji. Generalnie musiało się tu i tam coś dziać więc lepiej było mi nie ryzykować pchania się między samochody.
Zaczynam od lasu zagórskiego. Myślałem, że rozdziewiczę śnieg ale nic z tego. Już jakaś piechota była, a kawałek nawet ktoś na rowerku. Przebijam się na Reden. Tam trochę "asfaltami" w stronę Mostu Ucieczki i dalej na ścieżkę do parku Zielona spod mola na P3. Tu już trzeba było momentami pojechać siłowo. Z parku jadę na czarny szlak. Moich porannych śladów ani śladu. Jazda czarnym szlakiem do Łagiszy była taka sobie. Wyjeżdżone koleiny ze zmrożonymi krawędziami nie raz mnie wybiły z rytmu. W Łagiszy decyduję się na teren wzdłuż torów by dotrzeć do Stachowego. Nie był to szczęśliwy pomysł. Do ostatniego budynku jeszcze dało się jechać ale dalej tragedia. Kilkaset metrów jeszcze się szarpałem i próbowałem ale w końcu się poddałem. Ukryte pod śniegiem koleiny, zacinający w gębę śnieg zaklejający okulary i czołówkę, w której na dodatek słabły baterie... Jakieś 500m z buta by wydostać się na "asfalt" na Stachowym.
Do magazynów jazda bezproblemowa. Potem kawałek trenu prawie cały przejechany. W jednym miejscu była głęboka koleina zbyt wąska by obracać w niej korbą i musiałem kilkadziesiąt metrów znów zrobić "z buta". Na chwilę wpadam do piekarni i potem już prosto do domu.
Tempo mocno spacerowe. Na "asfaltach" była chlapa, zmrożony śnieg, wyjeżdżone koleiny i inne tego typu atrakcje. W terenie było lepiej ale też nie dało się polecieć szybciej jak spacerowo. Mimo tego, że dużo czasu mi to zajęło, śnieg przemoczył cały mundur, nie obyło się bez deptania i na dodatek sporo w ciemnościach, to jednak powrót uważam za całkiem przyjemny. Dopóki w butach jest sucho, to jest dobrze.
Prognoza się sprawdza czyli na jutro zanosi się deszcz o poranku. Ma działać od 22:00 więc może na drogach będzie jako tako. W teren nie będę się pchał. Na dzień dzisiejszy jutro rowerkiem. Jak będzie okaże się, jak zwykle, po zarzuceniu "okami" przed dom.
Kategoria Praca