limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2017

Dystans całkowity:1745.00 km (w terenie 251.00 km; 14.38%)
Czas w ruchu:109:19
Średnia prędkość:15.96 km/h
Liczba aktywności:27
Średnio na aktywność:64.63 km i 4h 02m
Więcej statystyk

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 9.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.19km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 czerwca 2017 | dodano: 19.06.2017

Chyba zadziałało to, co mówiłem na wypadzie w Bieszczady, że mamy się tam tak wyrypać, żeby chciało się wracać do pracy :-) Dziś start przebiegł sprawnie i na kołach jestem o 6:08. Warunki bardzo dobre. Słonecznie, lekki wiaterek, temperatura może nie za wysoka, powiedziałbym, że rześko ale przyjemnie. Spokojnie można jechać "na krótko". Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Na drogach spokojnie. Do pracy zataczam się bez sensacji i przygód z zapasem czasu około 5 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy.

Wychodząc z pracy stwierdzam, że jest milusio ciepło. W sam raz na powrót terenowy bo w lesie powinno być deczko chłodniej. Tak więc od razu skręcam za PKM i przez las zagórski (z pokrzywową chłostą) przebijam się w stronę przejazdu pod DK "94" przy ul. Starocmentarnej. Potem standard przez Most Ucieczki na Zieloną i szlak czarny rowerowy do Łagiszy. Tam na drugą stronę w terenową dróżkę wzdłuż torów i do przejazdu pod DK "86". Przez Stachowe szlakiem pod ośrodek zdrowia w Psarach i terenem na granicy z Malinowicami w stronę Strzyżowic. Ostatni kilometr asfaltem do domu. Przyjemny i bardzo spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca

Dookoła Sosnowca

  • DST 86.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 06:04
  • VAVG 14.18km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 18 czerwca 2017 | dodano: 18.06.2017
Uczestnicy

Dziś kręcenie w ramach klubowych wycieczek dla ludności ;-)

Zbieram się do startu na 8:00 ale wychodzi dopiero o 8:20. Zahaczam o piekarnię po zapas drożdżówek i picia nim ruszam w drogę na miejsce zbiórki. Dojazd bez finezji, najkrótszą drogą przez Będzin i Pogoń. Na miejscu jestem z kilkoma minutami zapasu. A tu tłum. Ostatecznie pełna lista uczestników to prawie 60 osób. Dawno tyle na objazdach nie mieliśmy. Zapewne przyczyniła się do tego pogoda (słonecznie, termicznie w sam raz) i niezbyt ambitny dystans.

Kwadrans akademicki i Marcin rozpoczyna krótką przemową w zakresie technicznych detali przejazdu. Ruszamy zgodnie z planem przejazdu czwartkowego, który w paru miejscach został w loci zmodyfikowany pod kątem tak licznej grupy (odpadły single, które mogły być kłopotliwe i czasochłonne).

Grupa jedzie dość sprawnie i w sumie trzymamy się planu kolejno zmierzając spod fontanny przy PTTK do Milowic. Po drodze zatrzymujemy się tu i tam by Grzesiek mógł nam opowiedzieć nieco o zakamarkach miasta. Z Milowic przemykamy się w stronę Pogoni i Pałacu Schoena. Tu dla zainteresowanych jest czas na zwiedzanie. Reszta odpoczywa, kawi, itp.

Kiedy zwiedzanie jest za nami przetaczamy się przez zakamarki tajne Środuli w stronę Zagórza gdzie Grzesiek opowiada pewną legendę dotyczącą budowy zagórskiego kościoła. Wysłuchawszy tej opowieści ruszamy dalej w stronę niebieskiego szlaku wiodącego w stronę Kazimierza.

Stamtąd przez Maczki i zielony szlak kierujemy się w stronę Niwki. Parkujemy na chwilę przy Biedronce by zrobić zakupy na grilla i kończymy wspólny objazd na Trójkącie Trzech Cesarzy zbiorowym zdjęciem. Potem grill dla zainteresowanych, który w sumie trwa prawie do 17:00.

Zostają już właściwie tylko klubowicze i starzy znajomi. Sprzątamy po sobie pozostałości, gasimy ogień i zbieramy się do powrotu.

Razem z Damianem i Grześkiem kręcimy w stronę Zagórza. Po drodze żegnamy się z Grześkiem, któremu odezwała się kontuzja ręki po niedawnym wypadku i zdecydował, że pojedzie swoim, spokojniejszym tempem. My z Doms-em wrzucamy nieco twardsze przełożenia i kręcimy równo przez Dańdówkę w stronę Zagórza gdzie w centrum żegnamy się.

Solo kręcę oklepaną drogą przez Reden, Most Ucieczki, Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i dalej terenem w stronę Psar. Do domu zataczam się lekko zmachany ale za to zadowolony z przyjemnie spędzonej niedzieli.


Link do pełnej galerii














Kategoria Jednodniowe

Z

Piątek, 16 czerwca 2017 | dodano: 16.06.2017

Dziś tylko 2 krótkie zagięcia. Jedno do wsiowego Lewiatana i drugie do wsiowego Dino. Obydwa kółeczka niemal identyczne w dystansie bo droga właściwie ta sama. A poza tym regeneracja. Zresztą, w momencie wklepywania wpisu widzę na południowym wschodzie ołowiane niebo. Pokrywa się to z wróżbami ICM-u, że może być burza więc nie mam motywacji by wyszarpać więcej kilometrów.


Kategoria Inne

Objazd trasy

  • DST 80.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 16.49km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 15 czerwca 2017 | dodano: 15.06.2017
Uczestnicy

Dzisiejsze jeżdżenie to objazd trasy na wycieczkę klubową w najbliższą niedzielę.

Na zbiórkę pod fontanną ruszam około 15:25. Czasu na dojazd mam niewiele więc kręcę od razu z dużym uczuciem wymiatając 3 króliczki po drodze do Gródkowa. Będzin przelatuję nawet nie wiem kiedy. Potem jeszcze jakiś króliczek w Sosnowcu ale też nawet nie zipnął. Na miejscu jestem z minimalnym zapasem czasu. Okazuje się, że mogłem się nie spieszyć bo jeszcze czekamy na naszego przewodnika, Grześka. Tymczasem na miejscu już spora gromadka i jeszcze dwie osoby mają się dotoczyć. Kiedy jesteśmy w komplecie, ruszamy.

Detali trasy nie będę opisywał by nie zdradzać za wiele przed niedzielą ale powiem tak, że kilka razy nie wiedziałem gdzie jestem. Znów nas Grzesiu przeciągnął po takich miejscach, że trudno było uwierzyć, że jesteśmy ciągle w Sosnowcu. W galerii kilka na szybko strzelonych foto.

Po drodze była drobna awaria. Grześkowi złamało się mocowanie amortyzowanej sztycy do siodełka. Trochę kombinowania, trochę siły i za pomocą prowizorki udało się naszemu koledze mimo przeciwności losu objechać z nami trasę. Poza tym bez ekscesów.

Objazd zajął nam ponad 3 godziny. Kończymy na Niwce ustalając ostatnie detale i żegnamy się. Z Maćkiem wracamy najkrótszą drogą pod jego []. Tam się z nim żegnam i solo kręcę asfaltami do Milowic i dalej przez Czeladź i Wojkowice do domu. Na mecie jestem już znacznie po zachodzie słońca ale jeszcze za jakiej takiej jasności.


Link do pełnej galerii




Kategoria Inne

DPD

  • DST 33.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 20.41km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 14 czerwca 2017 | dodano: 14.06.2017

Dziś miałem straszne niechcenie na wstawanie. W efekcie wygrzebałem się do wyjazdu dopiero na 6:15. Czasu mam na styk więc kręcenie obowiązkowo bez ociągania. Trasa standardowa przez Łagiszę i Dąbrowa Górniczą. Jedzie mi się zadziwiająco dobrze i płynnie. Światła współpracują całkiem nieźle. Żadnych ekscesów po drodze. Na miejscu mam zapas 5 min. Przyjemny dojazd do pracy.

Czas rozpocząć długi weekend. Najlepiej jak najszybszym dojazdem do domu. Kręcę powrót przez Mec, Środulę, Będzin, lasek grodziecki i Gródków. Po drodze, na zjeździe terenowym wpadam na piasek ubity przez traktor i gdzieś ucieka mi przednie koło. Akcja toczy się w stronę krzaków i tam też kończy porysowaniem lakieru na prawej ręce i nodze. Niegroźnie. Zniechęca mnie to jednak do szarżowania po terenie. Spokojnie wytaczam się przez pola na "913" i niespiesznie zajeżdżam do domu. Fiknięcie zrzucam na karb zmęczenia. Drogę znałem, wiedziałem, że tam jest piach i wiele razy jechałem ten kawałek bez problemów. Dziś coś nie poszło jak należy. Poza tym całkiem przyjemny i spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 36.00km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 20.19km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 czerwca 2017 | dodano: 13.06.2017

Zbieranie się idzie mi tak średnio składnie i wyruszam dopiero o 6:12. Słonecznie. Względnie ciepło. Lekki wiaterek. Kręcę standard przez Łagiszę i centrum Dąbrowy Górniczej. Przejazd spokojny i bez sensacji w granicach okna przelotowego. Na mecie z zapasem 5 min.

Z pracy wytaczam się z niezłym poślizgiem. Wychodząc odruchowo macam kółka czy mają dość luftu. Wydało mi się, że na tyle minimalnie jest mniej niż w przodzie więc zdecydowałem się nieco dobić. Podczas tej czynności znów wyrywam wentyl z dętki. Chyba jakaś felerna partia bo w drodze w Bieszczady też dokonałem takiego wyczynu. Zakładam zapas i dopiero wtedy mogę ruszyć w drogę.
Jest tak sobie. Niby da się na krótko jechać ale wiatr nie jest zbyt ciepły i wieje zdecydowanie z kierunku niesprzyjającego. Kręcę niespiesznie w stronę Zielonej i dalej terenem przez czarny szlak do Łagiszy. Tam na drugą stronę jezdni i dalej terenem w stronę Gródkowa i Psar. Przy okazji mam możliwość podziwiać powstające drugie centrum logistyczne, to bliżej Sarnowa. Jutro chyba zakręcę na Dorotkę zobaczyć jak to z dala wygląda na tle Lidl-a. Z terenu wypadam niedaleko remizy strażackiej w Psarach i do domu dotaczam się już asfaltem. Jeszcze tylko drobne serwisy przy rowerze typu wymiana szybkozamykacza z przyczepkowego na zwykły, smarowanie amorów i czyszczenie sztycy z błota. Trzeszczenie doprowadzało mnie do szału całą drogę dojazdową i powrotną.


Kategoria Praca

DPDZD

  • DST 39.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 19.50km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 12 czerwca 2017 | dodano: 12.06.2017

Powrót do rzeczywistości. Szarej. Zbieram się w miarę sprawnie i wytaczam na koła 6:07. Na jezdni ślady opadu. Na niebie dywan chmur. Lekko wieje. Temperatura słaba. Kręcę standard przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. W Łagiszy pojawiają się kropelki i stopniowo przyspieszają aż do centrum Dąbrowy Górniczej. Za Parkiem Hallera nieco opad słabnie ale towarzyszy mi do samego końca jazdy. Jechało mi się dziś raczej słabo choć zmieściłem się w czasie. Mam nadzieję, że potem będzie cieplej. Rano termiczna nędza jeśli brać pod uwagę fakt, że jest czerwiec.

Po pracy warunki są o niebo lepsze niż rano. Ciepło. Wiatr z zachodu. Chmurki i dużo słońca. Trochę jakby przed burzą ale jeszcze nie tak zaraz. Ruszam przez Mortimer i Reden. Na zjeździe pod "94" ze Starocmentarnej o mało co a by mi drogę zajechał kurier Poczty Polskiej jadący w tunelu autobusu skręcającego na Strzemieszyce. Ja zrobiłem kreskę on po hamplach i skończyło się tylko na nieco podniesionym ciśnieniu i jednej "urwie". Reszta drogi bez przygód przez Zieloną, czarny szlak do Łagiszy i Sarnów. W domu zostawiam plecak, zapinam sakwy i kręcę standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po wsad nie tylko do lodówki. Potem już statecznie, z balastem, staczam się do domu. Na południowym zachodzi wisi czarna chmura ale ostatecznie opad się nie pojawia.

Wyłazi trochę zmęczenie po wyrypie. Do tego brakuje tego pędu na zjazdach. Patrzę czasem z nadzieją na licznik ale jak dobije do marnych 40km/h to już dużo i to czasem trzeba się nakręcić. A w górkach wystarczyło puścić klamki i 55 bez kręcenia. Eeeehh...


Kategoria Praca

Bieszczady 2017 - powrotu dzień drugi

  • DST 168.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 10:15
  • VAVG 16.39km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017

Chcieliśmy wystartować ambitnie o 6:00 ale nie było szans. O tej porze zaczęliśmy zbierać się dopiero do pionu. Jedzenie, mycie, pakowanie, smarowanie rowerków i ostatecznie ruszamy po 8:00. Dziś jedziemy na zniszczenie prosto do domu.

W planach mamy przejechać na północ od Krakowa by nie tracić tam czasu. Na początek trzeba nam przebyć Wisłę. Decydujemy się na most w Koszycach. Jest dość ciepło, parno. Jakby miało popadać. Nie oglądaliśmy prognoz ale na kwaterze powiedzieli nam, że ma popadać solidnie. Tymczasem jedzie się jednak nieźle.

Rzekę przebywamy bez problemów i kierujemy się na Proszowice. Trochę przeszkadza wiatr z zachodu ale rady nie ma, trzeba cisnąć. Średnia podła jednak kilometrów ubywa. W Proszowicach zasiadamy do obiadu. Po prostu trzeba uzupełnić paliwo. Jedzonko smaczne. Nim zjedliśmy powiało porywiście, przygnało chmury, popadało i nieco się przejaśniło. Ale wiać nie przestało.

Kolejny odcinek do Słomnik to kompletna masakra. Utrzymanie prędkości 15km/h to ciężka walka. Bardzo silny wiatr wprost na gębę uniemożliwia sprawną jazdę. Co kilometr-dwa muszę stanąć i dać odpocząć nogom. Około piętnastokilometrowy odcinek pokonujemy ponad godzinę. Tragedia. Determinację mamy jednak potężną by dotrzeć do domu i walczymy zażarcie.

Za Słomnikami wiatr nieco słabnie ale pojawiają się pagórki czyli na prędkości nie zyskujemy nic. A może nawet tracimy. Kierunek: Skała. Spada temperatura. Przed Skałą wdziewam grubszą bluzę polarową i długie spodnie. Zupełnie jak w zimie. Dalej zauważalnie wieje.

Ze Skały kierujemy się na Olkusz. Po drodze ciągle górki. Tempo słabe. Kiedy docieramy do "94" przed Olkuszem jest już chyba coś koło 18:00. Może nawet później. Tu się rozdzielamy. Maciek kieruje się na Bukowską i dalej na Sosinę. My jedziemy na Błędów i Łosień. Żegnamy się i we dwóch rozpędzamy się ile pozwala teren by z impetem wbić się na kolejne wzniesienie.

Za Hutkami porzucamy "94". Hałas i ruch mocno irytują po ciszy Bieszczad. Zjazd do lasu od razu uspokaja. W Błędowie robimy chwilę przerwy. Czuję rozładowane akumulatory a mam jeszcze ponad 30km do wykręcenia. Posilony jadę jakoś sprawniej.

Przelatujemy obok Kosmicznej Bazy i ciągniemy dalej na Ząbkowice i wzdłuż torów na Piekło. Tu, przy pożegnaniu z Witkiem, słyszę "psss". Sprawdzam co jest. Kapeć na przyczepce. No mosz. 12 km od celu taka niespodziewajka. Dzięki pomocy Witka szybko rozprawiam się z problemem zakładając zapas. Żegnamy się jeszcze raz i każdy z nas rusza w swoją stronę.

Na Pogorii 4 wita mnie kolorowy obrazek po zachodzie słońca, a po dojechaniu do siedziby RZGW, wschód księżyca po drugiej stronie zbiornika. Bajka. Niespiesznie, nóżka za nóżką, przez Preczów i Sarnów staczam się do domu ostatecznie kończąc jazdę nieco po 22:00. Zmordowany porządnie wrzucam jednak wszystkie ciuchy do prania i dopiero wtedy zabieram się za mycie i browara. Jeden uśpił mnie skutecznie.

Piękny wyszedł nam wypad w góry. Tak się wyjeździłem, że teraz tylko grzecznie do i z pracy będę kręcił przez kilka dni. Trochę zajmie mi regeneracja. Ale warto było. Widoki, sytuacje, wrażenia - bezcenne.



Link do pełnej galerii














Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem

Bieszczady 2017 - powrotu dzień pierwszy

  • DST 170.00km
  • Czas 10:02
  • VAVG 16.94km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 9 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017

Nastał ten dzień, kiedy skończyło się dobre i czas było rozpocząć powrót do szarej rzeczywistości.

W powrót na własnych kołach zostało nas trzech: Maciek, Witek i ja. Paweł i Janusz wracali samochodem z Marcinem. Mogli więc pospać sobie dłużej i odreagować wczorajszy "lekki" dzień. My, z bólem, zbieramy się około 5:30 i zaczynamy od jedzenia przechodząc do pakowania, mycia i na końcu smarowania rowerków. Ruszamy ostatecznie po 8:00.

Na początek kierunek Sanok. Po drodze mamy wszystkie te podjazdy, które już znamy ale nic to nie zwiększa łatwości ich pokonywania. Tyle, że wiemy co nas czeka. Idzie jednak dobrze i w Sanoku jesteśmy o przyzwoitym czasie. Tu chwila popasu na jedzenie i zjeżdżamy na nieco mniej uczęszczane drogi licząc na spokojniejszą jazdę.

Jest dość ciepło i wiatr raczej w plecy ale wiele na prędkości nam to nie daje. Ciągle górki i pagórki więc tempo zmienne. Minione kilka dni dają o sobie znać i szybko nasze organizmy domagają się obiadu a tu jak na złość nie trafia się żaden lokal. W końcu trafiamy na tablice reklamujące "Stary Lwów". Trzeba odrobinę zjechać w bok ale, jak się okazało, warto było. Nie pamiętam nazwy potrawy ale było to coś dla 4 osób po gruzińsku. Dużo mięsa, ziemniaczków, surówek. Pojedliśmy solidnie i od razu humory się poprawiły.

Kręcimy dalej. Pagórki niby niewysokie ale ścianki po drodze okrutne. Z bagażem wczołgać się na nie niełatwo. Najgorzej było przed Pilznem. Góra ciągnęła nam się jak za karę. Za to potem był piękny i długi zjazd prawie do samego miasta. Robimy zaopatrzenie w picie i kręcimy dalej boczną, spokojną drogą w stronę Tarnowa. Tam mamy nocleg zaklepany. Dalej nie ma sensu ciągnąć. Trzeba odpocząć.

Dzięki GPS-owi trafiamy pod same drzwi kwatery nieco przed 22:30. Gdyby nie kreska byłby problem tam trafić. Szybko po dwa browary, coś zjeść i spać.




Link do pełnej galerii




Kategoria Kilkudniowe, Z trzecim kołem

Bieszczady 2017 - kółeczko na Myczkowce

  • DST 63.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:33
  • VAVG 11.35km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 czerwca 2017 | dodano: 11.06.2017
Uczestnicy

Dzień miał być relaksacyjny a wyszło jak zwykle.

Zaczynamy od małej wizyty na myjni czyli jedziemy do potoku nieco rowerki poobmywać z błota. Schodzi nam troszkę ale za to sprzęty zaczynają się prezentować jakoś lepiej. I ubyło nieco z wagi :-)

Żegnamy się też dziś z Grześkiem, który musi już wracać i nie da rady z nami pojeździć. Ale chyba mu się podobało to, co razem wyczynialiśmy :-)

Wracamy na bazę spakować rzeczy na trasę i ruszamy podjazdem przez Górzankę w stronę Bereźnicy Wyżnej. W końcu udaje nam się pojechać ten asfalt w dól do Berezki i dalej do Średniej Wsi. Plan był taki, by się przedostać na drugą stronę Sanu ale okazało się, że nie ma żadnej kładki a stan wody jest nieco za wysoki na brodzenie.

Nie pozostaje nam nic innego jak objechać problem przez Lesko. Po drodze zasiadamy na obiadek w restauracji przy hotelu Salamandra. Całkiem, całkiem :-) Dobrze się żywimy na tym wyjeździe.

W Lesku na chwilę zahaczamy o zamek ale nie ma tam nic do zwiedzania a u nas do tego trochę wąsko z czasem. Korzystając z rad GPS-a wbijamy w teren. Jest trochę zaskoczenia ale da się jechać. Trafiamy nawet na jakieś skałki. Jest też potem trochę wypychu, błota i przejazd komuś przez podwórko. Oj! Nie do końca prawda jest w tych mapach OSM. Tzn. przejechać się da ale nie tak do końca po ścieżkach i nie do końca w te miejsca, gdzie by się chciało.

Wracamy na asfalt kierując się na Myczkowce. Po drodze trafiamy na punkt widokowy na myczkowiecką zaporę. Ładnie tu. Można by posiedzieć i pogapić się gdyby czas nie gonił. Ciśniemy na most na Sanie poniżej zapory w Solinie i robimy wjazd aż do Myczkowa.

Tu zamiast na Polańczyk kierujemy się na zielony szlak w stronę Wierchów. Początek ładny ale w środku lasu, jak to tu często bywa, wyjeżdżone przez maszyny. Wypych, błoto i wszystko już przy zachodzie słońca czyli sporo na czuja. Na Wierchach jesteśmy o szarówce. Po drodze Maciek zalicza glebę i wyrywa zaczep spd z buta. Jedzie mu się fatalnie. Na szczęście teraz mamy już zjazd do skrzyżowania w Wołkowyi i kawałeczek lekkiego podjazdu na kwaterę.

Ale żeby nie było różowo, Paweł łapie na zjeździe kapcia. Znów okazuje się, że pasuje tylko moja dętka 27,5 :-) Już przy całkowitych ciemnościach staczamy się na bazę. Nie ma szans na wcześniejsze pakowanie. Tylko coś zjeść, umyć się i spać.


Link do pełnej galerii














Kategoria Kilkudniowe