Bieszczady 2017 - kółeczko na Myczkowce
-
DST
63.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
05:33
-
VAVG
11.35km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień miał być relaksacyjny a wyszło jak zwykle.
Zaczynamy od małej wizyty na myjni czyli jedziemy do potoku nieco rowerki poobmywać z błota. Schodzi nam troszkę ale za to sprzęty zaczynają się prezentować jakoś lepiej. I ubyło nieco z wagi :-)
Żegnamy się też dziś z Grześkiem, który musi już wracać i nie da rady z nami pojeździć. Ale chyba mu się podobało to, co razem wyczynialiśmy :-)
Wracamy na bazę spakować rzeczy na trasę i ruszamy podjazdem przez Górzankę w stronę Bereźnicy Wyżnej. W końcu udaje nam się pojechać ten asfalt w dól do Berezki i dalej do Średniej Wsi. Plan był taki, by się przedostać na drugą stronę Sanu ale okazało się, że nie ma żadnej kładki a stan wody jest nieco za wysoki na brodzenie.
Nie pozostaje nam nic innego jak objechać problem przez Lesko. Po drodze zasiadamy na obiadek w restauracji przy hotelu Salamandra. Całkiem, całkiem :-) Dobrze się żywimy na tym wyjeździe.
W Lesku na chwilę zahaczamy o zamek ale nie ma tam nic do zwiedzania a u nas do tego trochę wąsko z czasem. Korzystając z rad GPS-a wbijamy w teren. Jest trochę zaskoczenia ale da się jechać. Trafiamy nawet na jakieś skałki. Jest też potem trochę wypychu, błota i przejazd komuś przez podwórko. Oj! Nie do końca prawda jest w tych mapach OSM. Tzn. przejechać się da ale nie tak do końca po ścieżkach i nie do końca w te miejsca, gdzie by się chciało.
Wracamy na asfalt kierując się na Myczkowce. Po drodze trafiamy na punkt widokowy na myczkowiecką zaporę. Ładnie tu. Można by posiedzieć i pogapić się gdyby czas nie gonił. Ciśniemy na most na Sanie poniżej zapory w Solinie i robimy wjazd aż do Myczkowa.
Tu zamiast na Polańczyk kierujemy się na zielony szlak w stronę Wierchów. Początek ładny ale w środku lasu, jak to tu często bywa, wyjeżdżone przez maszyny. Wypych, błoto i wszystko już przy zachodzie słońca czyli sporo na czuja. Na Wierchach jesteśmy o szarówce. Po drodze Maciek zalicza glebę i wyrywa zaczep spd z buta. Jedzie mu się fatalnie. Na szczęście teraz mamy już zjazd do skrzyżowania w Wołkowyi i kawałeczek lekkiego podjazdu na kwaterę.
Ale żeby nie było różowo, Paweł łapie na zjeździe kapcia. Znów okazuje się, że pasuje tylko moja dętka 27,5 :-) Już przy całkowitych ciemnościach staczamy się na bazę. Nie ma szans na wcześniejsze pakowanie. Tylko coś zjeść, umyć się i spać.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe