Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 1756.00 km (w terenie 223.00 km; 12.70%) |
Czas w ruchu: | 92:19 |
Średnia prędkość: | 19.02 km/h |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 67.54 km i 3h 33m |
Więcej statystyk |
DPOD - service on-demand
-
DST
46.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:04
-
VAVG
22.26km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na termometrze. Bardzo sprzyjająca jeździe pogoda. Uda już trzeci dzień mówią, że albo pojeździłem za mało albo za dużo. Ewentualnie temperatury za niskie.
W trakcie pracy Edyta zapytała esem, czy bym nie podjechał jej łańcuch wymienić. Jako, że i tak dziś miałem po pracy objazdy więc tylko uzgodniliśmy mniej więcej godzinę.
Po pracy najpierw do CH Pogoria załatwić jedną rzecz i potem na Pogoń zrobić przekładkę łańcucha. Jacek wczoraj doradził Edycie jaki powinna zakupić. Rozkułem stary. Nowy był ze spinką więc założenie to minuta-pięć. Pasował idealnie. Jutro, na Nocy Cyklicznej test bojowy. Jacek, jakby co, będziesz po mnie poprawiał ;-)
Powrót dalej przez Czeladź i Wojkowice.
Fajnie cieplutko. Takiej pogody bym sobie życzył jeszcze przez 2 miesiące przynajmniej.
Kategoria Praca
Test trasy do Rybnika
-
DST
169.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
08:40
-
VAVG
19.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień na przejechanie trasy do Rybnika na sobotnią wycieczkę CYKLOZY Sosnowiec.
Wyjechałem na styk i na miejsce, czyli pod fontannę przy PTTK w Sosnowcu, dotarłem ciut po 7:00. Na miejscu była już Edyta i był też Jacek. Wbiłem trasę, którą zaplanowałem wstępnie i ruszyliśmy.
Na początek do Katowic i dalej w stronę Panewnik. O tak wczesnej porze na ulicach pusto więc jechało się całkiem fajnie.
Zaplanowaną trasę wspomagałem też śladem przejazdu, który zrobiliśmy w zeszłym roku z Jackiem. Dzięki temu nieco dystans się skrócił a szlak zrobił się atrakcyjniejszy.
Po drodze będą 2 kościółki drewniane, zamek w Chudowie, objazd Zalewu Rybnickiego, potem kolejny kościółek.
Na rynku wszamaliśmy obiadek i troszkę dychnęliśmy przed powrotem.
Łącznie całe kółeczko wyniosło nieco ponad 130 km.
Powrót mieliśmy z małymi problemami technicznymi. Edycie dwa razy zerwał się łańcuch na podjazdach. Musieliśmy za każdym razem wywalić po ogniwie żeby skuć łańcuch ponownie. Po drugiej usterce jechaliśmy dość zachowawczo by nie trzeba było trzeci raz powtarzać tej operacji. Udało się do Sosnowca dojechać bez dalszych problemów.
Edyto, Jacku dzięki, że się wybraliście. Było mi raźniej i weselej. Dobrze mi się z Wami jechało.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Rowerowa Dąbrowa
-
DST
82.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
04:20
-
VAVG
18.92km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wczoraj Edyta oświeciła mnie, że dziś jest wyjazd z Rowerową Dąbrową. Podała mi detale i zdecydowałem się wybrać. Planowo miałem podjechać na spotkanie z grupą dojeżdżającą z Będzina ale wygrzebałem się tak późno, że pojechałem w końcu pod molo na P3.
A tam już całkiem spora grupa. Focenie, omawianie planu i ruszamy.
Trasa momentami mi znajoma, momentami zupełnie nie ale ciekawa. Było się gdzie rozpędzić miejscami. Było trochę lasu. Wyszedł ładny dystans. I przede wszystkim była okazja spotkać się ze starymi rowerowo-znajomymi oraz poznać nowe twarze.
Organizator wyjazdu postarał się o atrakcję w postaci podziwiania widoku z wieży wykorzystywanej przez służby leśne do obserwacji lasu na okoliczność pożarów.
Warto było się wspinać stromymi schodami.
Po zakończeniu oficjalnego przejazdu spora część grupy udała się na afterek nad Pogorię 3. Przy ognisku, kiełbaskach i innych produktach spożywczych oraz rozmowach szybciutko upłynęło kilka godzin. Około 19:00 zakończyliśmy część nieoficjalną i w mniejszych lub większych grupkach oraz solowo rozjechaliśmy się w swoje strony.
Dzionek szybko zleciał ale sympatycznie. Dopisało i towarzystwo, i pogoda.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
DPOD
-
DST
50.00km
-
Teren
12.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
21.43km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+14. Pochmurno jakby miało cały dzień lać a jednak sucho. Błogosławieństwo długiego weekendu - prawie puste drogi.
Powrót wertepkami do D. G. Dalej na P3, przeskok na P4 i objazd od wschodu wertepkami potem na asfalcik i wzdłuż P4 do Marianek. Potem już tradycyjnie Preczów, Sarnów. Za światłami zjazd w prawo i kolejna porcja wertepków którymi docieram do Strzyżowic i potem do domu.
Nad wodą trochę wietrznie i jeszcze do upałów daleko ale jechało się nienajgorzej.
Kategoria Praca
DP - koniec byczenia - D
-
DST
34.00km
-
Czas
01:32
-
VAVG
22.17km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Za oknem ciemno. Mgła. +10. Znaczy się lata koniec. Urlopu też czyli start z rutynowymi wpisami.
Po pracy wertepkami do D. G. Dalej na P3 i przeskok na P4 i potem przez Preczów i Sarnów do domu. Niby ciepło ale to już nie te lubiane przeze mnie 25+ gdzie mięśnie, stawy i płuca pracują jak należy. Chyba, że to jeszcze wychodzi przeziębieniowe osłabienie.
Kategoria Praca
Walka z echem w lodówce
-
DST
2.00km
-
Czas
00:06
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17 na termometrze. Wieje. Co trochę pada. Czyli ciąg dalszy wrednej pogody.
Pewnie bym z domu nosa nie wychylił, ale wyżarłem z lodówki już wszystko co jeszcze nadawało się do konsumpcji a przetrwało 2 tygodnie mojej nieobecności. Tak więc tylko szybka rundka do sklepu i powrót.
Kategoria Inne
Nad Morze - Dzień 14 - ostatni
-
DST
15.00km
-
Czas
00:54
-
VAVG
16.67km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
I nastał ten dzień, kiedy nasza wyprawa się skończyła. Niestety nieco inaczej niż planowaliśmy ale przyczyn było kilka. Po pierwsze pogoda. Z przyjemnych 25 stopni (i więcej) temperatura spadła poniżej 20. Do tego silny wiatr i dosyć częste opady. Wszystko to nas mocno spowalniało i pozbawiało sił. Dodatkowo ostatnie 3 dni wyprawy jechałem przeziębiony i przyjemność z tej jazdy miałem raczej nie za wielką.
Kolejnym powodem, dla którego nie zakończyliśmy przejazdu jak było w planie to fakt, że i tak byśmy w terminie się nie zmieścili. Po drodze włączył nam się tryb zwiedzania i nagle okazało się, że jest mnóstwo miejsc wartych obejrzenia na naszej trasie zaczynając choćby od Malborka i Gniewa. Sam Malbork to ponad 3 godziny zwiedzania z przewodnikiem i jeszcze czasu brakuje by wszystko zobaczyć. Różne inne atrakcje zabierają czas i uniemożliwiają robienia dziennych zakładanych 120 km.
Znać daje także o sobie zmęczenie materiału. Coraz trudniej rano się zebrać do wyjazdu i coraz wcześniej chce się przytulić głowę do poduszki. 2 tygodnie jazdy niemal bez przerwy poważnie wyczerpują.
Z tych i innych mniejszych lub większych powodów zdecydowaliśmy dziś zakończyć nasz wspólny z Marcinem wyjazd na mieście Toruniu. Odpocząwszy w Domu Turysty PTTK, odwiedziwszy oddział PTTK w Toruniu i po rozmowie z przemiłą panią pełniącą tam dyżur, podjęliśmy próbę zobaczenia tego i owego. Udało się nam zwiedzić muzeum choć niestety dość ekspresowo, odwiedziliśmy dom Mikołaja Kopernika, pospacerowaliśmy pod toruńską krzywą wieżę i pognaliśmy na dworzec kolejowy na pociąg do Dąbrowy Górniczej.
Po ponad 6 godzinach w średnio komfortowych warunkach (pociąg nie miał wagonu przystosowanego do przewozu rowerów) docieramy do celu.
Na peronie wita nas może nieco przypadkowy ale jednak komitet powitalny. Wymieniamy powitania, kilka wrażeń na szybko i rozjeżdżamy. Marcin z komitetem na Zagórze, ja przez Zieloną, Łagiszę i Gródków do siebie.
Podsumowanie?
1300 km przejechanych;
straty w sprzęcie: bagażnik i koło u nie, dętka u Marcina;
zużycie sprzętu: u mnie kaseta i łańcuch (dorżnięte przy jakichś 5000 km);
nieprzeliczone bajeczne widoki, których ślady niegodne pozostały na zdjęciach;
spotkanie wielu życzliwych i sympatycznych ludzi w całym kraju (Witku, to zwłaszcza o Tobie mowa);
Refleksje?
2 tygodnie na taki wyjazd to dużo za mało.
Również dzienny dystans 120 km przy założeniu, że coś zwiedzamy i oglądamy to zdecydowanie za dużo. W Polsce jest mnóstwo przepięknych miejsc (przyroda, budowle), na których poznanie trzeba więcej czasu.
Ewentualna druga taka wyprawa będzie miała raczej inny przebieg. Dystanse dzienne będą krótsze. Początek dnia będzie poświęcony na zwiedzanie a czas popołudnia i wieczoru przeznaczony na dotarcie do kolejnego miejsca noclegowego.
Przy małej grupie (2-4 osoby) praktycznie można obyć się bez namiotu bo nocleg zawsze się znajdzie i to za umiarkowaną cenę (choć standard bywa różny).
Generalnie, choć planu nie udało się zrealizować, to jestem bardzo zadowolony, że mimo wszystko byłem, gdzie byłem i widziałem co widziałem. Dowiedziałem się też jeszcze co więcej pozostało do zobaczenia i jest to świadomość, która prawdopodobnie za jakiś czas (2-3 lata) ponownie skieruje mnie na podobną wyprawę.
Teraz czas na odpoczynek (czyt.: dystanse dzienne mniejsze niż 100km) i podleczenie przeziębienia. Ponadto w końcu będzie kiedy uzupełnić wpisy o zdjęcia, których też zebrało się całkiem sporo.
Toruń.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 13
-
DST
93.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
05:31
-
VAVG
16.86km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pospaliśmy dziś do 8:00 a potem gonitwa żeby się zebrać przed 10:00 i zdać pokój.
Ruszamy do informacji turystycznej w centrum i tam zostawiamy rowerki a sami piechotką udajemy się do muzeum. Trochę czasu nam tam zeszło bo muzeum to w sumie 3 budynki. W jednym galeria malarstwa, w drugim ekspozycja tematycznie związana ze szkołą ułanów a w trzecim przekrój od historii aż do czasów powojennych. Jest co oglądać. Muzeum zajmuje między innymi budynek dawnego spichlerza. Od strony wejścia to tylko 2 piętra ale faktycznie... Wybierzcie się sprawdzić :-)
Po zwiedzeniu muzeum wjeżdżamy na górę zamkową ale zgania nas stamtąd deszcz. Zamku faktycznie nie ma, są tylko ruiny, które obecnie przekopują archeolodzy. Na szybko tylko 2 foto i chowamy się pod przewiązkę nad ulicą w oczekiwaniu na ustanie deszczu.
Ścieżką rowerową wyjeżdżamy w kierunku granic Grudziądza i zmierzamy do Chełmna. Zatrzymujemy się na moment przy Lidlu. Moment rozciąga się w czasie bo tu przychodzi nam przeczekać kolejny deszcz. Dłuższy i intensywniejszy.
Potem dalej ścieżką jedziemy do celu. Przez cały czas z prawej strony (od zachodu) mamy wiszącą chmurę. Próbujemy uciec spod jej wpływu ale nie jest to łatwe bo silny, boczny wiatr mocno targa rowerkami i w końcu na chwilę zatrzymujemy się na przystanku żeby przeczekać ewentualny deszcz. Wszystko jednak rozchodzi się po kościach, deszcz nieco słabnie i jedziemy dalej.
Docieramy do Chełmna około 17:00. Chwilę kręcimy się po mieście i w końcu zakotwiczamy na obiad. Za nieduże pieniądze, całkiem niezły. Nieco tylko na nasze wilcze apetyty porcje małe :-) Ale to tak wszędzie jest.
Potem ruszamy do Torunia. Droga w sporej części albo ścieżką rowerową albo chodnikiem (który był albo może będzie ścieżką).
Do Torunia docieramy po 20:00. Całe miasto przejeżdżamy ścieżką i kierujemy się przez Stare Miasto i most nad Wisłą na dworzec kolejowy. Tam okazuje się, że nocne pociągi nie wożą rowerów z założenia. Dodatkowo najbliższy jako tako nam pasujący jest po 2:00 w nocy. Bezpośredni dopiero o 7:00 rano a następny po 15:00.
Garmin mówi, że jest niedaleko Dom Turysty PTTK. Dzwonię. Jest miejsce. Wracamy przez most nad Wisłą podziwiając (i focąc) widok oświetlonego Starego Miasta. Potem po drodze jeszcze spektakl podświetlonej fontanny tryskającej wodą w takt muzyki. Piękne widowisko ale spieszymy się na nocleg więc poświęcamy tylko chwilę czasu.
Trafiamy w końcu na kwaterę. Pakujemy się do pokoju. Jutro można będzie pospać dłużej bo doba kończy się dopiero o 12:00. Będzie też czas pozwiedzać Toruń. Wybieramy się na pociąg po 15:00.
Grudziądz - rynek.
Jeden z eksponatów muzeum w Grudziądzu.
Mistrz olimpijski pochodzący z Grudziądza.
Tą chmurę przeczekaliśmy.
A przed tą uciekaliśmy.
Żegnamy Chełmno.
Z daleka focę antenę obserwatorium astronomicznego. W informacji turystycznej w Grudziądzu powiedzieli nam, że będziemy ją mieli po drodze ale pogoda i deficyt czasu sprawiły, że nie odbiliśmy tam by zrobić foto z bliska.
Toruń po zachodzie słońca.
Iluminowana fontanna.
Link do pełnej galerii
Nad Morze - Dzień 12
-
DST
102.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
06:23
-
VAVG
15.98km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś długie spanie w celu zregenerowania sił i próba stłamszenia przeziębienia. Niestety nie wyszło. Wyjeżdżamy po 10:00. Na początek na zamek w Malborku obejrzeć katapulty ale jeszcze nieczynne więc ruszamy dalej.
Pogoda beznadziejna. Wieje. Zimno. I ciągle gdzieś widać opady.
Dziś w planie zwiedzanie. Jedziemy na początek Sztum. Tam nie ma czynnej wystawy więc tylko focimy zamek wokół i ruszamy dalej.
Po drodze dopada nas w końcu deszcz. Brakło dosłownie 300m do przystanku by bezpiecznie przeczekać kilkunastominutowy deszcz.
Docieramy do przeprawy promowej w Janowie i trochę czekamy aż na drugim brzegu zapakują się samochody i piechota a prom przebędzie Wisłę. W końcu pakujemy się i po kilkunastu minutach jesteśmy na drugim brzegu. Od razu jedziemy na zamek w Gniewie, kupujemy bilety i zwiedzamy budowlę z przewodnikiem. Zamek niby mniejszy od malborskiego ale też robi wrażenie. W tej chwili trwają prace remontowe ponieważ zamek znalazł właściciela i ten ma co do niego plany. Można już w zamku pomieszkać. Jedno ze skrzydeł stało się hotelem.
Po zwiedzeniu zamku jedziemy na rynek zjeść obiad i wracamy na przeprawę promową.
Wsiadamy na prom i zaczyna kropić deszczyk. Na szczęści zanim prom na dobre odbił ustaje.
Jedziemy dalej do Kwidzyna. Tam jesteśmy przed 18:00 i nie udaje nam się odbyć zwiedzania tamtejszego muzeum. Tak więc tylko foto i jedziemy dalej do Grudziądza.
Pogoda fatalna. Ciągle wieje zimny wiatr. Co trochę chmury. Dopiero na godzinę przed zachodem słońca robi się ładniej ale temperatura już nie wzrasta.
Po drodze zakładam czapkę i pełne rękawiczki. Dodatkowo daje mi się we znaki przeziębienie. Zero ochoty na jazdę.
Dojeżdżamy do Grudziądza i jedziemy od razu na dworzec kolejowy. Okazuje się, że stąd nie da się do Katowic dojechać. Tak więc jutro jedziemy bez ciśnień do Torunia i stamtąd wracamy koleją do domu.
Nocleg za nieduże pieniądze w PTSM-ie.
Malbork na pożegnanie.
Jeden z wielu inspektorów spotkanych w trakcie naszej wyprawy.
Sztum.
Pogoda często wyglądała dziś w taki sposób.
Gniew, prom i nasze nieoskrobane gęby :-)
Gniew.
Kwidzyn.
Link do pełnej galerii
Nad Morze - Dzień 11
-
DST
40.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś w planach dotrzeć do Malborka i co dalej to się zobaczy.
Rano padało co nieco wydało się niepokojące ale zanim się wygrzebaliśmy z pakowaniem to już był ładny, słoneczny dzień. Wietrzny niestety. Ruszamy po 10:00 najpierw na Tczew. Bocznymi drogami. Do miasta docieramy jakoś koło 11:00 bo to raptem kilkanaście kilometrów. Tam Marcin wynajduje muzeum, które na dodatek zwiedzać można za darmo. Tak też czynimy i godzina ucieka. Muzeum ciekawe: multimedia, ekspozycje, autentyczne zabytki. Warto zajrzeć. Zanim weszliśmy do muzeum nieco pokapało.
Wychodząc mamy znów ładną pogodę. Ruszamy w stronę najstarszego mostu Tczewa (nazwy nie pamiętam) i okazuje się, że jest on zamknięty dla ruchu w ogóle. Jednak piechota i każdy kto tylko zdoła się przecisnąć przez betonowe zapory używa tego mostu. Pytamy jeszcze dla pewności jednego z przechodniów o co chodzi z tym zakazem i czy bezpieczne jest przejście i dowiadujemy się, że most ma być remontowany ale wszystko idzie jak krew z nosa a ludzie nie będą wiecznie na około biegać i spokojnie można przejechać. Tak też czynimy bo inaczej byśmy musieli sporo nadkładać drogi.
W międzyczasie na zachodzie formuje się chmura i zaczynamy naszą ucieczkę przed nią w stronę Malborka. Wpadamy na krajową 22 i ile sił w nogach ciśniemy przed siebie. Wiatr w plecy więc jechało się szybko i lekko. Po drodze z przeciwka machamy sobie nawzajem z innym podróżnikiem na rowerku. Ciekawe, czy go deszcz dorwał. My na 2 km przed Malborkiem zostaliśmy dogonieni przez chmurę ale udało się schować na przystanku nim skończył się deszcz.
Jedziemy w stronę zamku z zamiarem znalezienia noclegu. Trafia się od razu nawet bez odpalania GPS-a. Zostawiamy bagaże, rowerki i robimy zakupy a potem marsz przez most na zwiedzanie. Obchód trwa ponad 3 godziny i jest to sporo deptania ale warto. Zamek jest ogromny, skomplikowany technicznie, bogaty w ekspozycje i ma bardzo barwną historię. Nie udaje nam się zwiedzić podziemi i wejść na wieżę ale refleksja jest taka, że coś na następny raz trzeba sobie zostawić.
Jeżdżenia tego dnia niewiele. Tak pół na pół ze zwiedzaniem i trochę ucieczek przed deszczami. Znacznie chłodniej. Na dodatek tak się czuję, jakby mnie jakieś przeziębienie chciało położyć. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Most w Tczewie. Kiedyś najdłuższy w Europie.
Prawie pierwszy rzut oka na zamek w Malborku.
Średni zamek.
Wnętrze komina kuchennego.
Bursztyn. Krzyżacy mieli kiedyś monopol na handel tym dobrem.
Link do pełnej galerii