Nad Morze - Dzień 14 - ostatni
-
DST
15.00km
-
Czas
00:54
-
VAVG
16.67km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
I nastał ten dzień, kiedy nasza wyprawa się skończyła. Niestety nieco inaczej niż planowaliśmy ale przyczyn było kilka. Po pierwsze pogoda. Z przyjemnych 25 stopni (i więcej) temperatura spadła poniżej 20. Do tego silny wiatr i dosyć częste opady. Wszystko to nas mocno spowalniało i pozbawiało sił. Dodatkowo ostatnie 3 dni wyprawy jechałem przeziębiony i przyjemność z tej jazdy miałem raczej nie za wielką.
Kolejnym powodem, dla którego nie zakończyliśmy przejazdu jak było w planie to fakt, że i tak byśmy w terminie się nie zmieścili. Po drodze włączył nam się tryb zwiedzania i nagle okazało się, że jest mnóstwo miejsc wartych obejrzenia na naszej trasie zaczynając choćby od Malborka i Gniewa. Sam Malbork to ponad 3 godziny zwiedzania z przewodnikiem i jeszcze czasu brakuje by wszystko zobaczyć. Różne inne atrakcje zabierają czas i uniemożliwiają robienia dziennych zakładanych 120 km.
Znać daje także o sobie zmęczenie materiału. Coraz trudniej rano się zebrać do wyjazdu i coraz wcześniej chce się przytulić głowę do poduszki. 2 tygodnie jazdy niemal bez przerwy poważnie wyczerpują.
Z tych i innych mniejszych lub większych powodów zdecydowaliśmy dziś zakończyć nasz wspólny z Marcinem wyjazd na mieście Toruniu. Odpocząwszy w Domu Turysty PTTK, odwiedziwszy oddział PTTK w Toruniu i po rozmowie z przemiłą panią pełniącą tam dyżur, podjęliśmy próbę zobaczenia tego i owego. Udało się nam zwiedzić muzeum choć niestety dość ekspresowo, odwiedziliśmy dom Mikołaja Kopernika, pospacerowaliśmy pod toruńską krzywą wieżę i pognaliśmy na dworzec kolejowy na pociąg do Dąbrowy Górniczej.
Po ponad 6 godzinach w średnio komfortowych warunkach (pociąg nie miał wagonu przystosowanego do przewozu rowerów) docieramy do celu.
Na peronie wita nas może nieco przypadkowy ale jednak komitet powitalny. Wymieniamy powitania, kilka wrażeń na szybko i rozjeżdżamy. Marcin z komitetem na Zagórze, ja przez Zieloną, Łagiszę i Gródków do siebie.
Podsumowanie?
1300 km przejechanych;
straty w sprzęcie: bagażnik i koło u nie, dętka u Marcina;
zużycie sprzętu: u mnie kaseta i łańcuch (dorżnięte przy jakichś 5000 km);
nieprzeliczone bajeczne widoki, których ślady niegodne pozostały na zdjęciach;
spotkanie wielu życzliwych i sympatycznych ludzi w całym kraju (Witku, to zwłaszcza o Tobie mowa);
Refleksje?
2 tygodnie na taki wyjazd to dużo za mało.
Również dzienny dystans 120 km przy założeniu, że coś zwiedzamy i oglądamy to zdecydowanie za dużo. W Polsce jest mnóstwo przepięknych miejsc (przyroda, budowle), na których poznanie trzeba więcej czasu.
Ewentualna druga taka wyprawa będzie miała raczej inny przebieg. Dystanse dzienne będą krótsze. Początek dnia będzie poświęcony na zwiedzanie a czas popołudnia i wieczoru przeznaczony na dotarcie do kolejnego miejsca noclegowego.
Przy małej grupie (2-4 osoby) praktycznie można obyć się bez namiotu bo nocleg zawsze się znajdzie i to za umiarkowaną cenę (choć standard bywa różny).
Generalnie, choć planu nie udało się zrealizować, to jestem bardzo zadowolony, że mimo wszystko byłem, gdzie byłem i widziałem co widziałem. Dowiedziałem się też jeszcze co więcej pozostało do zobaczenia i jest to świadomość, która prawdopodobnie za jakiś czas (2-3 lata) ponownie skieruje mnie na podobną wyprawę.
Teraz czas na odpoczynek (czyt.: dystanse dzienne mniejsze niż 100km) i podleczenie przeziębienia. Ponadto w końcu będzie kiedy uzupełnić wpisy o zdjęcia, których też zebrało się całkiem sporo.
Toruń.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
komentarze
Muszę w wolnej chwili dokładnie poczytać i pooglądać ;-)
Czemu dopiero za 2 - 3 lata ruszasz na podobną?
My ruszamy za rok :-)
Pozdrawiam!