Sierpień, 2012
Dystans całkowity: | 1756.00 km (w terenie 223.00 km; 12.70%) |
Czas w ruchu: | 92:19 |
Średnia prędkość: | 19.02 km/h |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 67.54 km i 3h 33m |
Więcej statystyk |
Nad Morze - Dzień 10
-
DST
112.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
07:10
-
VAVG
15.63km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś wstępnie plan dotrzeć do Malborka aczkolwiek jest podejrzenie, że to za ambitne założenie.
Okazuje się w drodze, że zdecydowanie za ambitne.
Wyruszamy prawie tak jak zakładaliśmy ale odcinek do pokonania dłuższy bo zamiast z Władysławowa do Malborka trzeba jechać z Jastrzębiej Góry. Niby tylko 9 km więcej ale kto był nad polskim morzem ostatnio to wie, że tam ćma narodu zjechała.
Przebijanie się w ruchu drogowym przez Rozewie i Władysławowo zabiera trochę czasu. Potem wpadamy na ścieżkę rowerową do Pucka i tu nieco tempo wzrasta choć jakoś opornie się jedzie. Parno.
Potem po cichutku wkradamy się do Gdyni zachodząc od opuszczonego obozu indiańskiego.
Dalej przez Sopot częściowo główną gdzie od metra zakazów jazdy po drodze dla rowerów. Odbijamy w kierunku Mola. Tam nas pogania deszczyk. Ścieżką rowerową jedziemy w stronę Gdańska. Po drodze wpadamy pod parasole i zamawiamy obiadek. I tak godzinka schodzi.
Do Gdańska wpadamy znowu nie wiem kiedy. W centrum narodu jakby coś darmo dawali. Ledwo udaje nam się przebić na Rynek i sfocić obok Posejdona. Zaraz potem wyrywamy dalej.
Garmin wpuszcza nas w błoto. Na mapie, którą ma wgraną, droga jest ok. W realu zdążyli od 2011 roku postawić autostradę :-/ Udało nam się to objechać w końcu ale nie obeszło się bez taplania w błocie.
Potem całkiem sporo super ścieżki rowerowej, ciągnący się w okolicach Wiśliny i Lędowa. Przed Suchym Dębem udaje nam się znaleźć nocleg. Szybkie zakupy i potem sprint do celu będący jednocześnie ucieczką przed podejrzanie wyglądającą chmurą. Nocleg w Pszczółkach. Udaje się dojechać na sucho.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 09
-
DST
57.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
03:10
-
VAVG
18.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień jakiś taki do kitu wyszedł.
Rano śniadanie, pranie, próba upchania zdjęć do sieci (nieudana bo Blueconnect przełączył się z HSPA w EDGE) i tak czas poleciał, że pojechaliśmy dopiero po 13:00.
Chcieliśmy dotrzeć na Hel. Od Jastrzębiej Góry do Władysławowa poboczem drogi i drogą na zmianę. Ruch niemożebny.
Potem od Władysławowa miała być ścieżka rowerowa. I była. Tylko ruch na niej taki sam jak na drodze. I do tego sporo piechoty. Pierwsze 10 km to istny slalom i wyprzedzanie bo wszystko turla się w spacerowym tempie. Potem zrobiło się luźniej ale jazda dalej szła opornie. Wiatr właściwie nie wiem z jakiego kierunku ale generalnie przeszkadzający. Nogi nierozgrzane średnio podawały. Dopiero ostatnie 15 km polecieliśmy asfaltem z normalną przelotową prędkością powyżej 30 km/h.
Półwysep helski to niby taki wąski pasek na mapie ale w rzeczywistości to tam całkiem sporo ludzie nastawiali.
Poza miejscowościami typowo turystycznymi pochowane są w lesie np. bunkry. I to sporo. A niektóre odrestaurowane, z ekspozycjami. Do jednego weszliśmy z Marcinem obydwaj. Do drugiego wszedłem sam a Marcin studiował przewodnik pod kątem tego, czego nie zobaczymy bo czasu mikro.
Po bunkrach pojechaliśmy do samego Helu. I zrobiła się 17:30. Cały półwysep to 35 km + jakieś 8 km z Władysławowa do naszej kwatery. Gdyby to wracać rowerkiem to byśmy znowu po ciemku wrócili. A na dodatek jeszcze zaczęła się pogoda nieco rozsypywać. Na szybko wchodzimy do Fokarium, kilka zdjęć i sprint na dworzec. Wpadamy w ostatniej chwili na peron i pakujemy się w pociąg. I tak przejazd zajął prawie godzinę ale dzięki temu udało się przed większym deszczem przebyć odcinek z Władysławowa do Jastrzębiej Góry. Docieramy około 19:30 kiedy zaczyna coraz bardziej pokapywać.
Dzięki naszemu Gospodarzowi wywieszone rano pranie ocalało przed zamoknięciem.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 08
-
DST
117.00km
-
Teren
14.00km
-
Czas
06:00
-
VAVG
19.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień ostatni podróży na północ. Dystans około 100 km więc bez ciśnień z czego zrobił się wyjazd o 10:00. Opuściliśmy agroturystykę w Hucie Kościerskiej i ruszyliśmy w swoją stronę. Po drodze, przez przypadek wynikły z tego, że mi się teren nie podobał przejeżdżamy obok dworku Wybickich. Wstępujemy na zwiedzanie. Szybkie ale sympatyczne :-) Potem dalej w drogę.
Teraz wiem, dlaczego Szwajcaria Kaszubska. Widoki piękne. Jak w Szwajcarii. Teren takoż. Ciągle w górę i w dół i tak na okrętkę. Niektóre zjazdy to tak powyżej 50 km/h co przy naszym tonażu czasem robi się mocno ryzykowne. Jak jednak sobie odmówić tej przyjemności po tym, jak się wyrzeźbiło podjazd?
Dziś miałem taki sobie dzień. W pewnym momencie żądam przerwy i wywalam się do góry kołami na ściernisku. Kilkanaście minut z przymkniętymi oczami i jakoś siły wracają nieco. Ostatnie 30 km do morza. Po drodze z kolei Marcin stwierdza, że jednak chwila odpoczynku jest mu potrzebna. Chyba wychodzi zmęczenie materiału.
Jak później policzyliśmy tak na oko ile km przejechaliśmy to wyszło nam ponad 850 km. A miało być jakieś 670.
Nad morzem pojawiamy się w okolicach Karwii. Tam też zjadamy obiado-kolację i ruszamy w poszukiwaniu bankomatu (najbliższy w Jastrzębiej Górze) i noclegu.
Znajdujemy i jedno, i drugie w J. Górze.
Na plaży spotykamy wędrowca, który depta wzdłuż całego polskiego wybrzeża. Robi nam foto.
Dziś zaczynam pakować fotki. Wkrótce linki do galerii.
Link do pełnej galerii
Nad Morze - Dzień 07
-
DST
141.00km
-
Czas
06:41
-
VAVG
21.10km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień bogaty.
Start miał być o 8:00 ale tradycyjnie wyszła obsuwa i start uruchomił się po 9:00. Na początek kierunek Tuchola.
Dziś tylko asfaltami bo i tak mamy tyły czasowe. Mieliśmy być we Władysławowie dziś a będziemy jutro.
W Tucholi spotykamy dwóch rowerzystów z Orzesza (Roberta i Maćka o ile nie przekręciłem imion - jeśli tak, to przepraszam). Jadą do trójmiasta. Robią konkretne dystanse po 150 km a nocują głównie pod namiotem. Po drodze do Czerska mieliśmy okazję się razem potoczyć, posiedzieć na przystanku w trakcie burzy i dalej dojechać do Czerska.
Chłopaki pojechali dalej a my z Marcinem uderzyliśmy na rynek (o ile to był rynek) skonsumować obiad. Kiedy składaliśmy zamówienie zaczęło padać. Przesiedzieliśmy łącznie w Czersku jakieś półtorej godziny zanim dało się jechać. Plan jest taki, że nie ma planu. Jedziemy ile się da i robimy postój jak się zrobi znowu wrednie.
Raz nawet jesteśmy o krok od zadołowania się na noc w kwatery ale długo nie mogłem w okolicy znaleźć noclegu a deszcze przez ten czas wziął i przestał padać. Ruszyliśmy. I tak nam się koła toczyły, że wylądowaliśmy w końcu w Kościerzynie. Rundka po rynku, zakupy i na nocleg. Padam jak ścięty. Niższa temperatura, dystans i tempo dają o sobie znać.
Teren tu mają jak w górach. Zjazdy, podjazdy i tak na okrętkę. Gdyby nie to, że nam się spieszyło a ja byłem dodatkowo mocno hm... zirytowany obsuwą i zachowaniem pogody, to byśmy wolniej jechali a tak to bywało, że pod górkę cisnęliśmy ponad 30 km/h. Jutro dystans skromniejszy do pokonania a zarazem cel do osiągnięcia.
Zdjęcia na razie muszą poczekać, bo internet z gwizdka dalej podły.
I uzupełnienie o zdjęcia.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 06
-
DST
102.00km
-
Teren
15.00km
-
Czas
06:20
-
VAVG
16.11km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plany sobie a wykon sobie.
Mieliśmy ruszyć o 8:00. Grzebanie się sprawiło, że wyruszyliśmy dopiero po 10:00. Jako, że byliśmy zakwaterowani w Biskupinie, zbrodnią byłoby nie odwiedzić muzeum i rekonstrukcji grodu w tej miejscowości. Dojazd zajął chwilkę ale samo zwiedzanie, i to dość ekspresowe, zajęło nam ponad godzinę. Opowiedzieć się nie da. To trzeba zobaczyć. Robi naprawdę wrażenie: chaty, wały, przedmioty z wykopalisk. Opuszczamy muzeum po 11:00 i jedziemy do Żnina. Po drodze ścigamy się kawałek z wąskotorówką. Potem jednak wertepkami docieramy do miasta. Tam wchodzimy na wieżę ratuszową na rynku. Pomieszczenie na drugim piętrze zostało zrekonstruowane w sposób, który sprawia, że ma ono niesamowity klimat. Z muzeum jedziemy jeszcze pod serwis rowerowy gdzie kupuję rozkuwacz. Po konsultacjach z Tomkiem dochodzę do wniosku, że muszę jeszcze wywalić jedno ogniwo z łańcucha aby przestał mi skakać przy deptaniu.
Marcin dopytuje się gdzie jest PTTK w Żninie i tamże się udajemy. Ośrodek nazywa się Przystań Pałucka (o ile nie pokręciłem nazwy). Zjadamy tam pyszny, dwudaniowy obiadek i jeszcze konsultuję się z Tomkiem w sprawie łańcucha.
Potem zabieram się za serwis, wywalam ogniwko i robię test. Jest ok. W końcu ze spokojem ducha mogę się bujać dalej. Wszystko w rowerku działa jak należy.
Ze Żnina uderzamy na Bydgoszcz. Po drodze Marcin stwierdza, że z Sosnowca do Władysławowa wcale nie jest tak daleko. Raptem 3 km. Niby fakt. Od Wielkiego Sosnowca do Władysławowa nie jest daleko. Niestety Sosnowiec nie ten i Władysławowo też nie to. Jedziemy dalej do śluzy na Noteci w Dąbinku. Tu chwila na szamanie, drapanie przymilnego kota i dalej w drogę. Wyjeżdżamy w końcu na Zielonce, gdzie nieco zadziwiamy lokalnych cyklistów lecąc asfaltem tak pod 40 km/h z naszymi betami na bagażnikach. Fajnie się leciało. Niestety potem ruchliwa droga i kluczenie po nieznanym mieście w żółwim tempie. Zakotwiczamy się na dłuższą chwilę pod pomnikiem Kazimierza III Wielkiego.
Focimy się. Potem szukam noclegu, który byłby w naszym zasięgu. Wypada na ośrodek Exploris w Pieczyskach niedaleko Koronowa. Rezerwujemy nocleg i jeszcze chwilę kręcimy się po mieście. Focę co się da ale czasu mało, miasta nie znamy i tak wychodzi z tego foto-misz-masz.
Jedziemy głównie asfaltami bez postojów żeby o jakiejś ludzkiej porze dotrzeć ale czas ucieka i robi się ciemno.
Miejscami da się polecieć wyżej 35 km/h. Niestety cały czas tak się nie da, zwłaszcza po zachodzie słońca i kiedy droga robi się nierówna. Pomny historii z kołem na takich miejscach sporo zwalniałem.
Do Koronowa około 21:30. Szukamy sklepu żeby coś do jedzenia kupić i potem już prosto do Exploris-a. Ku naszemu zaskoczeniu po drodze super ścieżki rowerowe. Szerokie, równiutkie, wzorowo oznaczone i całe kilometry tych ścieżek. Dojeżdżamy nimi niemal pod same drzwi naszego noclegu.
Jutro będziemy chcieli dotrzeć do Kościerzyny. Jeśli zarezerwujemy rano nocleg, to nie będzie odwołania i będzie trzeba rzeźbić aż do bólu.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe
Nad Morze - Dzień 05
-
DST
50.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
02:34
-
VAVG
19.48km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś dzień rowerowy raczej dystansowo skromny. Wystartowany późno ze względu na konieczność odespania i dokonania prania.
Na początek pojechaliśmy do Gąsawa odwiedzić tamtejszy kościół z freskami malowanymi na drewnie. Kościelny opowiedział nam trochę o historii tej świątyni. Zrobiłem trochę zdjęć. Z kościółka jedziemy na stację kolejki wąskotorowej i rzutem na taśmę wsiadamy do pociągu, który przez Biskupin i Wenecję jedzie do Żnina. Po drodze mnóstwo focenia różności: grodu w Biskupinie, pociągu, okolic. Po godzinie docieramy do Żnina.
Na rynku pod muzeum Marcin robi serwis roweru jakiemuś brzdącowi a ja kupuję nową kasetę i łańcuch i robię to samo, co Marcin tylko swojemu rowerkowi. Po poskładaniu oczywiście okazuje się, że coś zmaściłem bo mi łańcuch przeskakuje. Ale najpierw siadamy na obiad w restauracji przy rynku i w międzyczasie zasięgam telefonicznie porady Tomka na temat mojego problemu. Dowiaduję się gdzie nie zasiałem. Po obiedzie jedziemy do parku i tam zabieram się za zabawę rozkuwaczem. Skracam łańcuch ale jeszcze trochę za mało bo w drodze przy 2:1 i 2:2 przeskakuje jak depnę. Poza tym jedzie się zupełnie inaczej niż na starym komplecie kaseta-łańcuch, który miał tak koło 5000 km. Przy okazji wykańczam rozkuwacz i jutro będę musiał nabyć nowy.
Robi się godzina prawie 19:00 i mamy dylematy czy robić trasę Żnin-Biskupin z objazdem czy prosto do Biskupina.
W końcu zaczynamy jednak objazd ale nie wg zaplanowanej trasy tylko od punktu do punktu z opcją, że skończymy jazdę jak będzie już za ciemno.
Po drodze odwiedzamy kolejny kościółek w Świątkowie, gdzie sympatyczny kościelny wpuszcza nas do środka i mamy okazję zrobić kolejne zdjęcia na pamiątkę.
Potem już właściwie tylko gonitwa po polach w stronę Marcinkowa Górnego, gdzie robimy sobie zdjęcie przy pomniku Leszka Białego oraz strzelam foto pałacyku. Potem już zjazd do Gąsawa, zakupy i powrót na kwaterę gdzie Marcin wykonuje potrawy kuchni egzotycznej (konserwa turystyczna z dżemem na kanapce) a ja dłubię wpis.
Ślad z GPS-a uwzględnia też kawałek, który jechaliśmy kolejką wąskotorową.
Freski w drewnianym kościele w Gąsawie.
Pierwszy rzut oka na Biskupin. Z kolejki wąskotorowej.
Wąskotorówką do Żnina.
Żnin. Rynek.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe, Serwis