DPOD - PTTK i nieudana ucieczka przed deszczem
-
DST
41.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
22.16km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zero słoneczka, ponuro ale ciepło +17. Jechało się przyzwoicie. Dziś wyjechane przed czasem to i zajechane takoż.
I się mi przypomniało z wczoraj jak mnie piechota wq... przy powrocie do domu. Dojeżdżam do pasów i widzę, że gościu stoi i czeka. Jestem od pasów z 5m i ten mi włazi. No i pozostaje tylko zostawić kreskę na asfalcie. A ten jeszcze mówi, że myślał, że przed nim zdążę przejechać. Żesz, qrna. Ciągle to samo. Jak piechur wejdzie na pasy to ma pierwszeństwo i mu trzeba ustąpić. Żadne tam zdążę. A baran wchodzi na pasy i staje. I tak ze 3x wczoraj :-/
Po pracy do PTTK. Częściowo wertepkami. Mieliśmy omówić pierwszy etap wypadu nad morze z chętnymi ale poza Marcinem i mną nie było innych chętnych więc szybko się zwinęliśmy. Jeszcze krótka rozmowa z Tomkiem na temat tego czy uda się nasz i ich wyjazd na północ Polski zgrać ale nic z tego nie wyszło. Ich plan jest nieco inny niż nasz. Może powrót uda się dograć ale to się zobaczy jak już będziemy nad morzem.
Marcin uderza do siebie a ja przez Pogoń, Będzin do siebie. Przed Łagiszą zaczyna się deszczyk. Chwilę siadam na przystanku w nadziei, że ustanie ale jedynie nieco słabnie. W niegroźnym pokapywaniu jadę do domu najkrótszą drogą przez Gródków. Na światłach pakują jakiegoś zmasakrowanego blaszaka na lawetę.
Powrót nie uszedł mi na sucho ale też nie zlało mnie do suchej nitki. Mogło być gorzej.
Kategoria Praca