Serwis
Dystans całkowity: | 6225.00 km (w terenie 467.00 km; 7.50%) |
Czas w ruchu: | 319:33 |
Średnia prędkość: | 19.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 45.50 km/h |
Liczba aktywności: | 155 |
Średnio na aktywność: | 40.16 km i 2h 03m |
Więcej statystyk |
Testowe kółeczko
-
DST
5.00km
-
Czas
00:15
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś sprawy rowerowe zajęły mi całkiem sporo czasu ale większość z tego to dłubanie. Na początek założenie nowej linki do przedniej przerzutki w Meridzie. Stała ranna kawał czasu. To poszło szybko i bez problemów. Potem przypomniało mi się, że kiepsko z tyłu hamuje i wymieniłem jeszcze klocki. Też dużo czasu to nie zabrało. Hamowanie zrobiło się lepsze ale do ideału daleko. Jednak tarczę też trzeba zmienić. Na koniec zabrałem się za najgorszą rzecz czyli centrowanie koła. Dość mocno biło. Żmudna zabawa bez centrownicy ale udało mi się znacznie poprawić. Idealnie raczej się nie uda tego zrobić bo w dwóch miejscach obręcz jest nieco zdeformowana. Jednak na testowym kółeczku widzę dużą różnicę na plus.
Kółeczko praktycznie koło domu i większość asfaltem. Pojechałem w krótkich spodenkach ale na dłuższą trasę to tak niezbyt to by się sprawdziło. Temperatura już nie chłodno, ale jeszcze nie ciepło. Tak nijako. Momentami prześwitywało słońce i w jego promieniach było nawet całkiem przyjemnie. Trochę wiatru z zachodu.
Kategoria Inne, KlockiT, Koło, LinkaP, Serwis
SOD
-
DST
22.00km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:28
-
VAVG
15.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dnia poprzedniego okazało się, że muszę zażądać urlopu na dziś i w związku z tym nie było dojazdu do pracy. Po południu miałem jednak odebrać z serwisu Błękitnego. Transportuję się zbiorkomem do Będzina i przed 17:00 odbieram rowerek.
Zrobiony tylny hamulec, który był padł na Roztoczu, a i już i wcześniej niedomagał. Zaplecione na nowo całe tylne koło na grubszych szprychach. Wymieniony pancerz od przedniej przerzutki na odcinku od manetki. Do tego zwyczajowe regulacje. Oczywiście trzeba rowerek ciut objechać.
Kręcę na początek przez Syberkę pod M1 i dalej do Czeladzi. Stamtąd standardową drogą w stronę wojkowickiego Orlenu jednak po drodze wpadam na pomysł by zahaczyć o Rogoźnik więc w locie modyfikuję trasę i jadę w stronę dawnej KWK "Jowisz". Na tamtejszym polu paintball-owym słyszę odgłosy walki. Chyba jakaś ekipa ASG. Ja dalej prosto w ślepą uliczkę i kawałkiem terenu przebijam się pod Orbitalną gdzie obieram kierunek do Rogoźnika. Za kościołem skręcam do Strzyżowic.
Po drodze cieszę oko barwami zachodzącego słońca i wpadam na pomysł by wdrapać się na górkę paralotniarską w Górze Siewierskiej więc jeszcze raz modyfikuję trasę. Terenem wbijam się pod cmentarz w Strzyżowicach i dalej obok wapiennika kieruję się do celu. Niestety nie udaje mi się zdążyć na sam zachód. Mam jedynie okazję podziwiać chmury pokolorowane zaszłym już słońcem. Ale i tak widok ładny. Trochę focę ale w sumie nie ma nic spektakularnego.
Ruszam w drogę powrotną do domu. Ostatnie 3km to sam zjazd. Zmarzłem na nim dość mocno choć prędkość tylko nieco przekraczała 40km/h. Po prostu tak spadła temperatura jak słoneczko się schowało. A i kiedy świeciło też upałów nie było. Ogólnie dzień pogodny ale chłodny.
Kategoria Hamulec, Inne, Koło, Pancerz, Serwis, Szprycha
DPD
-
DST
35.00km
-
Czas
01:25
-
VAVG
24.71km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś start szedł mi jeszcze bardziej opornie niż wczoraj. Ruszam później - 6:16. Na szczęście warunki są o wiele lepsze niż wczoraj. Jest cieplej, sucho, trochę chmur ale niegroźnych i widać przebijające się słońce. Widoczność nieznacznie pogorszona przez śladową mgiełkę. Od samego początku staram się jechać z uczuciem. Jednak na punkcie kontrolnym na Zielonej jestem jeszcze spóźniony. Na DorJan-ie jeszcze też późno ale już lepiej niż wczoraj o całą minutę. Ostatecznie o tyle udaje mi się powiększyć wczorajszą rezerwę lądując na mecie. Jechało mi się dziś bardzo dobrze pomimo tego, że w tle był pośpiech.
Po pracy całkiem przyjemne, letnie warunki. Słoneczko, wietrzyk, ciepło. Przyjemnie się jedzie. Dziś jednak powrót bez zaginania przez Mec i Środulę do serwisu w Będzinie. Nabywam nowe kółeczko do Rzeźnika razem z taśmą, dętką i oponą. Od razu wszystko założone, nadmuchane. W domu tylko przełożyć kasetę i tarczę, i można hulać :-) Z nowym nabytkiem toczę się w stronę Łagiszy. Gdzieś na wysokości przychodni przy elektrowni wyprzedza mnie szoska. Wiadomo, że na Srebrnym nie mam z nim szans ale kręcę i tak nieco intensywniej. Szoszon jedzie spacerowo więc udaje mi się trzymać mniej więcej w stałej odległości od niego, tak ze 100-150m. Czasem na zjazdach nieco skracając. Tak się bujam za nim przez całą Łagiszę i dalej do Sarnowa. Urywa mi się dopiero na światłach na "86". Ja już musiałem odstać. Dzięki temu króliczkowi udało mi się jednak utrzymać całkiem niezłą średnią dzienną. Od świateł już spokojniej ale w żadnym wypadku nie spacerowo. W domu zrzucam plecak i zabieram się za przekładkę tarczy i kasety na nowe koło. Potem kilka śmignięć wzdłuż ulicy na sprawdzenie jak wszystko pracuje. Nieco slalomu zjazdowo-wjazdowego po krawężniku. No bajka! Nowe kółeczko pracuje idealnie. Stare dam do przeplatania jak pojadę odbierać Błękitnego. Tam też kazałem tylne kółko przepleść bo mam z nim takie same historie jak z full-owym. Regularna wymiana szprych będzie chyba jedną z kolejnych regularnych operacji na moich rowerkach obok wymiany napędu bo raczej nie przewiduję, żebym miał stracić na wadze ;-p To byłoby już straszliwe marnotrawstwo zasobów.
Kategoria Praca, Koło, Serwis
DPSDZD
-
DST
39.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
19.50km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
I powrót do rutyny czyli wstawanie o dzikiej porze i wyścig z czasem by nie spóźnić się do pracy. Ruszam mniej więcej w granicach tolerancji - 3!:39916800 - choć miałem nadzieję, że uda się wcześniej. Kręcę bez większego ciśnienia bo dziś w plecaku nieco większy balast. Mimo tego jedzie się dobrze. Pogoda nawet niezła. Co prawda jest raczej chłodno ale za to słoneczko atakuje od razu. Nieco mu w tym przeszkadzają mgły. Chyba też lekko podwiewa ze wschodu. Światła dziś nie współpracowały i stałem na każdych po drodze. Za to ruch niewielki i przejazd był bardzo spokojny. Po drodze wymijam się z kilkoma rowerzystami, których dość często widuję. Na miejscu jestem równo o czasie.
Po pracy ładny, letni dzień. Słoneczko, baranki na błękitnym niebie, lekki wiaterek. Przyjemnie. Kręcę bez gięcia przez Mec i Środulę do Będzina do serwisu. Na zjazdach nieco z duszą na ramieniu bo do dyspozycji mam tylko przedni hamulec i jakby się coś niespodziewanego wydarzyło, to może być nieciekawie. Ale udało się bez niespodzianek dojechać. Od razu widzę, że Rzeźnik stoi i czeka :-) Super! Nie muszę wracać do domu zbiorkomem. Zrobione kółko, wymieniony pancerz na przedniej przerzutce, naprawiony hamulec. Zostawiam więc dla odmiany Błękitnego na podobny zestaw awarii: wywalona szprycha na tyle, niesprawny tylny hamulec i nieco ściorany pancerz przedniej przerzutki od strony manetki. Od razu robię jazdę testową ciągnąc ile się da terenem. Kręcę na osiedle obok targu będzińskiego i stamtąd do lasku grodzieckiego. Potem przeskok przez "86" i za budową skręcam do lasu gródkowskiego. Potem kawałkiem żółtego szlaku w stronę Strzyżowic i stosując kawałek terenu i końcówkę asfaltem dociągam do domu. Tu odstawiam full-a i wyciągam Srebrną Strzałę. Potrzebny mi pojazd z bagażnikiem by mieć na czym uwiesić sakwy z zakupami. Potem robię standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana i z balastem ściągam do domu.
Cały dzień idzie na konto Meridy bo na niej dziś najwięcej przekręciłem - jakieś 24km. Około 3km na Srebrnym. Wychodzi więc, że na Rzeźniku jakieś 12km z czego przynajmniej 2/3 terenem. Waham się nad wyborem rowerka na jutro. Ciągnie by zażyć full-a ale też jest trochę załatwiania i Strzała bardziej się nadaje do tego celu... Cóż... Zobaczymy którą nogą jutro wstanę :-)
Kategoria Praca, Serwis
DPOD
-
DST
40.00km
-
Czas
01:41
-
VAVG
23.76km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Wstaję prawie po ciemku mimo, że godzina niemal taka sama jak wczoraj. Wszystko przez dywan chmur. Sprawdzam jak za oknem: jezdnie schną. Trochę wieje. Nie jest źle. Jedynie temperatura słaba. Zaczynam przygotowania przedstartowe, które nieco się przeciągają. Kiedy wytaczam w końcu rower przed garaż czeka mnie niemiła niespodzianka: deszczyk. Niezbyt gruby i niezbyt gęsty ale jednak. Smaruję łańcuch i amortyzator i twardo ruszam bez przebieranek w gumowy zestaw. Mam obsuwę, jest 378. Po rozpędzeniu się do prędkości podróżnej deszczyk przestaje być zauważalny i słyszalny. Jedzie się nawet całkiem dobrze. Dziś światła mi nie współpracowały zupełnie. Punkty kontrolne pozaliczane po czasie. Na Robotniczej znów manewr wyprzedzania przed skrzyżowaniem (SBE 65194). Tym razem jełop. Dziś odpuszczam ścieżkę na Braci Mieroszewskich by nieco nadrobić czasu choć spodziewam się, że i tak będę na styk. Ostatecznie ląduję 2 min. po czasie. Trochę wychłodzone nogi ale w sumie przyjemnie się jechało. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć bym widział choć jednego rowerzystę dzisiaj.
Po pracy całkiem ładny dzionek się zrobił. Co prawda nie ma upałów ale za to jest przyjemne słoneczko i trochę wiatru. Jezdnie suche. Powrót najeżony haczeniem o serwisy rowerowe w poszukiwaniu kółeczek do przerzutki. Pierwszy najeżdżam w centrum Zagórza. Nie ma. Drugi w Dąbrowie Górniczej. Nie ma takich jak potrzebuję. Potem mój serwis w Będzinie. Nie ma takich jak potrzebuję. Konkurencja za rogiem. To samo. Na końcu zajeżdżam do Olimpijczyka. Są. 26 zetów komplet. No nie tanio ale biorę dwa bo jeden od razu idzie do pracy i żeby drugi był w rezerwie. Wracam przez Łagiszę i Sarnów. W domu wymieniam kółeczka i nieco poprawiam hamowanie tylnego hamulca. Potem już tylko przygotowania do jutrzejszego wyjazdu.
Kategoria Praca, Serwis
DPD
-
DST
40.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
21.82km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś jakby cieplej niż wczoraj. Warunki podobne czyli nierejestrowalny podmuch, słonecznie, szczątkowe chmurki. Udaje się ruszyć nieco wcześniej. Himalaia:Tebe. Mimo tego kręcę początek raczej bez oszczędzania się. Punkt kontrolny na Zielonej osiągam w górnych granicach bezpiecznego czasu przelotu. Na Robotniczej jakaś księżniczka wyprzedza mnie tuż przed skrzyżowaniem (SK 323FT) mimo iż widać już skręcający w naszą stronę samochód. Czasami się zastanawiam czego na kursach uczą bo niektóre zachowania kierowców każą wyciągać wniosek, że tego jak skutecznie zabić siebie i wszystkich w zasięgu wzroku. Chyba, że akurat te egzemplarze kierowców, mimo nauki, nie uczą się niczego. Potem już spokojnie. Od świateł na Mortimerze odpuszczam nieco z tempa bo i tak już zajadę na miejsce z lekkim zapasem czasu. Ostatecznie ląduję z 2 minutami rezerwy. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Ruszając z pracy miałem jeszcze całkiem ładny dzień choć chmurek było zauważalnie więcej. Również wiatr podkręcił tempo i wiał z z kierunku mniej więcej zachodniego. Trochę zmęczyły mnie monotonią powroty na kierunku Będzina i Dąbrowy Górniczej więc dziś postanowiłem wygiąć powrót przez Czeladź i Wojkowice. Na początek kręcę w stronę Mecu i przerzucam się na ścieżkę na obrzeżu parku na Środuli. Potem kieruję się przez 3 rondka na Pogoń i stamtąd do Czeladzi. Tu też widzę, że chmury gęstnieją i zrobiło się nieco mroczniej. Słońca nie widać już wcale. Kręcę z uczuciem do Wojkowic i stamtąd standardową prostą do domu. Przy skrzyżowaniu mojej ulicy z "913" stwierdzam, że niewiele mi brakuje do 40km więc robię jeszcze małe zagięcie w okolicach kościoła. Tu kierowcy znów pokazują co potrafią. Mimo sygnalizowania skrętu w lewo i zjeżdżania do osi jezdni jednak jeden wyprzedza. Drugi też chciał ale ostatecznie zrezygnował. Skrótem wracam na ul. Szkolną i potem już prosto do domu nieznacznie przebijając 40km.
Od razu też zabieram się za serwis w postaci wymiany kasety, łańcucha i tarczy hamulcowej na przednim kole. Miałem to jutro zrobić ale stwierdziłem, że lepiej wcześniej i ze dwa dni pojeździć z nowymi podzespołami żeby popracowały i ewentualnie ujawniły jakieś grubsze problemy przed większą trasą. Wymiana poszła sprawnie choć z przerwą. Zabrałem się za zabawę na dworze ale zgonił mnie rzęsisty deszczyk. Dokończyłem w domu i akurat jak wszystko było poskładane to opad ustał. W sumie wiele go nie było. Dzięki temu nie było problemu z testowaniem napędu i hamulca w terenie. Wszystko pracuje jak trzeba choć jak to nowe musi się dotrzeć. Kółeczka na przerzutce są już nieco wyjechane i muszą ułożyć się do łańcucha na nowo. Również tarcza lekko trze ale kilka ostrzejszych hamowań i powinno być dobrze.
Kategoria Praca, Kaseta, Łańcuch, Serwis, Tarcza
DPD nieplanowane SD i to nie koniec jeżdżenia na dziś
-
DST
53.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:09
-
VAVG
24.65km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dywan chmur, mokre jezdnie, wiatr ze wschodu ale termicznie nienajgorzej. Da się jechać "na krótko". Ruszam 6:14. Kręci mi się zadziwiająco dobrze. Pierwsze światła udaje się przejechać bez stania. Następne już niestety nie. Na Zielonej doganiam harmonogram przejazdu i od Parku Hallera już kręcę spokojnie. W sumie dziś przejazd bez większych zgrzytów. Na miejscu z zapasem około 5 min.
W ciągu dnia pochmurno. Czasem słońce usiłowało się przebić ale szło mu to marnie. Na szczęście nie padało i jezdnie podeschły. Dziś bez marudzenia prosto i szybko do domu by pospać przed wyrypą na Turbacz. Jadę przez Mec, Środulę, Stary Będzin, 11-go Listopada, Zamkowe, lasek grodziecki, światła na "86" i 913 do domu. Ruch masakryczny w Będzinie i na reszcie drogi do domu ale bez problemów. Staczam się na zjeździe na plac kiedy nagle coś chrupnęło w prawym pedale i się zablokował. Zatrzymuję rowerek i zaczynam oglądać defekt. Nienajlepsza prognoza przed planowaną trasą. Na szybko przekopuję się przez zdekompletowane pedały ale żaden nie jest do pary i wszystkie też dość mocno wytrzaskane. Szybki telefon do serwisu czy zdążę się zjawić przed zamknięciem. Zdążę ale nici z dłuższego spania. Co najwyżej krótka drzemka. Oj! Będzie potem bolało! Ruszam od razu najkrótszą drogą czyli "913". Potem obok fabryki domów i dalej przez parking przy nerce i przejście do celu. Wymiana idzie sprawnie. Biorę jeszcze tarczę do Błękitnego na przód i zwijam się do domu. Zupełnie inaczej się kręci na nowych pedałkach. Przede wszystkim jest cicho. I lżej chodzą. Wracam nieco dłuższym wariantem przez Łagiszę i Sarnów by zahaczyć jeszcze o wsiowego Lewiatana i zrobić małe zaopatrzenie na wyjazd. Potem prosto do domu ale to jeszcze nie będzie koniec dzisiejszego jeżdżenia. Około 23:00 ruszam na spotkanie ekipy do Sosnowca skąd ruszamy na Turbacz.
Pedałki wytrzymały jakieś 10090km. Nie mam im za złe, że wyzionęły ducha choć myślałem, że jeszcze pociągną Turbacz. Z drugiej strony dobrze, że padły w takim momencie bo dało się coś zrobić z tą awarią. W nocy byłby kanał. Chyba muszę kupić sobie jakieś na zapas i trzymać w domu "tak na zaś".
Kategoria Praca, Pedały, Serwis
Pożegnać ostatnie dni wolności...
-
DST
33.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
01:53
-
VAVG
17.52km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
... Prezesa.
Dziś Marcin postanowił popełnić błąd, który niejeden
facet już ma na rachunku i się ożenić. Choć akurat, w jego przypadku to
raczej wyjdzie mu na dobre, bo Prezesowa nie dość, że reprezentacyjna to
na dodatek sympatyczna :-) Z opowieści Darka dowiedziałem się, że
wczoraj zafundowali, jeszcze wtedy przyszłej, młodej parze śląski
zwyczaj tłuczenia zastawy. Zdjęcia z akcji wyglądały grubo. Dziś klubem
postanowiliśmy zrobić mu trochę wiochy już w trakcie tego ważnego dnia.
Ruszam równo w samo południe i kręcę dość dynamiczne na spotkanie pod
sosnowiecką "Żyletą". Mam na to 30 min. Trochę spowalnia mnie
tradycyjny, sobotni kociokwik przy targu ale ostatecznie porzucając
ścieżkę wzdłuż Małobądzkiej i ciągnąc asfaltem zjawiam się na czas. Tu
już kilku chłopaków czeka. Po mnie przyjeżdżają następni i zbiera nas
się niezła gromadka. Byłem trochę niewtajemniczony w detale ale szybko
się wyjaśniło o co chodzi. Na początek dmuchanie balonów i obwieszanie
nimi siebie i rowerów. Potem grupą jedziemy na most na Czarnej Przemszy.
Będzie tam przejeżdżała Młoda Para i tam im zrobimy pit-stop. Chwilę
czekamy nim się zjawiają. Pobieramy haracz. Focimy się i potem
poprzedzamy weselników. Daleko nie ujechaliśmy znajomi z Katowic robią
drugiego stopa, o wiele bardziej widowiskowego. Rozwaleni na środku
drogi, z rozrzuconymi rowerami, z taśmą w poprzek sprawiają, że nie ma
szansy na przejazd. Pan Młody musi obowiązkowo reanimować "ofiary".
Trochę trwa nim wstają na własne koła. Potem podjeżdżamy pod pałac Szena
(zapis fonetyczny bo nie chce mi się szukać właściwej pisowni, jakby
się człowiek nie mógł nazwać jakoś po ludzku typu Kowalski, Macaj, Dupa
czy jakoś tak). Jest focenie przed faktem i po fakcie. To drugie również
z lekkim zamieszaniem z naszej strony :-) Ogólnie wesoło. Potem Państwo
Młodzi, rodzina i goście udają się na część rozrywkową a my małymi
grupkami rozjeżdżamy się w swoje strony. Z Maćkiem, Markiem i Grześkiem
ruszamy w stronę Pogoni. Po drodze odłącza się Grzesiek i we trzech
jedziemy mniej więcej w stronę Milowic. Niespiesznie, rozmawiając
chłopaki odprowadzają mnie do kładki nad autostradą i tu się żegnamy.
Solo kręcę do Czeladzi używając trochę terenu na czuja. Z Czeladzi
standardem do Wojkowic pod Orlen, dalej w wertepki i prosta do domu.
Pogoda wytrzymała dziś cały dzień choć po południu pojawiło się nieco
chmurek. Ale nic z nich nie spadło. Temperatura była wręcz idealna do
wdzianka "na krótko".
Albo się obkupią albo nie jadą :-)
Obkupili się.
Po drodze trzeba było reanimować rannych.
Ale potem już wszyscy dali radę zrobić eskortę.
Młoda para.
Link do pełnej galerii
Potem
w domu z rowerowych spraw to zabawa z wymianą szprychy u Czarnego
Rzeźnika. Przy tej okazji pękła druga i trochę mi się operacja
przeciągnęła. Testy po poskładaniu wszystkiego wypadły dobrze. Pokonanie
krawężnika kilka razy nie wywołało powtórki więc jest nadzieja, że full
znowu trochę popracuje. Przy okazji nieco zmodyfikowałem mocowanie
błotnika i przyuważyłem, że nieco uszkodzony jest pancerz tylnej
przerzutki. Chyba musiałem gdzieś dobić. Zabezpieczam miejsce
uszkodzenia nieśmiertelną srebrną taśmą. Powinno wytrzymać do następnego
przeglądu. Taką mam przynajmniej nadzieję.
Kategoria Inne, Pancerz, Serwis
Będzin-Kraków
-
DST
103.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
06:03
-
VAVG
17.02km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na dziś wziąłem sobie urlop żeby na spokojnie dojechać do Krakowa na jutrzejszy rajd Kraków Trzebinia. Na początek zbiorkomem transportuję się do Będzina i odbieram z serwisu Rzeźnika (nowe: kaseta, łańcuch, duża i średnia tarcza na korbie, tylny błotnik, naprawiona blokada przedniego amorka i ogólny przegląd). Na własnych kołach ruszam trochę przed 11:00. Kręcę w stronę Dąbrowy Górniczej zahaczając tam o ścianę płaczu i dalej w stronę Strzemieszyc. Po drodze przerzucam się na teren dociągając nim do Sławkowa. Tu foto na rynku i przebiwszy się mostem nad Białą Przemszą kręcę do Bukowna. Dalej obieram kierunek na Płoki korzystając ze szlaków niebieskiego i czarnego. Na 14:00 muszę dotrzeć pod pałac w Młoszowej ale czasu mam jeszcze sporo więc kręcę spokojnie. Trochę też przyczynia się do tego pogoda. Jest słonecznie ale niestety niezbyt ciepło i momentami dosyć mocno wieje. Za Płokami obieram kierunek na Myślachowice i Młoszową ostatecznie. Po drodze na pałę korzystam z różnych leśnych przecinek wybierając takie, które mi pasowały z kierunkiem i zawsze jakoś się udawało. Ostatecznie do celu zjeżdżam czerwonym szlakiem pieszym. Parkuję na ławeczce naprzeciw pałacu robię konsumpcję i nawiązuję łączność z Marcinem. Jest w drodze, stoi w zacisku przed Trzebinią. Spotykamy się jakieś pół godziny później niż planowaliśmy. Marcin uzbraja rower, plecak i ruszamy w dalszą drogę. Na przemian asfaltami i leśnymi ścieżkami jedziemy na azymut w stronę Krakowa. Trochę kluczymy co jakiś czas nadziewając się na szlak czerwony pieszy. Zahaczamy o Krzeszowice by potem znów odbić na północ. Ostatecznie na asfalty wybywamy w Aleksandrowicach by za Kryspinowem zrobić jeszcze ostatni kawałek terenem podjeżdżając pod Fort 39 Olszanica. Szybkie zakupy w pobliskim sklepie i dołączamy do już obecnych na forcie. Szybkie przetarcie amorków, odstawiamy rowerki na nocny odpoczynek i zabieramy się za integrację. Ta przebiega sprawnie i wesoło. Film z niej urywa mi się dość wcześnie ale jakoś specjalnie nie poczułem się stratny :-)
Link do pełnej galerii
Sławków.
Na szlaku po drodze do Młoszowej.
Kozacki singielek za wodą.
Był też wypych na czerwonym szlaku.
Wynik na forcie. Dystans mało imponujący ale urobiłem się na nim przez to zimno straszliwie.
Kategoria Kilkudniowe, Serwis
DPND
-
DST
40.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
20.69km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś temperatura na plusie. Jezdnie mokre od dosyć konkretnej mgły. Widać tyle, że słabo widać. Wiatr niezauważalny, jeśli jakikolwiek był. Ruszam 6:11. Zadziwiająco dużo samochodów na odcinku do świateł na "86". Ale wszyscy jadą dość spokojnie. Prawie nikt nie wyprzedza dopóki nie ma całego przeciwnego pasa wolnego. Jedzie mi się bardzo dobrze i punkty pośrednie pozaliczane w dobrym czasie. Na "dworcu" bez stania. Foto hotelu dziś nie robię bo z całego budynku widać jedynie 3 pasma światełek. Światła na Alei i Mortimerze stane. Potem już spokojnie ścieżką. Większość drogi z włączoną czołówką, żeby mnie bardziej było widać. Przydała się też na Zielonej, gdzie kawałek drogi od mostu na Czarnej Przemszy do granicy drzew jest bez latarń, i w kilku innych miejscach. Na mecie mam 3 min. zapasu. Całkiem przyjemny dojazd do pracy.
Po pracy termicznie tak sobie. Słońce było widoczne w całości ale raczej blade i szybko zmierzające ku zachodowi. Jezdnie suche. Jechało mi się powrót całkiem nieźle. Dziś przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę. Na Zamkowym jakiś pirat podnosi mi ciśnienie. Wyjechał mi i w ostatniej chwili zahamował i jeszcze zatrąbił. Zupełnie nie wiem o co bo wg znaków to ja miałem pierwszeństwo i to on powinien uważać na skrzyżowaniu. Fakt, że jest ono wredne bo się wyjeżdża zza ogrodzenia zarośniętego drzewkami ale powinien to wziąć pod uwagę i wykonywać manewr o wiele wolniej. Skoro poza podniesionym ciśnieniem nic mi się nie stało to darowałem sobie pyskówki i zatrzymując się tylko na następnym "ustąpie", który był dla mnie, pojechałem dalej w stronę Grodźca. Na końcu ścieżki zrobiłem trochę zakosów by nie wspinać się pod sam kościół i ostatecznie wyjechałem obok Orlenu w Wojkowicach. Stamtąd już prosto asfaltami do Strzyżowic i zjazd do domu. Na podjeździe pod Skrzynówek, przy wrzucaniu blokady amorków coś strzeliło. Dopiero chwilę potem zatrybiłem, że pod zadkiem dalej działa dumper. Zjazd na bok i szybki ogląd. Urwała się linka od blokady. W sumie wiele to nie przeszkadza. Zmusza jedynie do gęstszego kręcenia pod górkę na lżejszych biegach żeby nie tracić energii na ugięcia niezablokowanego amorka. W domu zabrałem się za wymianę linki ale okazało się, że nie mam dostatecznie cienkiego imbusa i operacja musi poczekać aż nie wyposażę się w odpowiednie narzędzie. Straty wielkiej nie ma bo jutro i tak jadę Błękitnym. Przy okazji zabrałem się też za kapcia na przodzie Srebrnej Strzały. Stała biedna już ponad tydzień więc się nad nią w końcu zlitowałem. Wychodzi na to, że dziś będę miał Dzień Wulkanizatora bo nazbierało się już całkiem sporo dętek to połatania. Poza tym dziś się tak poskładało, że muszę naładować połowę wszystkich moich akumulatorków AAA. Lampka i czołówka ledwo dyszały a wczoraj wymieniałem w światełku na plecaku. Wszystko przez to nocne jeżdżenie :-/ Już nie pamiętam jak się jeździ za dnia. Chyba w końcu się przełamię i ruszę choć raz w weekend żeby wyjechać i wrócić za jasności.
Kategoria Praca, Serwis