Wrzesień, 2019
Dystans całkowity: | 1196.00 km (w terenie 179.00 km; 14.97%) |
Czas w ruchu: | 66:53 |
Średnia prędkość: | 17.88 km/h |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 46.00 km i 2h 34m |
Więcej statystyk |
DP Dojazd na integrację
-
DST
65.00km
-
Czas
03:16
-
VAVG
19.90km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch dobry ale rozjechał się przez pakowanie na weekend. Z domu wytaczam się o 6:14 ale ostatecznie kręcę dopiero od 6:19, bo jeszcze zrobiłem wjazd do piekarni. Przez to mam mało czasu i decyduję się na dojazd przez Będzin.
Pogoda jest inna niż wczoraj. Na niebie chmury z niewielkimi prześwitami błękitnego. Słońca nie widać. Raczej nie wieje. Jest cieplej. Powiedziałbym, że gdzieś w okolicach tych prognozowanych +15.
Droga przebiega bez sensacji. Na miejscu jestem 2 min. po czasie. Może bym zdążył równo na 7:00 gdybym trafił na zielone na Mec-u.
Dziś nie ma powrotu. Dziś dojazd na integrację. Umówiłem się z Marcinem na 15:30 w parku im. Jacka Kuronia na Kazimierzu. Staczam się tam dość sprawnie i chwilę czekam na kompana. Nikt więcej z nami nie jedzie więc od razu ruszamy w dalszą drogę. Prowadzi Marcin więc za bardzo nie wnikam w treść trasy. Była po drodze Koksownia, Chechło. Znane mi okolice tylko poskładane w inny ciąg przyczynowo-skutkowy zakończony ostatecznie lądowaniem na mecie w Domaniewicach.
Na miejscu jest już większość uczestników zarówno z Cyklozy jak i z Rowerowych Mysłowic oraz kilka osób niezrzeszonych ale z nami jeżdżących. Ognisko i integracja ciągną się długo w noc. Właściwe to do rana.
Link do pełnej galerii
Kategoria Praca, Kilkudniowe
DPD
-
DST
37.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
20.18km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nic nie udaje mi się poprawić startu. Znów ruszam o 6:14. W związku z tym, i z faktem, że jest chłodno, decyduję się na trasę przez Będzin. Nie będę musiał cisnąć żeby zmieścić się w czasie.
Jedzie się dobrze. Spokojnie. Na metę zataczam się z dwoma minutami rezerwy.
Słoneczko ładnie dawało na finiszu po oczach. Całą Zuzanny, Dworską i Lenartowicza jazda z przekrzywioną głową żeby daszek kasku dawał trochę cienia.
Po pracy przyjemne lato. Dużo słońca, lekki wiaterek. Kręcę powrót na kierunku do Dąbrowy Górniczej. W centrum Zagórza zaskakuje mnie zator. Ciągnie się prawie od Mortimeru do ronda i gdzieś dalej w stronę Mecu. Wypadek? Mnie droga dalej biegnie przez Reden w stronę Łęknic i dalej bieżnią do przejazdu z P3 na P4. Potem odbicie do Preczowa i finisz przez Sarnów do domu.
Przejazd spokojny, niezbyt spieszny i bez wyginania. Jedyny niemiły akcent, to osa, która raczyła wpakować mi się na nogę i mnie upierniczyć. Strąciłem ją od razu ale coś tam zdążyła wstrzyknąć i dziabnięte miejsce daje lekkie poczucie dyskomfortu.
W trakcie przygotowywania rowerka do jutrzejszego wyjazdu odkryłem urwaną szprychę w tylnym kole. Rowerek na bok i w użycie na jutro wejdzie Mamut. Błękitnego zrobię, jak mnie coś najdzie. Ale pewnie niedługo po powrocie z integracji.
Kategoria Praca, Serwis, Szprycha
DPDZD
-
DST
39.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
20.35km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ktoś wyłączył ogrzewanie. Nogi od razu to poczuły. Ruszam o 6:14. Niby słoneczko, niby nie wieje ale w trakcie jazdy czuję ruch zimnego powietrza
Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę górniczą bez większych sensacji.
Na miejscu jestem równo o 7:00.
Powrót w całkiem przyjemnych warunkach. Upałów nie ma ale jest na tyle ciepło, że w krótkim rękawku czuję się komfortowo. Sporo słońca. Powietrze raczej mało ruchome. Trochę chmurek. Milusio.
Trasa przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki i dalej przez Zieloną do Preczowa, skąd dalej do Sarnowa i do domu.
W domu zostawiam plecak, zakładam sakwy i robię jeszcze zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Spokojnie, bez sensacji, przyjemne kręcenie popracowe.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
33.00km
-
Czas
01:44
-
VAVG
19.04km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dałem się nabrać. Kiedy wyjeżdżałem z domu jezdnie były mokre, na niebie dywan chmur a wokół wszędzie mnóstwo wilgoci w powietrzu. Ale nie padało.
Początkowo miałem zamiar jechać przez Będzin ale ostatecznie potoczyłem się przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Było spokojnie i bez sensacji.
Niestety na sucho nie udało się dojechać. Jeszcze gdzieś w Łagiszy pojawiły się pierwsze krople, a w Dąbrowie Górniczej już wiedziałem, że przyjdzie zmoknąć. Pytanie było tyko takie, jak bardzo.
Ostatecznie na mecie jestem 5 min. po czasie trochę nasiąknięty wodą ale nie jakoś tragicznie. W sumie przejazd nawet przyjemny.
Powrót w całkiem fajnych warunkach. Sucho, umiarkowanie ciepło, słoneczko za chmurami ale niegroźnymi. Troszkę podwiewało.
Trasa przez Mec, Środulę, Stary Będzin do Kauflandu. Potem z zaopatrzeniem najkrótszą drogą obok fabryki domów do świateł na "86" i przez Gródków do mety.
Tempo niespieszne. Jakieś zmęczenie i znużenie mi się ujawniło.
Kategoria Praca
DPD
-
DST
36.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:07
-
VAVG
17.01km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch całkiem sprawny. Start o 6:13. Już po niecałym kilometrze wiem, że z początkiem roku szkolnego na drogach zawitały sieroty w konserwach. Na pustej drodze kobieta wjeżdża mi maską prawie pod łokieć, a potem skręca na stację benzynową po mojej lewej. Nie rozumiem po kiego grzyba dojeżdżała do mnie na centymetry. Trzeba będzie uważać.
Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Przy Shellu na Mortimerze ponownie sierota za kierownicą znów wjeżdża mi pod łokieć. Udaje mi się jednak przeżyć dojazd do pracy. Na miejscu z minutą zapasu.
Pogoda słabnie. Jezdnie mokre po nocnych burzach. Jakąś godzinę po dojeździe zaczyna znów grzmieć i padać. Chyba sprawdzą się prognozy i po południu będzie faktycznie chłodniej.
Powrót zaczynam od założenia kurtki tuż po wyjściu. Kapał deszczyk. Krople niezbyt grube ale za to gęsto lecące. I do tego jeszcze zacinało prosto w gębę. Miałem plan, żeby po drodze zrobić zakupy w będzińskim Kauflandzie ale jak mi się w butach zrobiło mokro i zimno to odpuściłem sobie. Powrót, gdzie się dało, chodnikami. Na nich mniej wody stało. Do Będzina kapało. Potem tylko wiało ale przyjemnie specjalnie to nie było. Potem zaczęło znów kropić jak dotarłem do Gródkowa ale mocniejszy opad zaczął się jak już byłem w domu. Ogólnie przejazd spokojny, powolny ale też i zabierający sporo sił. Nogi dość odczuły pogorszenie warunków.
Kategoria Praca
Pławniowice
-
DST
142.00km
-
Teren
30.00km
-
Czas
08:56
-
VAVG
15.90km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sprawcą dzisiejszego jeżdżenia był Michał. Rzucił pomysł by jechać do Pławniowic. Skład miał być liczniejszy ale ostatecznie pojechaliśmy we trójkę: Agata, Michał i ja. Prowadził Michał, no bo skoro to jego pomysł, to... :-) W efekcie wyszło fajnie.
Zbieram się umiarkowanie sprawnie i ruszam spod domu około 7:40. Jeszcze po drodze zahaczam o piekarnię by mieć trochę paszy na czarną godzinę. Potem kręcę bez kombinacji na spotkanie na BP w Mysłowicach. Bez kombinowania jednak się nie obeszło bo się okazało, że Ostrogórska w Sosnowcu rozkopana i dość dobrze ogrodzona na tym odcinku. Rowerkiem jednak da się to sprawnie objechać. Samochody mają dużo gorzej. Udaje mi się dotrzeć na miejsce spotkania z minutą rezerwy. Przed startem jednak trochę marudzimy. Ja kicham, Michał wtrzącha co na kształt śniadania, obaj czkamy na Agatę, a potem we trójkę czekamy aż Garminy policzą trasę. Ruszamy po 9:00.
Trasa na mapce więc nie będę w detalach opisywał. Generalnie nieźle nas Garmin Michała przegonił. Trochę drogami, które w normalny dzień roboczy byłyby mocno niewskazane do jazdy rowerem. Jednak przy niedzieli, o poranku jakoś się udało.
Szybko zaczęło nam dopiekać. Picie ciągle się kończyło i postoje przy sklepach były dość częste. Może dzięki temu udało się nie odwodnić i nie przegrzać.
Tempo mieliśmy raczej wycieczkowe niż wyścigowe i bardzo dobrze, bo dzięki temu nie wystąpił dziś u mnie ból kolana, który na takich dystansach, i przy intensywniejszym kręceniu, zwykle się pojawiał. Chociaż ból i tak był. Kilka razy, na odcinkach leśnych i terenowych, trafiło mi się zahaczyć nogami lub rękami o jakieś parzące zielska. I chyba nie wszystko to było pokrzywy. Na prawej ręce wręcz wyskoczyły solidne bąble, które rozeszły się dopiero po kilku godzinach.
Do Pławniowic, nad jezioro, trafiamy około 14:00. Zasiadamy tam na obiad i chwilę nam schodzi. Ale trzeba było, a rybka była warta zachodu. Potem podjeżdżamy pod pałac zrobić foto przy bramie i zaczynamy odwrót. Objeżdżamy jezioro Pławniowickie od północy i dalej za przewodnictwem Michałowego Garmina kierujemy się w stronę Bytomia. Ustawienia nawigacji to kolarstwo górskie więc jest ciekawie. Sporo terenu momentami ocierającego się o bezdroża.
Czas jednak ucieka i kiedy jesteśmy już w Bytomiu odpuszczamy zawijasy. W Bytomiu też Agata postanawia resztę drogi odbyć pociągiem. Widać po Niej, że jest zmęczona. My z Michałem wierzymy, że dałaby radę ale ona nie jest do tego przekonana. Nie namawiamy i nie zmuszamy. Grzecznie odprowadzamy ją na dworzec. Okazuje się jednak, że Agata ma przeciwko sobie całe PKP (czy też KŚ). W niedzielę pociąg o 19:08 nie kursuje. Następny jest o 20:52. A my mamy na chronometrach gdzieś około 19:20. Wybór taki, że albo czekać w pip czasu na pociąg, albo jechać w jakimkolwiek tempie dalej. Agata jedzie z nami.
Wbijamy na "94" i ciągniemy przez Piekary Śląskie do Siemianowic. Tempo jakby ciut żwawsze. Przy odbiciu na Przełajkę żegnam się z moimi towarzyszami z Mysłowic. Oni lecą dalej na Czeladź a ja w stronę Wojkowic. Swoim tempem dość szybko docieram do domu. Tu sesja foto pająka na bramie, smarowanie amorków Rzeźnika, potem zimny browarek, wpis, prysznic i spać.
Bardzo przyjemnie spędzona niedziela.
Link do pełnej galerii
Cośmy się dziś na światłach nastali, to nasze.
Nawet nie wiem czyśmy tam na legalu jechali. Nie spodobał mi się ten odcinek ale udało się go przeżyć.
Nastrzelałem dziś trochę foto kościołów po drodze bo to jakieś charakterystyczne punkty.
Trafiały się też murale.
Niektóre foto krzywe, bo strzelane w locie, z ręki.
Na niektórych widać, że jakiś tam speed był w trakcie jazdy :-)
Po drodze było całkiem sporo rowerzystów.
Kontrolne przy pałacu w Pławniowicach.
A potem to już różne przypadkowo kontrolne foto na powrocie.
Tu Garmin twierdził, że jest dobrze przejezdna droga. Dobrze, że zebrali kukurydzę. Inaczej jazda byłaby... interesująca...
Chwilę po niezłym chaszczowaniu.
Losowe przed Bytomiem.
Potem już nie było weny i nastały ciemności więc darowałem sobie foto. Aż nie dotarłem do domu, gdzie taką oto piękność przyuważyłem w świetle czołówki na bramie. Nie mogłem się oprzeć pokusie i strzeliłem kilka foto. Mam nadzieję, że pajączek nie oślepł, bo kilka było z lampą ;-p
Wynik za dzień. Nie jest może jakiś super hiper wielki, ale uczciwy jak na temperaturę i weretepowanie.
Kategoria Jednodniowe