limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Czwartek, 5 września 2019 | dodano: 05.09.2019

Nic nie udaje mi się poprawić startu. Znów ruszam o 6:14. W związku z tym, i z faktem, że jest chłodno, decyduję się na trasę przez Będzin. Nie będę musiał cisnąć żeby zmieścić się w czasie.
Jedzie się dobrze. Spokojnie. Na metę zataczam się z dwoma minutami rezerwy. Słoneczko ładnie dawało na finiszu po oczach. Całą Zuzanny, Dworską i Lenartowicza jazda z przekrzywioną głową żeby daszek kasku dawał trochę cienia.


Po pracy przyjemne lato. Dużo słońca, lekki wiaterek. Kręcę powrót na kierunku do Dąbrowy Górniczej. W centrum Zagórza zaskakuje mnie zator. Ciągnie się prawie od Mortimeru do ronda i gdzieś dalej w stronę Mecu. Wypadek? Mnie droga dalej biegnie przez Reden w stronę Łęknic i dalej bieżnią do przejazdu z P3 na P4. Potem odbicie do Preczowa i finisz przez Sarnów do domu.
Przejazd spokojny, niezbyt spieszny i bez wyginania. Jedyny niemiły akcent, to osa, która raczyła wpakować mi się na nogę i mnie upierniczyć. Strąciłem ją od razu ale coś tam zdążyła wstrzyknąć i dziabnięte miejsce daje lekkie poczucie dyskomfortu.

W trakcie przygotowywania rowerka do jutrzejszego wyjazdu odkryłem urwaną szprychę w tylnym kole. Rowerek na bok i w użycie na jutro wejdzie Mamut. Błękitnego zrobię, jak mnie coś najdzie. Ale pewnie niedługo po powrocie z integracji.


Kategoria Praca, Serwis, Szprycha


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!