limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Solo We Dwóch czyli Osieroceni czyli Rzeźnia z Miodziem lub na odwrót

  • DST 275.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 14:08
  • VAVG 19.46km/h
  • VMAX 68.60km/h
  • Sprzęt Scott Spark 750
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 lipca 2015 | dodano: 05.07.2015
Uczestnicy


Link do pełnej galerii



Jak się człowiek z Mariuszem umawia, to wiadomo, że będzie bolało. I zrezygnuje z udziału z wielkim żalem. Ja postanowiłem nie żałować i pojechałem. A bolało. Ale i tak gęba się śmieje :-)
Zaczęło się od info, że "nasze ludzie" biorą udział w Wyrypie. 100km pieszo po górach w max 48 godzin. Dla mnie hardcore z najwyższej półki. Nawet nie myślałem żeby się pisać na to bo moja konstrukcja nie pozwala na takie wyczyny. Ale już pokręcenie rowerkiem na metę by powitać "naszych" to zupełnie inna sprawa. Dało się pogonić na Rysiankę to dlaczego by nie pod Chatę na Zagroniu? Tak więc umawiam się z Mariuszem co do detali. Potem trochę się posypało bo raz, że nie udało mi się pospać przed startem, a dwa rozsypało się to i owo w pracy i ponad godzinę konferowałem z kolegą przez telefon by wszystko do ładu przywrócić. Udało się ale start musiał być obsunięty.
Ostatecznie ruszam z domu nieco po północy i na miejsce startu docieram przez Wojkowice, Czeladź i Milowice. Jestem sam. O 1:00 zjawia się Mariusz i od niego dowiaduję się, że raczej więcej nas nie będzie. Robredo nas osierocił. Solo We Dwóch ruszamy w drogę. Prowadzi Mariusz i sprawnie przemieszczamy się w ciemnościach przez Nikiszowiec, Tychy, Kobiór aż do Pszczyny. Tu chwila na obranie dalszej drogi i kręcimy na tamę w Goczałkowicach. Po drodze "nadziewamy" się na jeża, który nas równo ofukał za nocne włóczęgi. W połowie tamy schodzimy z niej i ruszamy bocznymi, wiejskimi dróżkami. Po drodze zaskakujemy sarenkę przy płocie. Ewidentnie była w szoku. Rowerzyści? O 3:00 w nocy? Normalnie jacyś nienormalni! Ale nie uciekała, my jej nie goniliśmy. Pojechaliśmy dalej. Wcześniej jeszcze objawiły się młode dziki. Na szczęście wycofały się i nie było potrzeby ustalania detali z ich rodzicami ;-)
Jasność pojawia się nieco przed Skoczowem. Jeszcze nie wschód ale już można zrezygnować z oświetlenia. Wbijamy na szlak wzdłuż rzeki Wisły do miasta Wisły. Droga trochę nudna. Gdzieś w okolicach Ustronia zaczyna męczyć mnie spanie i przed Wisłą trafiamy na polankę przy rzece oświetloną promieniami słońca. Na chwilę się wykładamy i, jak się okazuje, udaje się zmrużyć oko na około 20 min. Jazda od razu robi się składniejsza. W Wiśle robimy mały postój zakupowy (nie ostatni dziś) i po posiłku ruszamy w stronę Jeziora Czerniańskiego. Tam pełno szosowców a kawałek dalej punkt startowy. Jakieś zawody. Nas interesuje tylko czy jest jeszcze czas wjechać. Startują o 9:00 a jest coś po siódmej. Damy radę wjechać gdzie chcemy i rzeźbimy pod rezydencję prezydencką. Stamtąd wbijamy na szlak rowerowy  (jeden z kilku, który dziś wykorzystaliśmy) i ruszamy w stronę Koniakowa. Pod Koczym Zamkiem wbijamy na szlak niebieski i zjeżdżamy z niego do Kamesznicy. Pamiętam ten zjazd dlatego, że tam zrobiłem mój rekord prędkości. Dziś pobity. A i tak mocno się klamek trzymałem. Mariusz mnie tak wyśmignął, że nie napiszę ile mu licznik pokazał, żeby go potem Jego Druga Połówka nie gnębiła. Szybko jechał, w każdym bądź razie.
W Kamesznicy robimy postój karmieniowy i kręcimy przez Milówkę do celu czyli na metę pod Chatą na Zagroniu. Okazuje się, że z "naszych" zobaczymy tylko Waldka, którego sporo już uczestników zna. Waldek zjawia się kilkanaście minut po nas. Widać, że umordowany. Witamy się. Potem są rozmowy, konsumpcja pysznej fasolki po bretońsku, na którą załapujemy się z Mariuszem dzięki Waldkowi. Potem drzemanko w cieniu. Chłopaki nieco pospali. Mnie chyba się nie udało choć i tak czuję się nieco lepiej. Przed 14:00 żegnamy się z Waldkiem pamiątkowym foto i robimy odwrót. Plan zakładał, że pokręcimy przez Żywiec, Kocierz, Andrychów, Zator, Chrzanów i Jaworzno. Jednak odpuszczamy. Trochę już późno na takie duże zagięcie. Dodatkowo jest jednak dość ciepło. Mnie ta temperaturka pasuje ale na tak ambitne zagięcie nie jest najlepsza. Ponieważ byłem zdecydowanie niedospany raczej z ulgą przyjmuję, że powrót skrócimy i z Żywca polecimy przez Porąbkę, Oświęcim, Babice, Imielin i Mysłowice do domu. Powrót potoczył się stosunkowo gładko jeśli nie liczyć mojego marudzenia o przysypaniu, które kończy się kilkoma przerwami na przymknięcie oka. Pomaga to ale tak na trochę. Są też liczne postoje karmieniowo-pojeniowe, które ratują nas przed opadnięciem z sił.
Wracamy dość ruchliwymi drogami nieustannie wyprzedzani przez samochody. Głównie osobówki. W Mysłowicach Mariusz łapie kapcia choć orientujemy się dopiero po 2-3 kilometrach. Jednak nie łata tylko podkręca tempo. Udaje mu się na lekkim flaku dociągnąć pod dom. Tu chwilę rozmawiamy, poimy się i w końcu żegnam się. Jednak start powrotny tak sobie poszedł bo spotykam klubowego kolegę Krzyśka i chwilę dłuższą rozmawiamy. Żegnam się z nim po 21:00 i ruszam spokojnie do domu. Na Pogoni wbijam na ścieżkę rowerową do Będzina. Kręcę spokojnie około 25km/h by się nie przemęczać i czasem tam kogoś wyprzedzę. Na jakieś 2 km przed Stadionem wyprzedzam dwóch młodziaków, którzy postanawiają się pościgać. Wkurzyli mnie lekko. Ja mam "na blacie" jakieś 260km a im się wyścigów zachciewa. Robię to, co wcześniej Mariusz w Mysłowicach z jednym "króliczkiem", czyli przerzucam łańcuch o dwie tarcze na zewnątrz, podkręcam obroty (ale tak by się za bardzo nie ekscytować) i przy 30km/h pod górkę gubię amatorów wyścigów. Potem jeszcze na wylocie z Będzina do Łagiszy widzę kolejnego "króliczka". Postanawiam od razu wybić mu z głowy pomysły o wyścigach i rozpędzam się do przelotowej w granicach 30-35km/h wyprzedzając go. Nie podjął walki ale tym sposobem dość sprawnie wracam do domu.
Bardzo udany rowerowo dzień pomimo nienajlepszej mojej dyspozycji. Zadek raczej nie sprawiał problemów ale za to lewe kolano i owszem i kilka postojów było na rozmasowanie. Gnębiła mnie też senność głównie na odcinkach prostych i długich, gdzie wiało nudą. Udało się jednak wszystko przejechać bez wypychu, noszenia itp.


W Tychach Mariusz walczy z poprawą ciśnienia w kołach.


Cieplutko. Odczyt z tamy w Goczałkowicach.


Pod pałacykiem prezydenckim.


Widoczki... ech... Chciałbym takie mieć w domu.


Pożegnalne z Waldkiem.




Pojeniowo-serwisowy postój w Porąbce.


Przerwa w Imielinie.


Podsumowanie dnia.


Kategoria Jednodniowe


komentarze
zapala
| 18:55 środa, 8 lipca 2015 | linkuj WOW! mistrzostwo!!! Ja w sobotę setkę zrobiłem po szosach i miałem dosyć.
Mariotruck
| 12:35 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Mnie tam rybka ;) I tak zdycham na pojazdach ;P
k4r3l
| 11:37 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj ja nic nie sugeruję :D to już lepiej z takimi rowerami sobie zrobić fragment Trophy, który leci w pobliżu - adrenalina gwarantowana ;)
limit
| 11:32 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Mariusz? A może tak zgodnie z sugestią k4r3l-a, z Kamesznicy na Koczy Zamek zrobimy kiedyś podjazd? Co Ty na to?
Mariotruck
| 11:28 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj I to młynki na 1/1 w tym upale; )
limit
| 08:53 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Wyżej było nawet całkiem przyjemnie. Trochę wiaterku, trochę cienia od drzewek. A na zjazdach chłodzenie działało rewelacyjnie. W dolinach za to było małe piekło. Ani trochę mnie nie dziwiło, że ludzie wszystkie rzeki i kałuże oblegali. Ale i tak wolałem kręcenie od namaczania.
k4r3l
| 08:44 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj co Wam powiem, to Wam powiem, ale taki dystans, w taki upał, na takich rowerach to normalnie wariactwo :))))) dobrze, że tam chociaż młynki są, to pod górkę lekko szło ;)
limit
| 06:59 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Fajne były :-)
Mariotruck
| 06:52 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Miodzio było:) Ale tych podjazdów PRZED Kamesznicą długo nie zapomnę ;)
limit
| 05:59 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj noibasta: Plan był ambitniejszy ale pogoda była taka, że jak Mariusz zaproponował krótszy powrót, to się ani trochę nie upierałem :-)
pablo84: Myślę, że spokojnie dałbyś radę. Może ten kawałek pod Chatę na Zagroniu byłby ciężki do wjechania ze względu na oponki, ale reszta to były asfalty.
pablo84
| 05:51 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj Kurcze jesteście wyrypiarze jak Waldek :-) nie ma z wami juz co się ustawiać bo wszystko krecicie grubo powyżej dwustu i to po górach hehe

A ja zupełnie bez kondycji w tym sezonie wiec nawet nie myślę o takich "waszych" tropach z miodziem
noibasta
| 05:31 poniedziałek, 6 lipca 2015 | linkuj wow! daliście koksu jak słowo daję :D
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!