limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1061.00 km (w terenie 65.00 km; 6.13%)
Czas w ruchu:54:51
Średnia prędkość:19.34 km/h
Maksymalna prędkość:58.40 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:55.84 km i 2h 53m
Więcej statystyk

Testowo po przestoju z ideą w tle

Poniedziałek, 19 maja 2014 | dodano: 19.05.2014

Pogoda dziś dopisała właściwie od samego rana jednak ze względu na dzisiejszy plan pracy do i z pracy nierowerowo. Potem chwila marudzenia przy rzeczach różnych aż w końcu wyciągnąłem Błękitnego. Na początek smarowanie amorka i łańcucha. Sakwy na bagażnik i start zrywny. Na początek w stronę Góry Siewierskiej i zwrot do Dąbia. Stamtąd na Chrobakowe i nawrót do Malinowic skąd dalej do Psar i "zrealizować ideę" czyli wjazd do wsiowego Lewiatana. Z pełnymi sakwami jeszcze lekkie zagięcie by dociągnąć do 15 km. Termometr na starcie pokazywał +20 (w cieniu). Ładne słoneczko i sunące chmurki tworzyły piękny kolorystycznie spektakl. Ciepły wiaterek czasem nieco dawał o sobie znać ale głównie na zjazdach więc nie przeszkadzał. Kręcenie dziś może nie na maximum ale tak, żeby serducho nieco popracowało wespół z płucami i nogami. Przeziębienie jeszcze jakieś drobne znaki po sobie zostawiło ale liczę na to, że już się nie odnowi. Po drodze 3 króliczki, no 3 i pół. 2 i pół to rodzinka na wypasie więc właściwie były marne szanse, że pociągną. Na zjeździe do Dąbia jeden jakby pro ale chyba na spacerze bom go śmignął raz dwa i chyba nie próbował nawet gonić.


Kategoria Praca

DPDS

Środa, 14 maja 2014 | dodano: 14.05.2014

+8 na termometrze ale odczuwalnie mniej. Wiaterek dziś z kierunku głównie północnego więc ani nie przeszkadzał, ani nie pomagał. Jeno chłodził. Po jakichś dwóch kilometrach pojawiły się pierwsze kropelki deszczu. Mniej więcej do Zielonej opad był raczej symboliczny. Rozkręcił się dopiero trochę od centrum Dąbrowy Górniczej ale nim dotarłem do celu nie udało mu się jednak osiągnąć poziomu, który prowadziłby do przemoczenia. Skusiłem się dziś na skorzystanie ze "ścieżki rowerowej" przy Braci Mieroszewskich i oczywiście z tej okazji nie mogło się obyć bez kwiatka. Jakaś "królewna" wyjeżdżała z osiedla "cienkim" zupełnie nie zwracając uwagi na fakt, że ma ścieżkę rowerową po drodze. Zaczęła się rozglądać na boki jak już mi zajechała drogę. Innymi słowy kolejny raz się potwierdziło to, że jest grupa kierowców, która ma w dupie ścieżki rowerowe i ich użytkowników i jak sami nie będziemy o siebie dbać to na tych ścieżkach polegniemy. Następny raz jadę asfaltem.


Po pracy ruszam bez zaginania do domu. Na Mecu pojawiają się pierwsze kropelki i towarzyszą mi przez Środulę, Stary Będzin aż do Syberki i dalej do Zamkowego. Na ścieżce do Grodźca już powoli zanikają. Na szczęście opad był z kategorii niegroźnych i dojeżdżam do domu (przez Gródków i z zawinięciem do wsiowego Lewiatana) praktycznie suchy. A zapowiadało się naprawdę wrednie bo o koło 12:00 w Sosnowcu padał silny deszcz z gradem i minę wtedy miałem dość niewyraźną :-/ Na szczęście stopniało, spłynęło i wyschło. Temperatura jednak słabiutka i podobnie jak rano powrót w pełnych rękawiczkach i czapce. Jak na maj to pogoda wysoce rozczarowująca. Zastanawiam się, patrząc na wykresy z ICM-u, czy jutro będzie szansa pokręcić na rowerku do pracy. Wydaj się, że będzie ok ale jak zwykle poranny ogląd widoku za oknem zadecyduje.

W trakcie powrotu, i trochę też w trakcie jazdy do pracy, tylne kółeczko jakoś dziwnie "tańczyło". Na powrocie przy podjazdach przyglądałem się jak pracuje pod obciążeniem i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że się nieco gnie. W domu przyjrzałem się bliżej sprawie i okazało się, że jest walnięta szprycha. Nie pozostało nic innego jak tylko zabrać się za serwis. Po zdjęciu kasety i tarczy ujawniła się jeszcze jedna pęknięta szprycha. To tłumaczyło dziwne wrażenie z jazdy. Wymiana, centrowanie na czuja i mam nadzieję, że będzie lepiej. Jeśli pogoda się rano nie rozsypie i pojadę rowerkiem to będzie test bojowy.


Kategoria Praca, Serwis, Szprycha

DPOD

  • DST 46.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:42
  • VAVG 17.04km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 13 maja 2014 | dodano: 13.05.2014
Uczestnicy

+7 na termometrze ale odczuwalnie znacznie mniej. W ruch poszła i czapka, i pełne rękawiczki. Dzięki temu komfort termiczny doskonały i jazda bardzo przyjemna. Nieco blisko krawędzi okna startowego dziś ruszyłem ale udało się sprawnie pokonać pierwsze światła, co pozwoliło wbić się w zwykły czas przelotu i na miejsce dotrzeć bez opóźnienia. Generalnie bez sensacji po drodze.


Po pracy pogoda dalej tylko znośna tzn. nie pada, wieje umiarkowanie i temperatura słabiutka w porównaniu do tej, jaka mogłaby już być. Bez zaginania jadę w stronę Zielonej. Na kilkaset metrów przed molem na Pogorii 3 decyduję się jednak tam podjechać i sprawdzić czy nie będzie jakiegoś rowerowego znajomego (w domyśle Mariusza). Jakby wywołany z lasu wchodzi w zakręt w stronę Zielonej jadąc od Pogorii 4. Podajemy sobie łapy na powitanie i ruszamy na Zieloną. Jako, że dziś mi się nigdzie nie spieszy i jest z kim pokręcić to decyduję się towarzyszyć Mario do Będzina. Jedziemy częściowo wałami po drodze, a jakże by inaczej, rozmawiając na tematy rowerowe. Dobijamy do nerki. Przejściami podziemnymi przedostajemy się na Syberkę, gdzie żegnamy się i solo kręcę kładką w stronę M1 i dalej do Czeladzi. Z Czeladzi jadę do Wojkowic i za Orlenem wbijam w teren w stronę domu. Powrót generalnie spokojny.


Kategoria Praca

DPDZ

Poniedziałek, 12 maja 2014 | dodano: 12.05.2014

Odczuwalnie chłodno ale ile na termometrze jakoś nie zakontowałem. Prognoza wieszczyła między +5 a +10. Powiedziałbym, że raczej bliżej tych +5. A może nawet i nieco niżej. Generalnie termicznie słabo. Wiatr chyba był ale nieprzeszkadzający. Generalnie spokojny przejazd do pracy z równym kręceniem by nie wywołać problemów z napowietrzaniem. Pochmurno.

W ciągu dnia popadało i na wyjściu chmurki wisiały ołowiane. Uciekł mi moment fajnego kontrastu między światłem, chmurami i mokrą zielenią ale co oczy widziały, to moje. Potem po drodze jeszcze kilka innych ładnych widoczków było. W drodze do centrum Dąbrowy Górniczej pod ścianę płaczu posiłkuję się częściowo "ścieżką rowerową" przy Braci Mieroszewskich. Powód jest taki, że tam w większości jest kostka czyli po deszczu bardziej sucho. Przebijam się do celu, wyszarpuję trochę nowych "pięćdziesiątek" (na oko widać od razu, że się różnią od poprzednich) i kręcę pomiędzy blokami w stronę Koszelewa. Po drodze nieco kapie. W połączeniu z zimnym wiatrem wrażenia takie sobie. Za przejazdem kolejowym na Koszelewie wbijam w kawałek terenu i ciągnę nim pod elektrownię w Łagiszy po drodze robiąc kilka foto rur dla Noibasty. Potem za mostem nad torami przy granicy Łagiszy z Sarnowem wbijam znów w teren i ciągnę nim do lasu gródkowskiego, przez który przebijam się w pola i dalej do Psar. W domu zmiana konfiguracji sakw i jeszcze kółeczko do wsiowego lewiatana. Kółeczko już na pełnych rękawiczkach bo mnie to pizganie wiatru nieco wychłodziło. Jeszczem nie całkiem zdrów więc wolę się oszczędzać.


Rury specjalnie dla Noibasty :-)







I jeszcze panoramka poza konkursem.

Widok z Łagiszy na odcinek "86"-tki między światłami w Gródkowie a światłami w Sarnowie. Niestety aparat nie daje rady pokazać tego tak, jak widzą to oczy. Szkoda bo widok był bardzo ładny.


Kategoria Praca

DPD

  • DST 35.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:53
  • VAVG 18.58km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 8 maja 2014 | dodano: 08.05.2014

+10. Jezdnie mokre. Wiaterek wg prognozy sprzyjający. Od samego rana samopoczucie podłe, coś wsiadło na płuca i dusi kaszel więc jazda mocno oporna i generalnie spokojna. Po drodze dwóch szajbusów, którym się pomyliła zwykła droga z 4-pasmową autostradą u Niemców (jeden jeszcze u mnie na wiosce WV Nowy Garbus, drugi w Sosnowcu prawie pod pracą - czarne BMW). Gdzieś w tle słychać było syreny a zjeżdżając do pracy śmignęła mi obok karetka. Czyżby wypadek gdzieś na trasie?

Samopoczucie dalej nędzne więc powrót bez zaginania. Najkrótszą drogą w stronę Zielonej. Na ścieżce między Zieloną a Pogorią 3 zjeżdżamy się z Noibastą i oczywiście pogaduchy. Potem jeszcze dojeżdża Mariotruck i pogaduchy trwają w najlepsze. Na tematy okołorowerowe oczywiście. Z pół godzinki schodzi? Żegnamy się i z Mariuszem jadę na Zieloną. Przystajemy na chwilę przy mostku na Czarnej Przemszy bo tu się mamy rozjechać i w trakcie kolejnej pogadanki nadjeżdża Dariusz79. Znów chwila rozmowy. Robi się prawie 17:00 i tym wynikiem zmotywowani rozjeżdżamy się. Solo kręcę przez Preczów i Sarnów do domu.
Pogoda nawet nienajgorsza ale generalnie średnia. Trochę chmurek, słońca, wiatru. Jutro robię sobie wolne i kuruję się by do poniedziałku jakoś już normalnie funkcjonować. Może trzydniowe niejeżdżenie mnie nie zabije ;-)


Kategoria Praca

DPD

Środa, 7 maja 2014 | dodano: 07.05.2014

Mocne +10. Miła odmiana. Można spokojnie na krótko jechać. Prognoza na popołudnie jeszcze bardziej łaskawa więc chyba będzie na powrocie zaginanie. Dojazd spokojny bez ekscesów.

Po pracy na dworze trochę nijako. Niby ciepło ale pochmurno i lekki wiaterek. Pod fabryką spotykam Prezesa ze znajomym. Chwila gadki i z Prezesem jedziemy do centrum Zagórza. Dalej solo przez Łęknice, Piekło, Preczów i Sarnów do domu. Fajnie, sprawnie się jechało. Trochę korciło mnie by pozwolić koło zatoczyć się w stronę Wojkowic Kościelnych ale opanowałem te zapędy.


Kategoria Praca

DPSDZ

Wtorek, 6 maja 2014 | dodano: 06.05.2014

4:30 zero na termometrze. 6:10 +2. Szału nie ma. Przynajmniej ładne słoneczko ale wiaterek w gębę. Nieco ponad 3 km od domu rozgrzewa mnie do czerwoności jeden "miszczu" kierownicy. Przed światłami z Gródkowa do Będzina na "86", na podwójnej ciągłej wrypuje się przede mnie czerwony cienki prawie wbijając w wysepkę. Nie wiem po cholerę się tak spieszył bo i tak mieliśmy czerwone a na skrzyżowaniu stał już jeden samochód więc przede mną i tak by nie przejechał. Zresztą skrzyżowanie przejeżdżam i tak przed nim bo ja na rozpędzie dojeżdżam akurat na zielone a samochody musiały się dopiero ruszyć. Reszta drogi spokojna.
Wczoraj kolejny raz już pojawił się tekst na wp.pl o tym, jakie to niby teraz my, rowerzyści, mamy super uprawnienia na drodze ale też i obowiązki. Poza komentarzami gimbazy i paroma fanatykami, którzy tradycyjnie najchętniej rozjeżdżaliby wszystko co mniejsze od nich, zirytowało mnie nieco przypomnienie dla rowerzystów, że jeśli mają przy drodze ścieżkę w kierunku, w którym jadą to mają obowiązek z niej korzystać. Jadąc do pracy mam przy drodze "ścieżkę" przy Braci Mieroszewskich ale nią nie jadę. Wychodzę z założenia, że lepiej zaryzykować mandat za niekorzystanie z tego tworu niż zdrowie i życie. Będąc na jezdni kierowcy przynajmniej się obejrzą na wyjazdówkach z osiedli czy coś nie jedzie. Ścieżkę i chodnik mają głęboko gdzieś. Już nie raz i nie dwa miałem sytuacje, gdzie wyjeżdżający z osiedla (albo skręcający w nie) trafiłby mnie centralnie na przejeździe gdybym faktycznie korzystał z tego niby prawa, że na ścieżce mam pierwszeństwo. Zresztą kilka innych zapisów rzekomo korzystnych dla rowerzystów też jest wątpliwych jeśli chodzi o sens a na pewno jednoznaczność. Szkoda, że idioci piszą prawo bo robią to tak, że zawsze coś jest źle.

Na wyjściu z pracy przyjemnie ciepło i ładne słoneczko. Tak sobie pomyślałem, że znowu nie udało się pokleić zapasu. Może nie będzie potrzebny. Coś jest jednak nie tak. Tył na schodach nieco za bardzo dobija. Idę na pobliską trawkę i zabieram się za tylne kółko. Spuszczam powietrze, wyciągam dętkę, pompuję żeby znaleźć uchodzące powietrze. Obracam napompowaną dętkę a tu po przeciwnej stronie obwodu od wentyla sterczy takie coś:



Musiałem zgarnąć to jadąc do pracy. Pewnie gdzieś na Robotniczej bo tam ciągle wszystko rozgrzebane, ani asfaltu, ani chodnika. Jeden wielki rozkurz. Niestety zapas dziurawy od niedzieli więc nie zostaje nic innego jak klejenie. Zużywam przedostatnią łatkę samoprzylepną. Składam wszystko do kupy i postanawiam zahaczyć o serwis by odbudować rezerwę "samoprzylepek".
Przez Mec, Środulę i obok Starego Będzina jadę do serwisu. Samoprzylepki mają dopiero przyjechać. Ale i tak robię zakupy: rezerwowe klocki do hamulca bo na tyle klamka wpada coraz dalej więc będzie je trzeba wymienić niedługo, 2 linki do przerzutek, smar i zwykłe łatki na klej. Potem przez Zamkowe, Grodziec i Gródków wracam do domu. Tu opróżniam sakwę, zabieram drugą i jeszcze małe kółeczko do wsiowego Lewiatana.
Dziwna pogoda dziś. Rano zimno, przymrozki. Po południu słonecznie i ciepło. Pod wieczór jakoś niewyraźnie i tak sobie termicznie.


Kategoria Praca

DPOD

  • DST 41.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:55
  • VAVG 21.39km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 5 maja 2014 | dodano: 05.05.2014

O 4:30 +1. Na wyjeździe +3. Generalnie odczuwalnie chłodno. Dziś wdzianko na ciepło łącznie z rękawiczkami pełnymi i czapką. I wcale za ciepło nie było pomimo ładnego słoneczka. Z kierunku wmordewindu chłodny podmuch. Za to droga spokojna choć samochodów zauważalnie więcej niż przed weekendem. Rowerzystów też jakby więcej. Czyżby oddziaływanie Masy Krytycznej? ;-)

Po pracy cieplej niż rano ale do upałów daleko. W słoneczku jeszcze nawet nieźle ale w cieniu już zimno. Wypatrzyłem w kolba.pl coś, co się nazywa kamizelka taktyczna i nabrałem podejrzenia, że może to być dobra alternatywa dla plecaka więc postanowiłem podjechać na miejsce i organoleptycznie się przekonać. W tym celu wertepkami pod Plac Papieski. Stamtąd już asfaltem pod Plejadę i dalej przez przejazd kolejowy w stronę Chemicznej skąd jadę do Czeladzi. Przebijam się na światłach przez "94" i odbijam na Grodziec. Drobnymi zakosami by ominąć podjazdy dociągam do celu. Na miejscu oglądam wypatrzony towar i rozczarowanie. Owszem, nadałoby się tylko jest jeden problem: zapięcie na brzuchu o wiele za krótkie jak na mój obwód. Biorąc poprawkę na to, że w trakcie jazdy potrzeba trochę więcej swobody produkt odpada. A szkoda bo kieszonek sporo i wygodnie umiejscowionych. Pozostanie dalej jeździć z plecakiem. Spod sklepu jadę w stronę stacji Orlenu w Wojkowicach i wbijam w kawałek terenu w stronę domu. Godzinka kręcenia i robi się tak średnio przyjemnie zwłaszcza przy zwrocie na północ. Ochota na większe doginanie nie pojawia się. Mimo tego powrót raczej przyjemny.


Kategoria Praca

O skutecznym kuszeniu

  • DST 129.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 08:13
  • VAVG 15.70km/h
  • VMAX 58.40km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 maja 2014 | dodano: 03.05.2014
Uczestnicy

Opis i foto jak odeśpię.

Odespałem. 10 godzin wystarczyło :-)
Sobota zaczęła się w czwartek info od Jagiryby, że ma pomysła na to by zamiast na Zagłębiowską Masę Krytyczną wybrać się na pojeżdżenie między innymi doliną Białej Przemszy, obrzeżami Pustyni Błędowskiej i ogólnie, gdzie oczy i koła poniosą.  Co by nie powiedzieć o wydarzeniu typu ZMK to jednak propozycja Jadwigi była dużo bardziej kusząca i zadeklarowałem swój udział.
Tymczasem udało mi się przebimbać nierowerowo cały 1 Maja, gdzie to pogoda do jeżdżenia była wręcz idealna. Również 2 maja, który był już nie taki super ale jeszcze nienajgorszy, przebimbałem nierowerowo.
3 Maja w prognozach zapowiadał się nędznie jednak na wstawaniu poza tym, że było raczej chłodno to jeszcze sucho. Dzwoni Prezes i pyta czy się wybieram, bo u niego pada. Mówię mu, że u mnie sucho i jadę. Śniadanko, przygotowania i nagle za oknem rozkręca się deszcz. Opadają mnie wątpliwości i dzwonię do Jadwigi pytam czy impreza aktualna bo pogoda się sypie. W odpowiedzi słyszę, że prognoza jest znakomita bo może być tylko lepiej. Na takie podsumowanie sprawy nie dało się w sumie powiedzieć nic. Ruszam. Po 4 km w butach radośnie mokro i nieradośnie zimno ale im dalej tym bardziej sucho. Zbiórka ustalona była na parkingu pod Expo Silesia. Kiedy zajeżdżam Jadwiga już czeka. Chwilę po mnie zjawia się Prezes. Wesoło jest od razu. Czekamy jeszcze chwilę i łączymy się z innymi, którzy zapowiadali się na wyjazd ale okazuje się, że przyjdzie nam jechać we trójkę bo ludzie albo poimprezowi albo złamali się pod wpływem pogody.
Ruszamy w stronę Strzemieszyc by po drodze odbić w coś, co na mapie zostało oznaczone jako szlak. I tak już zaczynamy się bujać tu i tam. Jest trochę skakania przez tory, przedzierania się przez krzaki i rowy. W końcu udaje nam się znów wybrnąć na w miarę dobrą drogę gruntową, którą jedziemy do Sławkowa. Po drodze focimy miejsce, gdzie wg mapy ma być cmentarz choleryczny. Jednak nie ma żadnych widocznych jego śladów i orientacja jest tylko przybliżona na podstawie wodnego oczka zaznaczonego w pobliżu. Jedziemy dalej i wjeżdżamy do miasta niebieskim szlakiem napotykając ludzi z białymi i czerwonymi balonikami. Jaga strzela im foto. Na rynku napotykamy festyn. Jest orkiestra strażacka, chyba włodarze miasta, kramy, ławki z parasolami. Pomimo raczej słabej pogody zapowiada się, że trochę będzie się tu działo. Kręcimy się chwilkę focąc. Jadwiga załatwia sobie kotylion na okazję święta. Potem podjeżdżamy pod ruiny zamku w Sławkowie. Stamtąd kręcimy w stronę starego cmentarza żydowskiego i dalej do Krzykawki pod Dworek. Niestety dziś zamknięty i focimy go tylko z za płotu. Wygląda ładnie.
Czerwonym szlakiem wzdłuż Białej Przemszy przebijamy się pod młyn Freya (obecnie mała hydroelektrownia). Dalej wertepkami jedziemy docieramy do Łazów Błędowskich skąd kierujemy się do Chechła korzystając po drodze z czerwonego szlaku, który już kilka razy obiecywałem sobie omijać bo piachy tam niemożebne. Zawsze jednak jakoś zapomina mi się, żeby tam nie wjeżdżać. Było wesoło i jechało się nawet nieźle. W Chechle przystanek obok wielbłąda i jedziemy na punkt widokowy na Pustynię Błędowską gdzie robimy mały popas karmieniowy. Nie trwa on jednak długo bo nieco pizga więc zbieramy się w dalszą drogę. Niebieskim szlakiem kręcimy w stronę Kluczy Po drodze na chwilę odbijamy pod cmentarz wojskowy z okresu Pierwszej Wojny Światowej.
W Kluczach wjeżdżamy na punkt widokowy na Czubatce. Po drodze mam wrażenie, że w kołach jakoś miękko. Po sfoceniu panoramy, niestety nieco zamglonej, macam koła i okazuje się, że na przodzie jest miękko. Wymieniam dętkę bo gdzieś po drodze przód musiałem przebić. Zjeżdżamy do miniętej wcześniej restauracji i zasiadamy do obiadu. Bardzo już pora była i obiad wciągamy błyskawicznie. Zagrzawszy się, nabrawszy energii jedziemy m. in. czerwonym szlakiem pod zamek w Rabsztynie. Po drodze zahaczając o "Pazurek" (nie pamiętam teraz tylko czy to rezerwat czy park krajobrazowy). Skałki są w każdym bądź razie bardzo urokliwe. Trochę szkoda, że nie było słońca bo prześwity światła poprzez liście drzew dawałyby z pewnością piękny widok. Cóż. Trzeba będzie kiedyś przyjechać w to miejsce przy lepszej pogodzie. A do Kluczy wpaść na browarka Jurajskiego :-) Innymi słowy są powody by tam znów kiedyś pokręcić.
Pod Rabszytnem jesteśmy już dość późno. Na dodatek mży, jak to już było kilka razy po drodze. Jednak nie powstrzymuje to nas od focenia naszej obecności u wrót tejże budowli :-) Potem zjazd do asfaltu i ciśniemy do Olkusza. Na rynku kilka szybkich foto i rozpoczynamy odwrót do Bukowna i dalej przez Jaworzno (Sosina) do Sosnowca. Z Marcinem żegnamy się niedaleko szpitala na Zagórzu (on jest już prawie w domu). Z Jadwigą jedziemy przez Środulę, obok dworca Stary Będzin na ścieżkę rowerową przy Małobądzkiej i nią na Zamkowe, gdzie żegnamy się. Dalej już solo kręcę przez Grodzie i Gródków do domu. W domu znacznie po 22:00 zrąbany jak koń po westernie ale bardzo zadowolony. Ustawka pełną gębą z pełnym wachlarzem rażenia: deszcze, piaski, lasy, błota, widoki, super towarzysze podróży, ciekawe miejsca. Zupełnie nie żałuję, że nie wybrałem się na Masę. Bez dwóch zdań warto było się skusić na propozycję Jadwigi.


Dziś kameralnie.


Pierwsze rowy.


Pierwsze krzaki i podejścia.


Zdobyczny kotylion Jadwigi i sławkowskie uroczystości.


Cmentarz żydowski w Sławkowie.




Dworek w Krzykawce.


Młyn Freya. Jednak nie tego, z którym jeździmy.


Bród na Centuri przy czerwonym szlaku do Chechła.


Chwila oddechu na punkcie widokowym.


Zagadka dla Ola: co to za obiekt?


Cmentarz wojenny.


Punkt widokowy w Kluczach.


Tuśmy obiadali. Smacznie i niedrogo.


A jednak rezerwat.






"Pułapka na słonie" ;-) A tak na dobrą sprawę, to diabli wiedzą co. Czasem w środku lasu nadziewaliśmy się na różne dziwne budowle.


Rabsztyn. Sporo się tam zmienia.


Kołatamy do zamku bram.


"Feldmarszałek" Piłsudski. Wg Prezesa.


Małe zagięcie po Olkuszu.


Potem było już dużo jeżdżenia w mżawce i ciemnościach czyli warunkach do focenia mało zdatnych. Dla mnie zakończone z takim oto wynikiem.


Link do pełnej galerii


Kategoria Jednodniowe