DPDZD
-
DST
38.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:55
-
VAVG
19.83km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pomimo powtórzenia kolejności procedury przedstartowej z wczoraj wyjeżdżam jednak minimalnie później - 6:09. Na dworze nie dość, że już ciemno, to jeszcze do tego mgły i to dość gęste. Robię stopa przy pobliskiej piekarni. Zajmuje mi to 3 min. a GPS dolicza po utracie sygnału około 1km, co na finiszu dostrzegam sprawdzając przejechany dystans. Na dobre ruszam w drogę o 6:12. Jedzie się nawet nieźle pomimo mgieł i konieczności ciągłego przecierania okularów. Czasy na punktach pośrednich są umiarkowanie dobre z tendencją do zbliżania się do granic bezpieczeństwa. Ostatecznie przy DorJan-ie jestem 6:49 czyli szału nie ma ale zdążę na czas. Na finiszu jestem z zapasem niecałej minuty. Po drodze trochę irytowali mnie "kierownicy", którzy przy tak kiepskiej widoczności jechali tylko na nędznych ledach z przodu i zupełnie nieoświetleni z tyłu. Tym by się rozmowa edukacyjna z policjantem przydała.
Powrót pod wysokimi chmurami, między którymi usiłowało przebić się słoneczko. Temperatura neutralna. Do tego wiatr z południowego zachodu. Dość zauważalny. Wracam przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec i Wojkowice. W domu chwila przerwy na drzemkę i potem standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana po zaopatrzenie. Na powrocie z zaopatrzeniem wyprzedziła mnie króliczka. Ładnie, równo jechała ale potem ona w lewo, ja w prawo i tyle z pogoni było. W ogóle w czasie jazdy całkiem przyjemnie ale dzień ogólnie jakiś taki ciężki. Chyba organizm zaczyna reagować na jesienną zmianę natężenia światła i temperatury.
Kategoria Praca