Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 1054.00 km (w terenie 217.00 km; 20.59%) |
Czas w ruchu: | 54:21 |
Średnia prędkość: | 19.39 km/h |
Maksymalna prędkość: | 59.90 km/h |
Liczba aktywności: | 17 |
Średnio na aktywność: | 62.00 km i 3h 11m |
Więcej statystyk |
DPOS
-
DST
38.00km
-
Teren
4.00km
-
Czas
01:52
-
VAVG
20.36km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+15 na starcie. Słoneczko już tak dziś nie paliło bo na niebie zawitało trochę chmurek. Do tego lekki wiaterek. Generalnie rześko i przyjemnie. Jechało się bardzo dobrze. Start o 6:14 czyli cisnąć nie trzeba. Przed światłami z Gródkowa do Łagiszy jełop w niebieskim audi kombi z przyciemnionymi szybami (czyli ewidentnie ćwierćintelignet) wyprzedza mnie na podwójnej ciągłej a potem wrzuca migacz w prawo i zjeżdża na "86" w stronę Katowic. Gdzie takich sieją, to nie wiem, ale produkcja idzie na całego bo takich manewrów widzę po drodze do pracy wiele. Reszta drogi bez sensacji. Na "dworcu" czekam aż przejedzie pociąg KŚ. Potem postój na foto hotelu. Na miejscu z zapasem minutek.
W ciągu dnia trochę popadało ale do godziny mojego startu zdążyło ładnie wyschnąć. Temperatura niższa i zauważalny wiaterek królują o tej porze dnia. Na szybszych zjazdach nawet nieco chłodnawo ale to pewnie ze względu na przeskok jaki nastąpił w stosunku do dnia wczorajszego tak jest odczuwalne. Jedzie się jednak dobrze. Przed końcem dniówki umawiam się z Prezesem na przekazanie zdjęć z wczorajszego rajdu. Wychodzi nam, że najprościej będzie się zjechać na granicy. Ruszam przez Środulę, Chemiczną i Pogoń na drugą stronę "86" i wzdłuż niej aż do zjazdu na Milowice. Parkuję na poboczu przy moście i nim się zdążyłem obejrzeć od przelatującego peletonu odrywa się Prezes. Powitanie, przekazanie i ruszamy razem do mojego celu. Wzdłuż Brynicy, przy Pałacu Satruna i Urzędzie Miejskim kręcimy w stronę M1. Tam kładką nad "86" przeskakujemy na Syberkę i na przestrzał przez osiedle zjeżdżamy do przejścia podziemnego przy nerce. Skrótem przy kortach przebijamy się na drugą stronę Czarnej Przemszy i ostatnią prostą pod górę lądujemy w serwisie. Żegnam się z Marcinem, który dalej kręci kilometry, a ja trochę w serwisie rozgaduję się z właścicielem jednocześnie składając zlecenie na przegląd Rzeźnika. Na 100% jest do wymiany linka blokady dumpera. Może jeszcze coś wyjdzie jak go zaczną oglądać na spokojnie. W końcu ma już ponad 3,6k km. Na tym dziś koniec z kręceniem. Powrót zbiorkomem. Jutro Błękitny rusza do boju.
Kategoria Praca, Serwis
Klubowe Obowiązki
-
DST
60.00km
-
Teren
17.00km
-
Czas
04:29
-
VAVG
13.38km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś planowany od dawna dzień rajdu po Sosnowcu w ramach Dni Sosnowca. Wstaję na tyle wcześnie żeby rano poczyścić i przesmarować Rzeźnika po wczorajszej wyrypie. Szybko robi się ciepło i nim wyruszam po 8:00 jest już bardzo przyjemnie. Standardową trasą przez Wojkowice i Czeladź jadę pod halę sportową na Milowicach. Na miejscu zastaję Maćka i jednego z uczestników. Jestem przed 9:00 a start o 10:00 więc pustawo. Stopniowo pojawiają się jednak na początku klubowicze i uczestnicy. Przed momentem startu jest nas już kilkadziesiąt osób. Trochę znajomych ale też i sporo przyjezdnych. Ruszamy mniej więcej planowo i czerwonym szlakiem na początek do Egzotarium gdzie grupa zwiedza miejsce. W kilka osób zostajemy na zewnątrz pilnować jednośladów. Potem jedziemy pod Stadion Ludowy, gdzie znów grupa zwiedza. Ja pilnuję pojazdów i wyleguję się na słoneczku w usiłowaniu dopalenia miejsc jaśniejszych. Spod stadionu już bez większych przerw jedziemy dalej szlakiem aż na Trójkąt Trzech Cesarzy. Tam część grupy pozuje do foto przy obelisku. Kolejny punkt na trasie to Centrum Sportu na Niwce. Tu grupa ponownie ma przerwę i opowieść o historii Trójkąta. Z zapasem wody (dzień jest dość upalny) ruszamy wałem Białej Przemszy w dalszą drogę. Nim wracamy na asfalty trafia się jeden kapeć ale sprawna akcja serwisowa szybko usuwa problem. Eskortowani przez Policję w co bardziej wrażliwych miejscach sprawnie przedostajemy się na ścieżkę rowerową na ul. Kombajnistów. Wraz z ratownikiem medycznym Szymonem eskortujemy jednego z uczestników, któremu temperatura dała się we znaki i nie pozwoliła utrzymać tempa reszty grupy. Udaje nam się jednak dotrzeć na metę na Górce Środulskiej. Tu już konsumpcja napojów i kiełbasek z grilla a chwilę później konkurs slalomu między słupkami. Niestety trochę nam się przeciągnął czas przejazdu i reszty konkurencji nie było ale myślę, że i tak uczestnicy byli raczej zadowoleni zwłaszcza, że dojechali niemal wszyscy (dwie osoby odłączyły się na Ludwiku). W sumie było fajne, spokojne, spacerowe kręcenie. Coś w sam raz na regenerację po prawie trzysetce. Potem jeszcze posiedzieliśmy w gronie klubowym prawie do 17:00. Zbieramy się w końcu żegnając Waldka, który w piątek startuje do Azerbejdżanu i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę. Ja z Martyną i Marcinem jadę razem na Zagórze, gdzie Prezesowa odstawia rower i udaje się na kwadrat. Marcin zrzuca sakwę z balastem i razem kręcimy niespiesznie na Pogorię 3. Tam młyn. Napchane samochodów. Ćma ludziów. Nawet pod molo nie podjeżdżamy tylko od razu robimy zwrot na Zieloną i przez mostek na Czarnej Przemszy wbijamy na czarny szlak do Łagiszy. Po drodze jakiś wariat na motorze krosowym szaleje w tę i na zad. My spokojnie dojeżdżamy do Łagiszy i dalej jedziemy terenem aż do "86" gdzie przeskakujemy tory i wbijamy ponownie na czarny szlak dojeżdżając do Psar w okolicach restauracji "Przy Kominku". Tu się żegnamy. Marcin jedzie w prawo na Pogorię 4 a ja w lewo, do domu. Na finiszu jeszcze funduję sobie nagrodę w postaci dużej ilości słodkości by nieco się zregenerować i zawijam do domu. W sumie ładnie poleciała cała niedziela.
Przedstartowe słowo wstępne.
Liczenie.
Do Egzotarium.
TTC
Wjazd na wały Białej Przemszy w dużej grupie nie mógł być płynny. Niektórzy robili kółeczka nim się doczekali swojej kolejki :-)
Na Środuli konkurs slalomu.
Dzień z przebiegiem nienajgorszym. Za to średnia podła. Przy takich imprezach to jednak częste. Tym bardziej, że ostatnie 3-4 km w tempie niemal pieszego ze względu na eskortę. Nie o średnią czy dystans jednak dziś chodziło.
Link do pełnej galerii
Kategoria Jednodniowe
Obróć mapę albo FB to zło
-
DST
277.00km
-
Teren
40.00km
-
Czas
13:40
-
VAVG
20.27km/h
-
VMAX
59.90km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś tylko mapa i galeria. Opis jutro.
Link do pełnej galerii
I komu tu wierzyć? GPS podsumował mnie na 277km. GPSies po wczytaniu śladu o km mniej. Dystans za Garminem.
Sprawcą soboty był Mariotruck. Zadzwonił do mnie jakoś w czwartek chyba i powiedział, że planuje dwusetkę w okolice Lublińca. Czy bym się pisał... No jak nie, jak tak :-) Zacząłem sobie już oglądać mapę i planować. Psychicznie nastawiłem się na to, że może uda się chłopaków (bo zakładałem, że Robredo też pojedzie) zaciągnąć jakoś do Bidy w Opolu. Tymczasem w piątek zadzwonił Mariusz ponownie i się pyta, czy sobie mapę oglądałem. No to mu mówię, że tak i chyba nawet coś już zacząłem podsuwać propozycje jak by tu jechać kiedy on mi mówi, żebym sobie mapę obrócił. Znaczy, że jak? No i się wydało, że Facebook to zło. Pod jego wpisem o tym, co planuje pojawiło się info, że jest "Chłosta", i że można by się spotkać na Rysiance. Że, eeee... Zacząłem na szybko mapę oglądać i wyszło, że będzie grubo. Wyzwanie. Standardowo zestaw pytań o detale i plan na sobotę ustalony.
Startujemy spod Lidla w Sosnowcu niedaleko Stawików. Tym razem skład nieco liczniejszy bo kiedy nadjeżdżam na zbiórkę na miejscu już czeka Robredo i Paweł. Chwilę po mnie pojawia się Mariusz. Powitanie i bez ociągania ruszamy w drogę. Standardowa trasa do Porąbki przez Mysłowice, Imielin, Kęty. Pora wczesna więc jedzie się dobrze choć było kilka nerwowych momentów. Dalej przez Czernichów kierujemy się w stronę Rychwałdu i Rychwałdku. Tu pierwsze zmagania z podjazdami. Całkiem sympatyczne. Potem zjazd do Jeleśni skąd przez Spotonię Wielką kierujemy się w końcu do niebieskiego szlaku, którym to częściowo wypychamy i wnosimy się pod schronisko na Rysiance. Tam trafiamy na Monikę, Grześka i Marcina, którzy w niezłym czasie przeszli "Chłostę" czyli nocny marsz z Żywca. Dłuższą chwilę odpoczywamy pojąc się i karmiąc przy jednoczesnym podziwianiu widoków, a te piękne są. Można by tu bardzo długo siedzieć. Niestety mamy plan do wykonania a już trochę obsuwy się zrobiło przez to drapanie się po niebieskim szlaku. Nie doczekawszy się pozostałych znajomych, którzy depczą w "Chłoście" ruszamy w dalszą drogę. Zjeżdżamy czarnym szlakiem do Złatnej. W Ujsołach parkujemy przy stacji benzynowej i korzystamy z okazji do zjedzenia obiadku w przyległym barze. Niedrogo, smacznie. Bardzo trafione miejsce. Przez Rajczę i Milówkę ciągniemy do Węgierskiej Górki i dalej w stronę Szczyrku pokonując kilka niedużych ale ostrych podjazdów. Jest fajnie :-) Co prawda trochę słoneczko dopieka ale da się temu zaradzić odpowiednio się nawadniając, co też czynimy dość gęsto. W Szczyrku jesteśmy już dość późno i plan, by przebijać się żółtym szlakiem przez Karkoszczonkę do Brennej i dalej do Skoczowa, porzucamy. Kierujemy się na Bielsko-Białą. Stamtąd przez Goczałkowice jedziemy do Pszczyny. Zaczynają się komary co skutecznie zniechęca do postojów. Niebieskim szlakiem ciągniemy na północ na Kobiór i dalej do Tychów. Potem Murcki, Janina i lądujemy w Mysłowicach skąd do Sosnowca rzut beretem. Niedaleko Stawików żegnamy się. Mariusz jest już prawie w domu. Paweł z Robertem ciągną do Dąbrowy Górniczej. Ja przez Będzin do domu. Tym razem bez zaginania bo i tak już późno. Wyszła fajna jazda :-) Trochę zmachany dotarłem do domu ale najważniejsze, że nogi nie odmówiły posłuszeństwa.
Imielin
Pojawiają się górki :-) Te pierwsze, które trzeba minąć.
Jeden z postojów karmieniowych.
Porąbka.
Czyżby to gdzieś tam nam trzeba było dotrzeć? ;-)
Pierwsze zauważalne podjazdy.
Obserwatorium.
Tego nie będziemy wchodzić. Nie ma mowy.
Wnoszenie, wypych na niebieskim.
Schronisko na Rysiance i część "chłostowiczów" ;-)
Widoczki są o-błę-dne!
Robimy sobie pożegnalne foto z Moniką, Grześkiem i Marcinem a potem "mniodzio" zjazd.
Tamój gdzieś na horyzoncie byliśmy.
Daleko za Bielskiem.
Pszczynę osiągamy w okolicach zachodu słońca.
Potem już foto nie robiłem bo generalnie wszyscy mieliśmy tylko ochotę na to, by jak najszybciej dotrzeć do domu. Poza tym robiło się ciemno i szkoda było czasu na pozowanie do zdjęć. Dopiero potem na finiszu robię foto pomiarów z Garmina.
Kategoria Jednodniowe
DPDZ
-
DST
44.00km
-
Teren
11.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
21.12km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+13 na starcie. Bezchmurne niebo. Lekki wiaterek. Rześko. Niemal idealne warunki do jazdy :-) Start 6:12. Na drogach pustawo a mimo to znaleźli się dwaj gazeciarze. Generalnie jednak przejazd spokojny. Na większości świateł udaje się przejechać bez zatrzymywania. Postoje jedynie na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej i na foto hotelu. Dziś budowę ronda w Zagórzu przejeżdżam asfaltem i zaraz potem odbijam na ścieżynkę przez osiedle. Na miejscu z zapasem 8 min.
Po pracy ładne słoneczko ale bez upałów. Wieje wiaterek, który do ciepłych nie należy i w sumie tych +30 z prognozy raczej nie ma. Ale jest przyjemnie. Wracam dziś częściowo terenowo. Na początek przez lasek zagórski do Dąbrowy Górniczej. Potem kawalątkiem ścieżki przy Pogorii 3 by dostać się na Zieloną. Stąd czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej w stronę szlaku żółtego aż do Urzędu Gminy gdzie robię zwrot w teren do Strzyżowic i zjazd do domu. Smarowanie amorków i Rzeźnik idzie na odpoczynek. Wyciągam Błękitnego, zarzucam mu sakwę i robię nieco większe zagięcie do wsiowego Lewiatana zahaczając o Wojkowice, Grodziec i Gródków. Z zapasem prowiantu na jutro wracam prosto do domu.
Kategoria Praca
DPDZ
-
DST
38.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:54
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na wylocie termometr pokazał coś, co mi baaaardzo pasowało :-) +17. Wiaterek nieznaczny. Słoneczko na pełnej mocy rażenia. Warunki do jazdy po prostu bajkowe. Startuję tak na styk o 6:15 ale jedzie się bardzo dobrze więc nie ma strachu, że będzie obsuwa. Dziś na "dworcu" w Dąbrowie Górniczej trafiłem obydwa szlabany opuszczone więc chwila oddechu. Potem foto hotelu i kolejna chwila oddechu na światłach na Alei Róż. Potem już płynnie do celu z ominięciem chodnikami budowy ronda. Na miejscu równo o czasie. Bardzo przyjemny dojazd do pracy. Chyba pierwszy raz w tym roku całkiem na krótko i bez zapasowych ciuchów na wypadek ochłodzenia.
Po pracy przyjemne ciepełko. Słońce na full. Trochę mocniejszego wiatru ale za to ciepłego. Warunki przepiękne do kręcenia. Jednak nie robię dziś większych objazdów. Powrót przez Mec, Środulę, Stary Będzin, nerkę, Zamkowe, Grodziec (ścieżka od Zamkowego od Browaru coraz bliżej ku ponownej przejezdności), Wojkowice. W Grodźcu trochę wygiąłem inaczej niż zwykle. Nie pojechałem w stronę Orlenu w Wojkowicach tylko przed Biedronką skręciłem w klinkierek i dalej obok stadionu pojechałem w stronę Gródkowa i tam odbiłem na Wojkowice. W domu zrzucam plecak, zapinam sakwy do Błękitnego i robię jeszcze małe zagięcie do wsiowego Lewiatana.
Kategoria Praca
DP - znowu szprycha :-/ SDOD
-
DST
89.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
04:31
-
VAVG
19.70km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przyjemne +15 na starcie, słoneczko. Wyruszam o 6:15 ale nie obawiam się obsuwy bo warunki do jazdy rewelacyjne i spokojnie powinienem się w czasie zmieścić. Udaje się dziś trafić między szlabany na "dworcu" w Dąbrowie. KŚ pojechały, IC jeszcze nie przyjechał. Potem foto hotelu i przy stacji na Mortimerze wbijam na "ścieżkę rowerową". I się to dziś zemściło. Na tej cholernej pseudościeżce rowerowej, która jest tylko mazniętym farbą chodnikiem przez pomyłkę oznaczonym jako ścieżka, od kilku lat już nie udaje się nikomu sprawić by krawężniki przy stadionie na Zagórzu obniżyć. Dziś przy zjeździe znowu wywaliłem tam szprychę na tylnym kole. Zorientowałem się niemal od razu, że coś jest nie tak bo koło zaczęło lekko bić na boki. Przystanąłem, obejrzałem, znalazłem, sfociłem, pojechałem dalej. Znacznie już ostrożniej. Na miejscu równo o czasie. Wkurzony. Jestem coraz bliżej decyzji o zakupie nowego, gęściej plecionego koła. Pytanie tylko, czy to coś pomoże w takich sytuacjach?
Po pracy miały być dziś objazdy ale dzwonię do Prezesa, że ze względu na kółko chcę do serwisu podjechać i mogę się nie wyrobić na objazd klubowy przed imprezą w niedzielę. Okazuje się jednak, że reszta chłopaków też wolałaby godzinę późniejszą i staje na tym, że spotkamy się o 17:00 pod halą sportową na Milowicach. Skoro tak, to uda mi się zaliczyć serwis i zmienić rowerek. Tak więc przed końcem dniówki wyszarpuję urwaną szprychę i ruszam na zdezelowanym kółku do Będzina do serwisu (Mec, Środula, Stary Będzin). Z garścią szprych (w ilości 10 szt. "na zaś") wracam przez Łagiszę i Gródków do domu. Bez gięcia, najkrótszą drogą i najszybciej jak daję radę. W domu montaż uchwytu do Rumaka na nowego Garmina. Rzeźnik zostaje zaparkowany do czasu zrobienia kółeczka a ja Błękitnym ruszam przez Wojkowice i Czeladź na Milowice. Pod halą jestem pierwszy. Potem zjawia się Adrian prosto z pracy. Kilkanaście minut później zjawiają się Maciek, Krzysiek i Prezes. Coś im się na początek pomerdało bo od knajpy chcieli zacząć ale im ten pomysł z głowy wybiłem i w końcu ruszamy na objazd trasy. Czerwonym szlakiem jedziemy na początek pod Egzotarium. Potem dalej pod Stadion Ludowy. To kolejne punkty na trasie. Dalej szlakiem przebijamy się aż na Niwkę do Trójkąta Trzech Cesarzy. Spod TTC na stadion i wałem Białej Przemszy jedziemy dalej w stronę Dańdówki skąd przebijamy się na ścieżki w stronę Środuli i tamtejszej górki narciarskiej. Tu kończymy wspólny objazd. Jest już po 19:00. Trochę jeszcze gadek okołorowerowych, ustaleń i w końcu się rozjeżdżamy. Z Prezesem jedziemy przez Będzin do Łagiszy i dalej do Sarnowa. Po drodze raz szybciej raz wolniej sporo gadając. Na górkach podjazdowych między Łagiszą a Sarnowem robimy sobie młynkowe wyścigi na podjazdach aż do granicy urwania tlenu. Miodzio! Żegnamy się w Sarnowie. Marcin zjeżdża do Preczowa i Pogorii 4 a ja przez światła na "86" kręcę do domu. Dziś wyszło sporo więcej kręcenia niż zwykle, kręcenia bardzo przyjemnego, z ludźmi, z którymi już niejedno jeździłem i wiadomo było, że będzie fajnie. Bardzo pozytywne popołudnie pomimo tego, że kręcenie było służbowe w ramach klubu :-) Takich może być więcej.
Link do galerii z dziś
Nim mi się koło wysypało.
Za dnia było przez moment bardzo ekstremalnie (ulewa, grad, wiatr).
A potem już objazd czerwonym szlakiem.
Tu, dla odmiany, "dzieło" jakiegoś bezdennie głupiego osobnika. Zdewastowana tablica informacyjna o szlaku.
Wjazd na stadion na Niwce. Z tego co pamiętam, to na znaku zakazu był kiedyś symbol rowerka :-)
Ciekawe, czy ten prawie zabytek jeszcze jeździ?
Finisz na środulskiej górce.
Wynik za dziś. Idzie na konto Błękitnego Rumaka bo na Rzeźniku tylko jakieś 33-34km przejechane.
Kategoria Praca, Szprycha
DPD
-
DST
34.00km
-
Teren
9.00km
-
Czas
01:40
-
VAVG
20.40km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
+12 na starcie. Trochę chmurek ale generalnie słonecznie. Chyba też podwiewało lekko. Start 6:10 po uprzednim, bardzo pobieżnym omieceniu rowerka szczotką żeby choć trochę piachu zeszło. Potem na szybko smarowanie amorów i łańcucha. Dziś wdzianko już na letniaka. W ruch idzie też plecak z Lidla (ale nie ten z ostatniej oferty tylko taki sprzed 2 lat albo i starszy). Ten Decathlonowy umknął mi przy praniu. Trochę inne szelki, taśma spinająca na klacie w innym miejscu. Taki sobie, jeśli chodzi o wygodę. Ale przynajmniej nie trąca ;-p Przejazd dziś dość spokojny i niespecjalnie spieszny. Postój na "dworcu" w D. G. W parku Hallera wielkie sprzątanie syfu po dniach Dąbrowy. Kolejny postój na światłach na Alei Róż po uprzednim foto hotelu. Budowę ronda w Zagórzu ścinam przez działki. Na miejscu z zapasem 8 min.
Po pracy przyjemna letnia pogoda. Do moich ulubionych upałów trochę brakuje ale i tak miło. Jednak objazdów nie czynię żadnych ekstra. Po prostu dziś jakoś tak nie wycelowałem z drugim śniadaniem i mniej więcej od 13:00 zacząłem się robić poważnie głodny. Z tego też powodu powrót krótko terenem do Dąbrowy Górniczej. Na Zieloną i czarnym szlakiem do Łagiszy i dalej pod lasek w Gródkowie, który to objeżdżam od północy kierując się do szlaku żółtego. Tenże przecinam i wypadam na klinkierówce wiodącej w stronę OSP w Psarach i tu zwrot w lewo na asfalt i prosto do domu. Nim zabrałem się za kalorie to jeszcze pobieżne czyszczenie i smarowanie Rzeźnika. Powrót bardzo przyjemny i niezbyt spieszny.
Kategoria Praca