limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1757.00 km (w terenie 334.00 km; 19.01%)
Czas w ruchu:93:06
Średnia prędkość:18.87 km/h
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:73.21 km i 3h 52m
Więcej statystyk

Uderzenie BS na Starganiec

  • DST 80.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 21.15km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 5 lipca 2012 | dodano: 05.07.2012

Dziś impreza wywołana przez Amigę a z czyjego ewentualnego innego podburzenia, to już On sam zezna :-)
Jakoś tak w ciągu dnia dzwonię jeszcze do Edyty z info o tym wydarzeniu oraz wysyłam esa do Joanny.
A potem szorowanie rowerka (zupełnie jak nie ja), pakowanie i start na spotkanie. Miałem lecieć prosto do Katowic ale w końcu zawinąłem do Sosnowca pod PTTK ale już spóźniony i grupę ścigałem aż do samych Katowic. Dogoniłem skład tuż przed teatrem.
Tam czekał na nas Rysiek, który był naszym przewodnikiem na Starganiec. Tempem zmiennym, zahaczając tu i tam o punkty o charakterze działalności handlowej, docieramy do celu, gdzie zastajemy Amigę. Podprowadza nas na miejsce zbiórki i sam jedzie szukać Tomka i Moniki, którzy gdzieś tam po drodze się zamotali. A tu zaczyna przybywać powoli BS-owych i nie tylko znajomych aż robi się całkiem spora gromadka.
Zostaje odpalone ognisko. Focenie. Opowieści i żarty. Czas szybko i miło leci.
W międzyczasie Kysu, Krzychu22, gozdi89 i avacs wyruszają po ciąg dalszy zaopatrzenia. Przy powrocie Rysiek zalicza wypadek. Z opowieści wynika, że efektowny. Ale z kondycji i wyglądu wychodzi na to, że może brać udział w kolejnych takich zdarzeniach. Straty ponosi tylko w pewnym napoju gazowanym i skórze zdartej tu i tam na nodze.
Kiedy robi się ciemno a komary zaczynają ucztować na nas ze zdwojoną energią, ruszamy w drogę powrotną. Do ławeczek na Ochojcu prowadzi nas Amiga. Nie mam pojęcia którędy jechaliśmy bo chyba tam nigdy nie byłem, a jeśli nawet tak, to za dnia, raz i też bym nic nie kojarzył z tych miejsc.
Na Ochojcu żegnamy się z Dariuszem i jedziemy już znaną drogą w stronę Janiny. Potem dalej do Mysłowic, gdzie robimy wjazd do Żabki a potem żegnamy się z Kysu, który jest już prawie w domu.
Dalej w składzie: Edyta, Monika, Tomek, Krzysiek, Marcin i ja gnamy razem aż do Niwki. Tu znów się dzielimy. Monika z Tomkiem, Krzyskiem i Marcinem jadą w swoją stronę a Edyta i ja skręcamy w stronę Pogoni. Szybko i sprawnie docieramy do celu. Żegnam się z Edytą i gnam do siebie w nadziei, że zdążę jeszcze dzisiaj. Niestety nie udaje się. W domu jestem 0:05 a wracałem i tak najkrótszą drogą przez Będzin i Gródków.
W domu wszystko woła jeść: kot, telefon, GPS, ja...

Najazd uzależnionych od BS na Starganiec udał się rewelacyjnie. Ja lekko w główkę trzaśnięty po wypadku ale coś mi się tak majaczy, że padła propozycja o uczynienia tego zjazdu cyklicznym. Zobaczymy jak to się w praniu ułoży.
W każdym bądź razie fajnie było się zjechać i spotkać. Atrakcje niby we własnym zakresie ale to chyba najlepsza forma, bo każdy dostaje co chce.


Zdjęcie "zlecianych" na Starganiec autorstwa Amigi.


Kategoria Inne

Z Edytą do Lublińca - wytyczanie trasy

  • DST 174.00km
  • Teren 50.00km
  • Czas 10:09
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 4 lipca 2012 | dodano: 04.07.2012

Plan na dziś: przejechać z Czeladzi do Lublińca i powrócić trasą na wycieczkę PTTK 14 lipca. Trasa tam inna iż powrotna. Jak najbardziej bocznymi drogami albo wręcz terenowo.
Umówiłem się z Edytą na wczorajszej ustawce, że jedziemy razem.
Start z kwadransem akademickim z rynku w Czeladzi. Nieco się grzebałem ze startem z domu i tak jakoś wyszło.
Pogoda rewelacyjna. Trochę tylko popadało jak byliśmy w Miasteczku Śląskim ale niegroźnie. Tam też zaliczyłem glebę na śliskim błocie. Na szczęście bezstratną i bezobrażeniową. W onym Miateczku też trochę pokręciliśmy się koło huty (zapoznaliśmy 3 bramy wjazdowe do tejże) próbując znaleźć jakiś maksymalnie terenowy objazd tej działalności gospodarczej. Przy okazji dziebko poszorowaliśmy po błocie i wertepkach.
Droga do Lublińca w większej części lasami. Kilometrami tylko leśne dukty, szum drzew i inne odgłosy różne lasu. Żywego ducha. Teren różny: sporo kałuż, trochę błota, miejscami piasek ale generalnie wszystko do przejechania.
Po drodze kilka króciutkich postojów na pojenie i karmienie. Docieramy do Lublińca trochę po 15:00. W Chacie Wuja Toma wprowadzamy sobie obiadek + herbatki/kawki/napoje. Na miłej rozmowie czas płynie i robi się prawie 17:00, kiedy wyruszamy w drogę powrotną. Inny wariant. Początek przez las dłuuuuuugą prostą. Potem na zmianę asfalty i las. Dłuższa chwila postoju w Świerklańcu i potem już bez marudzenia prosto do celu. Odprowadzam Edytę pod dom (jest po 22:00). Chwila rozmowy, poznaję męża Edyty, Wojtka. W końcu się żegnam i ruszam prosto do siebie przez Będzin i Gródków.

Naprawdę udany rowerowo dzień. Jechało mi się z Edytą bardzo dobrze. Podobne, równe tempo. Wesołe rozmowy. I sporadyczne foto. Cieszę się, że razem odbyliśmy tę drogę.

A trasa wyglądała tak:



Chwila oddechu gdzieś w lublinieckich lasach.


Rezerwat Jeleniak Mikuliny.


Edyta forsuje n-tą kałużę w drodze do Lublińca.


Lubliniec osiągnięty.


Chrzest nowych sakw MSX-a i to, co się przylepiło do rowerka po drodze do Lublińca a nie odpadło na wertepach :-)


W oczekiwaniu na obiadek - obraz ufajdania w mojej wersji.


Najazd w drodze powrotnej.


Pojedynek na aparaty niemal w domu - Świerklaniec.

Link do pełnej galerii


Kategoria Inne

Szpital->Praca->DG->Serwis(Będzin)->Dom->Ustawka w Będzinie itd.

  • DST 91.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 20.22km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 lipca 2012 | dodano: 03.07.2012

Rano do przychodni w szpitalu w Czeladzi na kontrolę. Wolne do końca tygodnia. Jeszcze. Potem z ZLA do pracy. Z Czeladzi wyjeżdżałem tuż po burzy. Mokro jeszcze było w Będzinie ale w Sosnowcu już sucho. Dziś pewnie cały dzień taki będzie.

Powrót z pracy na Dąbrowę Górniczą. Coś po drodze zaczęło dziwnie w kole jęczeć więc zrobiłem zwrot na serwis w Będzinie. Po drodze przestało w kole jęczeć ale byłem już pod serwisem więc wszedłem i zapytałem o sytuację Nowego Rumaka. A sytuacja jest taka, że obręcz koła zadniego do wymiany. Czy coś jeszcze to się okaże.

Dotarł też niedawno wyszukany w sieci i zamówiony zaczep do Garmina (wziąłem 1 na zapas). Będę go mógł teraz znowu mocować na kierownicy. Bardzo to ułatwia obsługę.

Na 17:00 pognałem do Będzina na ustawkę. Spotkanie pod Zamkiem. Grupa zmyślnie schowana w murach przed słońcem. Tym razem 10 osób łącznie ze mną. Na początek lot wzdłuż Czarnej Przemszy na Zieloną i dalej na P3. Tam robimy kółeczko i się zakotwiczamy na moment w jednej z knajp. Jak się okazuje, moment nieco się przeciąga przez burzę. Jest mokro, jest wesoło. Po burzy lecimy na Zieloną pod parasole przy fontannie i tam znów chwila na zacieśnianie znajomości. Czas leci i w końcu zapada decyzja, że wracamy. Różniastymi wertepkami i asfaltami lądujemy w Będzinie. Tam część osób uderza do siebie. Z Prezesem Ghostbikersów lecimy w pobliże ich DOMU ZŁEGO, gdzie się żegnamy. Marcin i ja odprowadzamy Edytę pod drzwi. Pożegnanie i lecimy dalej bo tak cośik ciągle mryga.
Marcin jedzie do siebie, ja do siebie.
Moja droga wiedzie przez Czeladź, Grodziec i Gródków. Przez całą Czeladź deszczyk tak sobie pokapuje ale w sumie niegroźnie. Gdyby się taki całą drogę utrzymał, to by było całkiem ok. Ale nie. W Grodźcu, na drodze do Gródkowa, dopada mnie ulewa więc jak dojeżdżam do Gródkowa to już mi się nie spieszy bo i tak względnie suchy nie dojadę.
Po drodze ciągłe flesze. Nie wiem, czy przekroczona prędkość ale jeśli tak, to jestem już bankrutem, czy żem taki piękny ;-) Chociaż po zdjęciach Nekora z Ustronia to raczej w to wątpię.


Dzisiejszy skład - foto autorstwa Nekora.


Kategoria Inne

Piekary Śląskie -> Kozłowa Góra -> Niezdara -> Sączów

  • DST 45.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 2 lipca 2012 | dodano: 02.07.2012

Miał być dziś test trasy do Lublińca ale jakoś tak się nie pozbierałem i w końcu nie pojechałem.
Potem jeszcze próba ustawki na trasie Będzin <-> Góra Siewierska ale okazuje się, że chętni owszem są, ale na jutro. Tak więc z tego wszystkiego wsiadłem na Srebrną Strzałę i pognałem gdzie oczy poniosą.
Najpierw do Wojkowic. Tam trochę pobrykałem po wertepkach za kopalnią Jowisz. Potem przerzuciłem się na kawałek wertepków do Piekar Śląskich i dalej asfaltami oraz ścieżką rowerową dokulałem się na wał zbiornika Kozłowa Góra, którym to wydostałem się na drogę Tarnowskie Góry - Siewierz. Pognałem nią do Niezdary gdzie wbiłem na asfalcik, który kończy się terenem i tak głównie terenowo dotarłem do Sączowa. Tam asfaltem prosto przez Siemonię do Strzyżowic i zjazd do Psar. Jeszcze szybki wjazd do Lewiatana i powrót do domu.
Wczoraj dzień przerwy od rowerka więc dziś nogi podawały jak się patrzy choć jechałem raczej bez ciśnień. Solo, własnym tempem też dobrze jest czasem się przejechać.


Kategoria Inne