Wrzesień, 2020
Dystans całkowity: | 858.00 km (w terenie 65.00 km; 7.58%) |
Czas w ruchu: | 42:48 |
Średnia prędkość: | 20.05 km/h |
Liczba aktywności: | 24 |
Średnio na aktywność: | 35.75 km i 1h 47m |
Więcej statystyk |
DPOD
-
DST
45.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
22.50km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy piątku start mocno niesprawny. Wytaczam się o 6:15. Z tego też powodu dziś Rzeźnikiem żeby choć spróbować podgonić po drodze.
Warunki bardzo rześkie i grzejąca warstwa wcale nie jest przesadą. Nogi dobitnie to potwierdzają, choć zgodziły się podawać całkiem ładnie.
Trasa, z konieczności, bez wygibasów czyli Sarnów, Preczów i Dąbrowa Górnicza. Przelot bardzo sprawny i całkiem żwawy. Udaje mi się na metę dotrzeć równo o 7:00 zupełnie bez ekscesów.
Powrót nieco gięty żeby nie jechać za dużo po własnych śladach.
Początek przez Blachnickiego, dookoła górki środulskiej w stronę Pogoni i stamtąd do Czeladzi. Z Czeladzi przez Przełajkę do Wojkowic. Potem przez Skrzynówek do Strzyżowic, które to były moim celem. Jedyny dzień kiedy mogę odebrać pocztę po południu a awizo leżało od poniedziałku. Trochę nie w tym wieku ta instytucja funkcjonuje. Potem już prawie prosto do domu (zagięcie przez Belną).
Na więcej nie miałem jakoś ochoty.
Warunki takie, że pochmurno ale nie w stylu mroczno i będzie lało. Tak przyjemnie. Temperatura neutralna. Nogi nie miały nic przeciwko, by czasem trochę intensywniej popracować. W ogóle tempo powrotne przyzwoite mimo pewnej porcji pagórków. Żadnych ekscesów.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
52.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:56
-
VAVG
17.73km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch nawet dość sprawny. Startuję o 6:06. Warunki może nie aż przyjemne ale do jazdy całkiem dobre. Jest sucho, nie wieje, zanosi się na słoneczko. Jedynie temperatura słaba.
Trasę zaczynam jak zwykle przez Sarnów do Preczowa. Tu nachodzi mnie ochota na wariacje. Kręcę w stronę bieżni P4 i toczę się nią do dzikiego przejazdu na P3. Bieżnią toczę się w stronę mola i dalej pod Most Ucieczki. Dalej przez Reden na Starocmentarną i na Mortimerze włączam się na zwykłą trasę. Dzięki temu gięciu na przelocie bardzo spokojnie.
Na mecie równo o 7:00. Trochę nogi odczuły niższą temperaturę. Chyba będzie trzeba się powoli do tego przyzwyczajać.
Po południu ładne słoneczko ale termicznie tak nie za rewelacyjnie. W cieniu nawet dość chłodno. W pracy dopada mnie telefon od Marcina, że zamierza pozaginać z Rafałem w mojej okolicy. Nadaję namiary na moją trasę powrotną i się zobaczy.
Kręcę powrót przez Mec i Środulę w stronę izby wytrzeźwień i dalej Kościuszki w stronę centrum Będzina. Ponowna sesja łączności i czekam na chłopaków przy dworcu autobusowym. Są chwilę później. Witamy się i lecimy. Prowadzę w stronę domu, bo taki jeszcze mam plan.
Przez Zamkowe do lasu grodzieckiego i na światła na "86". Potem odbijamy przy centrum logistycznym Lidla do lasu. I się zaczyna. Zamiast prosto do domu robimy wygięcie najpierw dookoła lasu gródkowskiego w stronę Stachowego, a potem dalej do przecięcia żółtego szlaku i ku DINO. Stamtąd pod Lewiatana i na Kasztanową. Jestem rzut beretem od domu ale zamiast tam wykręcić, zaginamy dalej. Wracamy znów do żółtego szlaku i toczymy się do Brzękowic Dolnych a potem na Wał. Wariantem bardziej stromym. Potem Czerwony Kamień i górka paralotniarska w Górze Siewierskiej. Stamtąd zjazd do "913" i lekko wyginając pod granice Rogoźnika zawracamy ostatecznie w kierunku mojego kwadratu. Oczywiście jeszcze wyginając przez Belną.
Potem dłuższa chwila przy browarku i ostatecznie chłopaki ewakuują się do domu. Podejrzewam, że z zagięciami.
Nie taki był plan na popołudnie ale w sumie fajnie wyszło. Pojeżdżone, pogadane, pośmiane. Super.
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
42.00km
-
Czas
02:00
-
VAVG
21.00km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Smętna pogoda, smętny rozruch i start ostatecznie o 6:09. Dziś tylko mżawka i wiatr raczej sprzyjający. Jezdnie mokre po nocnych opadach. Bez przeciwdeszczy raczej nie ma sensu jechać.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Zupełnie bez sensacji.
Na mecie z obsuwą 3 min. Całkiem przyjemnie się jechało. Żeby tylko nie trzeba było ciągle przecierać okularów, to byłoby już super.
Powrót w znacznie lepszych warunkach. Podniosła się temperatura, jest sucho, trochę wieje. Miejscami jeszcze malownicze chmury przywodzące na myśl ulewę ale zgodnie z prognozą ICM-u, nic nie spada.
Wracam lekko objazdowo. Początek zwykły przez Mortimer i Reden w stronę ścieżki przy Alei Zagłębia. Tym razem jednak nie odbijam na Łęknice tylko jadę dalej w stronę dworca kolejowego w Głonogu i stamtąd na Piekło. Potem bieżnia P4 do Preczowa i przez Sarnów do mojej wioski. Od remizy zagięcie do wsiowego DINO i potem, by nie paprać się w rozgrzebanej "913", jeszcze wygięcie przy wsiowym Lewiatanie. Stamtąd prosto do domu.
Powrót przyjemny i prawie spokojny. Jedynie przy P3 trafił się psychiczny szeryf. Cóż, wybaczam mu. Pewnie ma ciężko w domu, może jedyne o czym decyduje, to kiedy wyjść spod stołu i z tego powodu na drodze próbuje sobie udowodnić, że jednak stać go na więcej...
Kategoria Praca
DPOD
-
DST
46.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:27
-
VAVG
18.78km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch dość sprawny ale przez zakładanie przeciwdeszczy ostatecznie startuję o 6:05. Warunki wymagające. Wieje mniej więcej ze wschodu. Większość drogi jazda w kropli o różnej intensywności. Na jezdniach pełno wody po nocnych opadach. Temperatura też dupy nie urywa ale nie jest tragicznie. Wszystko to jednak przekłada się na słabsze tempo.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Przez chwilę miałem zamiar pojechać lekko naokoło spokojniejszą trasą ale tempo wykluczyło tą opcję. Miałbym za duże spóźnienie. To wariant na wcześniejszy start. Tak gdzieś na 5:55. Może następnym razem.
Sam przejazd spokojny, bez sensacji. Na mecie mam 3 min. obsuwy ale nie jestem jakoś specjalnie mokry. W kapciach nieco wody, płaszczo-peleryna upaprana ale poza tym ok.
Mimo raczej nędznej pogody zachciało mi się na powrocie nieco objazdów. Wdziane przeciwdeszcze nie były jakoś super konieczne bo w sumie nie padało. Większość drogi było coś na kształt mżawki. Płaszczo-peleryna bardziej chyba tym razem chroniła przed wiatrem, jak wodą.
Trasę kręcę początkowo zwykłą przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic. Zmianę robię zjeżdżając z bieżni P3 w stronę Piekła i tam wbijając na bieżnię P4. Takie małe ucho. Dalsze wyginanie to, zamiast pojechać od razu do Preczowa, ucho przez Ratanice. Potem po własnych śladach przez Sarnów i większość mojej wioski aż do ul. Kasztanowej. Tu znów ucho do piekarni, którą to podjeżdżam od strony Strzyżowic. Stamtąd już prosto do domu.
Kręciło się nawet nieźle choć nie za spiesznie. Wiatr i temperatura znacznie osłabiały podawanie nóg. Za to na całej trasie było spokojnie.
Rowerzystów wymiotło. Na bieżniach nie spotkałem nikogo. Nawet wędkarzy. To chyba jedyny solidny plus takiej pogody.
Kategoria Praca