DPOD
-
DST
46.00km
-
Teren
1.00km
-
Czas
02:27
-
VAVG
18.78km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Rozruch dość sprawny ale przez zakładanie przeciwdeszczy ostatecznie startuję o 6:05. Warunki wymagające. Wieje mniej więcej ze wschodu. Większość drogi jazda w kropli o różnej intensywności. Na jezdniach pełno wody po nocnych opadach. Temperatura też dupy nie urywa ale nie jest tragicznie. Wszystko to jednak przekłada się na słabsze tempo.
Trasa zwykła przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Przez chwilę miałem zamiar pojechać lekko naokoło spokojniejszą trasą ale tempo wykluczyło tą opcję. Miałbym za duże spóźnienie. To wariant na wcześniejszy start. Tak gdzieś na 5:55. Może następnym razem.
Sam przejazd spokojny, bez sensacji. Na mecie mam 3 min. obsuwy ale nie jestem jakoś specjalnie mokry. W kapciach nieco wody, płaszczo-peleryna upaprana ale poza tym ok.
Mimo raczej nędznej pogody zachciało mi się na powrocie nieco objazdów. Wdziane przeciwdeszcze nie były jakoś super konieczne bo w sumie nie padało. Większość drogi było coś na kształt mżawki. Płaszczo-peleryna bardziej chyba tym razem chroniła przed wiatrem, jak wodą.
Trasę kręcę początkowo zwykłą przez Mortimer i Reden w stronę Łęknic. Zmianę robię zjeżdżając z bieżni P3 w stronę Piekła i tam wbijając na bieżnię P4. Takie małe ucho. Dalsze wyginanie to, zamiast pojechać od razu do Preczowa, ucho przez Ratanice. Potem po własnych śladach przez Sarnów i większość mojej wioski aż do ul. Kasztanowej. Tu znów ucho do piekarni, którą to podjeżdżam od strony Strzyżowic. Stamtąd już prosto do domu.
Kręciło się nawet nieźle choć nie za spiesznie. Wiatr i temperatura znacznie osłabiały podawanie nóg. Za to na całej trasie było spokojnie.
Rowerzystów wymiotło. Na bieżniach nie spotkałem nikogo. Nawet wędkarzy. To chyba jedyny solidny plus takiej pogody.
Kategoria Praca