limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:1184.00 km (w terenie 152.00 km; 12.84%)
Czas w ruchu:66:38
Średnia prędkość:17.77 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:51.48 km i 2h 53m
Więcej statystyk

Dreamliner

  • DST 51.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 03:12
  • VAVG 15.94km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 3 grudnia 2012 | dodano: 03.12.2012

Dziś wziąłem dzień urlopu w celu przyglądnięcia się Dreamliner-owi. Że niby taki ładny, pojemy i ekonomiczny, i w ogóle, i w szczególe.
Wyruszam 8:20 od siebie bo przez noc sypnęło śniegiem i nie chcę się spóźnić. Planowane lądowanie w Pyrzowicach o 9:40. Jest więc niby czas ale sytuacja na drogach hm... U mnie lekko zmrożony śnieg. Potem chlapa, potem śnieg, i tak na zmianę. Jadę przez Górę Siewierską, Twardowice, Nową Wieś. Miejsca, gdzie normalnie puszczam klamki i lecę 50+ tym razem na hamulcach i przy 25 km/h stres, że zaraz pizgnę. Na szczęście chyba strach ma tylko wielkie oczy. Dojeżdżam do pasa lotniska a tam ruch jak w Rzymie. Okazuje się, że "oglądaczy" jest całkiem sporo. A uzbrojeni! Takie teleskopy niektórzy dźwigali, że strach. Przy takim sprzęcie moja "pstrykawka" wygląda mizernie.
Czekamy na przylot. Niektórzy są już tak przygotowani do focenia, że mają różne skanery i inne cuda i szybko się wydaje, że samolocik ma obsuwę w czasie. Będzie czekanie :-( Po godzinie się łaskawie zjawia (po drodze ląduję i przelatuje kilka innych maszyn). Szybki szpil i czas się zwijać. Objeżdżam pas od wschodu i przez Zendek jadę na zachodni kraniec. Tam znowu czekanie. W międzyczasie startuje "wizir". Jakiś czas po nim "Dream". Focenie i ruszam do domu przez Ożarowice, Sączów, Rogoźnik i Strzyżowice.
Wymarzłem jak diabli. Niby koło zera było ale stanie przy minimalnym ruchu i lekkim wiaterku wykańcza. Dobrze, że miałem termos z herbatką i ciuchy przeciwwiatrowe. Inaczej mogiła.

Dzień rowerowo jeszcze niezakończony. Mykam do serwisu po odbiór Srebrnej Strzały. Tak więc jeszcze kilka km dopnę dziś i przekroczę pewnie 13k km...

Zbiorkomem przerzucam się do Będzina gdzie z serwisu odbieram Strzałę na nowym napędzie. Zupełnie inna jazda. Może tym razem trochę wytrzyma. Nie udaje mi się dotrzeć przed zamknięciem do centrum ubezpieczeniowego więc polisa na Meridę będzie musiała nieco poczekać. Wracam do Lidla po zaopatrzenie i statecznie, z pełnymi sakwami, turlam się przez Łagiszę i Sarnów do domu.
Warunki do jazdy pogorszyły się dość znacznie. Jutro będzie szklaneczka. Łamię się czy nie przerzucić się na zbiorkom do czasu aż się nieco ociepli. Zobaczymy jak mi poranek podejdzie.

Pełna galeria tego, co mi się dziś ufociło (73 sztuki)


A lądowanie "Dream-a" wyglądało tak. Myk i po sprawie.


Okoliczności przyrody prezentowały się w ten sposób. I 2 na minusie.


Nie ja jeden czatowałem. I nie była to jedyna grupa.


Przed gwoździem programu była okazja potrenować składanie się do foto.


Przyszło znowu zdrowo wymarznąć na drugim końcu pasa nim główna atrakcja raczyła się ruszyć.


Poszło szybko i sprawnie.


Atrakcja zniknęła w sinej dali a mnie pozostało wrzucić młynki by się rozgrzać choć trochę w drodze do domu.


Kategoria Inne, Serwis

DOND - Tym razem rundka na zachód

  • DST 32.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 19.20km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 2 grudnia 2012 | dodano: 02.12.2012

Start po opóźnionym rozruchu czyli 15:20. Na początek wspinam się dla rozgrzewki na górkę paralotniarzy w Górze siewierskiej. Stamtąd terenem pod Ligęzę i asfaltem zjazd do Rogoźnika. Obok cmentarza w Dobieszowicach przeskakuję na drugą stronę autostrady i wyjeżdżam w Wymysłowie. Robi się już powoli ciemno. Wzdłuż tamy na zbiorniku Kozłowa Góra jadę do drogi Tarnowskie Góry - Piekary Śląskie i tam skręcam na Piekary. Kawałek ścieżką, resztę asfaltem jadę do świateł przed szpitalem i skręcam na Wojkowice. Prawie całą długością Wojkowic dojeżdżam do kościoła (tego od strony Grodźca) i skręcam na Strzyżowice i potem już prosto do siebie.
Chłodno. Nogi nie podają za dobrze przy tej temperaturze i napowietrzanie też się buntuje przy próbie pociśnięcia. Na płaskim tak 22-24 km/h. Jednak byle górka i prędkość spada do 15-19 km/h :-/
Aktywność społeczeństwa znikoma. Rowerzystów śladowo. Trochę więcej biegaczy.


Kategoria Inne

DOND - last man standing?

  • DST 61.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:21
  • VAVG 18.21km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 grudnia 2012 | dodano: 01.12.2012

Na starcie, czyli około 14:25, +3. Ruszam wymyślonym najprostszym kursem w stronę wschodniego krańca lotniska w Pyrzowicach. Stamtąd lasem do Siewierza. Po drodze przychodzi wdziać extra warstwę izolacyjną bo chłodek daje się we znaki. W Siewierzu mykam obok zamku i przez remontowany most w stronę Wojkowic Kościelnych. Po drodze uskuteczniam miniexplorację w nadziei znalezienia skrótu do ścieżki rowerowej ale okazuje się, że trafiam w ślepy zaułek. Wracam na znaną drogę i wbijam na ścieżkę rowerową kończącą się na Podwarpiu. Po drodze ścigam się przez chwilę z parą sarenek. W międzyczasie zdążyło zajść słońce i nad Pogorię 4 docieram kiedy zaczynają zapadać ciemności. Asfalcikiem jadę do Marianek spotykając po drodze tylko jednego rowerzystą. Oświetlonego, o dziwo. Dalej jadę na Zieloną i tam przerzucam się na ścieżkę rowerową wzdłuż wałów Czarnej Przemszy, którą dojeżdżam do Będzina. Odbijam na Teatr Dzieci Zagłębia i dalej w stronę dworca kolejowego. Zakotwiczam na trochę u qmpla. Wciągamy pizzę + 3 izobronki na głowę. Zbieram się od niego jakoś po 21:00. W związku z tym, że pewnie mam przekroczone 0,2 mykam bocznymi dróżkami i robię nocny terenowy powrót. Na początek przez Zamkowe do lasu grodzieckiego. Stamtąd przeskakuję do Grodźca i wertepkami jadę do Gródkowa pod restaurację "Pod Lwem". Przeskakuję asfalt na drugą stronę i wzdłuż lasu jadę do Gródkowa. Tam przerzucam się polami do Psar i bocznymi drogami docieram do domu mniej więcej o 22:00.
Zadziwiająco mało ludzi o tej porze a przecież nie było znowu aż tak zimno ani wietrznie. Przez chwilę miałem wrażenie, żem jedyny żywy na Pogorii 4.
I jeszcze wniosek z wieczornego powrotu: kto chce jutro jechać rano blaszakiem musi liczyć się ze skrobaniem. Spotkanie po drodze zaparkowane samochody ładnie oblodzone. Na polach roślinki pięknie pokryte szadzią. Jutrzejsze poranne zdjęcia powinny być super :-)


Kategoria Inne