DPOND - ciekawe jak blisko było?
-
DST
79.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
03:57
-
VAVG
20.00km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
+5 na starcie. Miejscami lekko mglisto. Dwa dni przerwy były więc nogi powinny podawać wyśmienicie a tymczasem jest jakbym wczoraj "dwusetkę" zrobił. Przynajmniej udało się wyjechać wcześniej i nie było presji czasowej. Powrót dziś planuję nieco wyciągnięty: Siewierz, Zendek, Świerklaniec, Dobieszowice. Zobaczymy czy będzie ochota na takie kółeczko.
Po pracy ruszam do centrum Dąbrowy Górniczej i dalej do Pogorii 3. Dojeżdżam do Piekła i asfaltem wzdłuż Pogorii IV do Wojkowic Kościelnych. Dalej Podwarpie i ścieżka rowerowa do Siewierza. Przy zamku robię kilka nocnych foto ale nic szczególnego. Zamek generalnie słabo oświetlony, nie tak jak będziński. A szkoda. Byłaby fajna wizytówka miasta i coś przyciągającego wieczorem.
Dalej ruszam przez las w kierunku Zendka. Jazda w ciemnościach po lesie ma coś w sobie. Raz na jakiś czas fajnie sobie takie coś zapodać tym bardziej, że w naszych lasach raczej nie grasują wilcy, wilkołaki, misie i inne takie ;-)
Wychynąwszy na asfalt w Zendku zaczynam podejrzewać się o wyczerpywanie rezerw sił ale postanawiam jeszcze trochę podciągnąć nim zarzucę coś do śmietnika. Udaje mi się dotoczyć całkiem sprawnie pod bramę przy zachodnim końcu pasa startowego lotniska w Pyrzowicach. Tam wciągam tabliczkę czekolady. Przez ten czas 2 samoloty zdążyły wylądować i jeden wystartował tyle, że widać było w sumie tylko światła. Próbowałem coś sfocić ale szybko dałem spokój. Za dnia może jeszcze by coś z tego wyszło. A przy okazji... 3 grudnia ma w Pyrzowicach lądować polski Dreamliner. Tak mi podrzucili pomysł żeby się tam wybrać i pofocić.
Spod lotniska jadę przez Ożarowice do Sączowa. Wdrapawszy się na górkę słyszę nagle za sobą pisk opon. Jakiś śpieszący musiał w ostatniej chwili mnie zauważyć i ostro hamował. Pewnie jechał dużo za szybko i gdyby nie to, że byłem i oświetlony i w odblaskach i w kamizelce to by mnie najzwyczajniej zgarnął. A tak skończyło się tylko na ścierpniętej skórze. Wyprzedziwszy mnie mignął ale wolałbym, żeby zamiast tego po prostu uważał. Aż strach pomyśleć co by się mogło stać, gdyby to był jeden z "batmanów", których wielu dziś po drodze widziałem. Bardzo jestem ciekaw ile brakło do tego, by sytuacja była nieciekawa. Wolałem jednak nie sprawdzać tylko od razu jak usłyszałem pisk, to uciekłem na trawkę. Dobrze, że było gdzie bo chwilę wcześniej musiałbym wykombinować coś, żeby się wybić nad 10 cm krawężnik.
Dalej w stronę Siemoni, Dobieszowic i Rogoźnika. Na zjeździe z Rogoźnika do Strzyżowic zadzwonił telefon. Sprawdzam. Marcin. Mówi, że zagina też trasę i właśnie jest na skrzyżowaniu niedaleko mojej kwatery. Mnie do tego miejsca brakuje może ze 2 km zjazdu. Spotykamy się na przystanku i chwila gadki. Potem jedziemy w stronę Lewiatana w Psarach i tam znowu dłuższa chwila gadki m. in. o planach przyszłorocznej wyprawy wzdłuż Wisły nad morze. Oj! Będzie ten przyszły rok ciekawy. I to bardzo jeśli plany tylko wypalą: Bieszczady, nad morze wzdłuż Wisły, Mazury... W końcu się żegnamy. Marcin rusza w stronę Pogorii 4 "ukręcić" jeszcze jakieś 20 km. Ja prosto do domu na futrunek, którego domaga się śmietnik.
Dzionek całkiem fajny do jazdy choć przy nawrotach w kierunku na wschód jakiś taki zawiewający wiaterek. Na szczęście nie za mocny.
Kategoria Praca
komentarze