Beskid Niski - Dzień 4
-
DST
59.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
06:00
-
VAVG
9.83km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dzień ślimaty od startu. Kapie. Przestaje. Kapie. Przestaje. I tak cały czas. Jednak siedzieć na kwaterze nie ma sensu a i kapanie takie raczej z kategorii małoszkodliwych. Zwykle ustaje, jak Ola kurtkę zakłada (mam przeciwdeszczówkę i nie zawaham się jej użyć). Tak też i jedziemy. W planach jest pokonanie grzbietem Magury Małostowskiej. Ale na początek trzeba się na ten grzbiet wspiąć. I jest trochę roboty bo podjazdy konkretne. Podobnie jak widoki :-)
Po drodze dalej a to jakby padało albo nie. Docieramy do schroniska na Magurze Małostowskiej i tam serwujemy sobie gorące napoje a ja dodatkowo pierogi z kapustą. Nieco ogrzani i podsuszeni jedziemy dalej. Tym razem przez las szlakiem. Klimatyczna droga. Mgła. Czasem coś kapnie. Szaro. Rewelacja. Na koniec oczywiście karkołomny zjazd asfaltem, gdzie jadę bardzo zachowawczo mając w pamięci, że tylny hamulec owszem trzyma ale najpierw trzeba go napompować. Ale i tak leci się bardzo szybko.
A potem się zaczęło. Droga, której nie ma ewentualnie objawia się czasem. Miał to być skrót. Dystansowo był. Czasowo ani trochę ale nam się nie spieszyło. Ponownie błotko, brody, skakanie przez drzewa, łażenie po skarpach. Czad :-]
No i widoki.
Wybywamy za jakiś czas znowu na asfalt. Zjeżdżamy tym co niedawno wjeżdżaliśmy by za chwilę ponownie się wspinać choć inną już drogą. Widoczki ciągle nie chcą być inne, niż zapierające dech.
Potem znowu wypych. Uślizgi na bocie. Zjazd po błocie i taaaaaaaaki pstrąg niedaleko zapory. Przez zaporę nie udaje nam się przedostać i trzeba objazd na około zrobić. Wracamy już po ciemku. Kolejny dzionek za nami. Aż trudno uwierzyć jak szybko poleciał przy dobrej zabawie.
Schronisko na Magurze Małostowskiej.
Kolejne spotkanie ze "smokiem".
We mgle przed siebie.
Mgła, opuszczony cmentarz, samotna dziewczyna... jak początek horroru ;-)
I początek terenowego hardcore-u.
Kawałki brodziło się normalnie w potoczku.
Tu było rzucanie rowerami przez drzewa.
Ony grzbiet, co to go dziewczyny mają za plecami, tośmy tak z godzinkę, dwie wcześniej jechali.
Powrót już w kompletnych ciemnościach. Jeziorko obejrzeliśmy dnia następnego z samochodu wracając do szarej rzeczywistości.
Link do galerii wszystkich zdjęć z wyjazdu
Kategoria Kilkudniowe
komentarze