DPOZD
-
DST
38.00km
-
Czas
01:57
-
VAVG
19.49km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
+17 na starcie. Szok termiczny. Dla odmiany wiatr z południa. Jak mi wypadło w tamtą stronę jechać, to straszna szarpanina. Poza tym ładne kolorki o wschodzie słońca ale z braku czasu niefocone.
Powrót w zupełnie innych warunkach. Cosik kapie. Nie żeby jakoś specjalnie ale w kupie z wiatrem to przyjemność z jazdy taka sobie. Dupa i wmordewind jakby się nie obrócić zawsze po tych samych stronach.
Na początek do Dąbrowy Górniczej wyskubać coś z bankomatu i do ProLine. Potem przez Warpie do Kauflanda w Będzinie. Z pełnymi sakwami statecznie przez Łagiszę i Sarnów do domu.
Pogoda chyba jakoś ludziom w głowach zaćmiła bo najpierw w Będzinie ostre hamowanie przed jakąś łajzą co lazła środkiem drogi by nagle skręcić mi prosto pod koło. Jego komentarz: "O! Rowerzysta." Nie wiem, nawalony? Naćpany? Potem w Łagiszy na pasach dziadek mi zjeżdża z chodnika. Dobrze, że tak z metr zapasu sobie zostawiam po prawej bo by mi się centralnie wrypał w korbę. Potem jeszcze inkszy dziadek w ostatniej chwili wchodzi mi na pasy. Stał, stał i jak byłem 3 metry od przejścia to wlazł. Nie wiem. Chyba będzie trzeba do rowerka jakieś ustrojstwo dające głos zamocować żeby brzęczało cały czas bo chyba za cichy jestem i do tego przezroczysty. Najlepiej coś takiego, że jak trąbnę to od razu zmiata ofiarę z toru jazdy.
No i temperaturki zaczynają się takie, że spalanie uruchamia się niemożebne. 2 godzinki na rowerze i znowu głodny a tyle co przed wyjściem z pracy wszamałem drożdżówkę. Nie wyrobię na żarcie :-/
Kategoria Praca
komentarze