Goczałkowice z Marcinem
-
DST
172.00km
-
Teren
20.00km
-
Czas
09:15
-
VAVG
18.59km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Organizatorem mojego dzisiejszego dnia rowerowego i nie tylko był Marcin.
Jechał ze swoim tatą w odwiedziny do braci w Goczałkowicach do sanatorium.
Tak więc początek to jazda do Sosnowca na umówione spotkanie. Dojechane o czasie bez napinek. Na miejscu jest już Pan Rysiek a w chwilę później jest i Tata Marcina i on sam. Ruszamy do Szopienic, gdzie mamy się jeszcze spotkać z ostatnim uczestnikiem wyjazdu, Darkiem z Mysłowic.
Dalej trasy nie będę opisywał bo na mapce jest wszystko.
Podróż z różnymi przygodami. Niedaleko Janiny w rowerze Taty Marcina strzela oś z tyłu. Marcin i Pan Rysiek zabierają uszkodzone koło i ganiają w poszukiwaniu czynnego serwisu, który by naprawił usterkę na poczekaniu. Udaje się choć obsuwa w czasie to 1,5h.
Po drodze już większych problemów nie było (poza komarami). Docieramy na miejsce.
Tutaj szamamy bardzo smaczny obiad (lokal zarekomendowany przez Marcina staje na wysokości zadania) a potem wybieramy się z jednym z braci Marcina na mały objazd po Goczałkowicach. Głównie wertepkowo. Wpadamy na Zaporę, tam mały sprint, i wracamy asfaltem do startu.
Żegnamy się z chłopakami i rozpoczynamy powrót. "Na Garmina". Czyli jest wesoło bo urządzonko dodaje do prostej trasy pogięte pętelki. Dodatkowo uwalony zaczep nie pozwala mi zamocować go na kierownicy i tak mi dynda przytroczony do plecaka. Jazda i ciągłe zerkanie nie bardzo działają i trochę odbijamy od trasy. Wkurzony robię prowizorkę na paski samozaciskowe i jedziemy dalej. Nie jest idealnie ale musi być. Generalnie do Imielina to jedziemy na GPS-a. Potem Prowadzi Darek. W końcu to jego tereny.
Już po zachodzie słońca dojeżdżamy do Mysłowiec, gdzie żegna się z nami Darek. We czterech jedziemy do Sosnowca. Po drodze jakaś młoda para odpalała lampiony więc chwilę stanęliśmy pogapić się. I tu się żegnam z Panem Ryśkiem i Tatą Marcina. Oni uderzają na Zagórze a Marcin i ja jedziemy do Będzina.
Żegnamy się na moście nad Czarną Przemszą i Marcin zawija do Dąbrowy Górniczej i dalej do siebie a ja przez Gródków, najkrótszą drogą, do siebie.
Obaj docieramy niemal o tej samej godzinie
Dzień fantastycznie spędzony. Zgrana grupa, świetna pogoda, nienajgorszy kilometraż, trochę przygód, kupa śmiechu. Mam nadzieję, że jutro na Ogrodzieńcu wyrobię.
Dostawa naprawionego koła.
Foto po objeździe na zaporze.
Obowiązkowe foto w Pszczynie.
Link do pełnej galerii
Kategoria Inne
komentarze