limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Żem się jednak w ten baniak mocno tyrpnął

  • DST 112.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 05:45
  • VAVG 19.48km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano: 21.06.2012

Rano lekarz stwierdza, że skoro nic mi się nie działo przez dzień i noc to mogę wybyć do domu. Zmiana opatrunku i wychodzę.
Odbiera mnie brat i zawozi od razu do serwisu rowerowego, gdzie kupuję nowy kask.
Taki, o:


Podobno "miszcze" jeżdżą w takich ;-P

Brat odwozi mnie do domu i tu przebiórka w obciski i w drogę. Rowerem, żeby nie było. Najpierw do pracy po RMUA. Stamtąd do szpitala po ZLA. Ze szpitala ze ZLA do pracy oddać ono. Tak więc pierwsze 45 km tego dnia przez ZUS. Jechało się fajnie. W pracy jeszcze załatwiam trochę papierków związanych z dokumentacją Wypadku W Drodze Do Pracy i na wylocie dzwonię do Marcina, czy ma luzy. Mówi, że ma i spotykamy się u niego pod domem. Przybywa tam też Piotr. Chwila rozmowy i ruszamy. Ponieważ po szpitalnym wikcie miałem straszną ochotę zjeść coś niekoniecznie zdrowego ale zdecydowanie kalorycznego i chodziła mi pizza po głowie więc powiedziałem, że mają mnie podprowadzić do jakiegoś lokalu, gdzie można wbić z rowerem i zjeść takie cuś. Lądujemy w pizzerii przy rondzie Aleja Róż. Wszamaliśmy co nam podali i w końcu przestałem być głodny :-) Jedziemy pod antykwariat i tam spotykamy Dawida (o ile nie przekręciłem imienia, mam z tym problemy od baaaardzo dawna) na ostrzaku. Jedziemy razem na P3 i objeżdżamy zbiornik od zachodu i północy w kierunku przystani. Tam się z chłopakami żegnamy i we dwóch z Marcinem jedziemy dalej. A dalej to mnie wodził Marcin. Gdzie, to na śladzie widać. W każdym bądź razie jechało się fajnie. Po drodze przelecieliśmy obok Kwatery Głównej Moniki i przez kilka innych miejsc, których już nie mam siły wymieniać.


Gdzieś w polach panorama na Hutę Katowice.


Tankowanie i futrunek naprzeciw straży pożarnej w Tucznawie.


Po drodze trochę pokapało ale niegroźnie. Za to objawiła się tęcza.


Wiatrak na Zawarpiu. Tam zawitaliśmy po tym, jak nam się szwędacze odpaliły.


A żeby nie było, że piszę brednie o "miszczach" to obrazek z dziś z Dąbia.


Kategoria Inne, Praca


komentarze
limit
| 11:46 piątek, 22 czerwca 2012 | linkuj :-) Trochę jak mi łeb skakał na wertepach to się musiałem hamować ale poza tym nie było źle.
lukasz78
| 10:57 piątek, 22 czerwca 2012 | linkuj Ładny dystansik, jak widać problemy z integralnością głowy sprzyjają rowerowaniu :))
limit
| 09:03 piątek, 22 czerwca 2012 | linkuj :-D Amiga: Dzięki za pocieszenie :-)
amiga
| 08:15 piątek, 22 czerwca 2012 | linkuj Hmm. Patrząc po sladzie GPS to z głową masz wszystko w porządku, ślad tak samo pogmatwany jak zawsze ;P
gozdi89
| 23:27 czwartek, 21 czerwca 2012 | linkuj kurczę muszę bardziej nad tą trasą popracować bo trochę nie kompletna ta ósemka mi wyszła. Ale to chyba przez efekt Szwędacza i chęć wyciulania deszczowej chmury.
surf-removed
| 22:50 czwartek, 21 czerwca 2012 | linkuj Banieczka, to zawsze trochę strachu, też to przechodziłem, grunt, ze jest oki :)
limit
| 21:28 czwartek, 21 czerwca 2012 | linkuj Tylne koło zdecentrowane. Tyle na szybko miałem okazję przyuważyć. Czy coś jeszcze to jutro sobie za dnia sprawdzę. Dziś nie bardzo był czas.
Doms
| 21:17 czwartek, 21 czerwca 2012 | linkuj No tak nie ma to jak po wypadku walnąć sobie setkę :D
Adam dobrze, że jesteś cały. Co z Meridą? Ucierpiała coś?
avacs
| 20:59 czwartek, 21 czerwca 2012 | linkuj No ślad z GPS rzeczywiście trochę potrzeszczały. Dobrze że nic poważnego Ci się nie stało
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!