Prywatna Zabrzańska Masa Krytyczna
-
DST
122.00km
-
Teren
10.00km
-
Czas
06:20
-
VAVG
19.26km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Takiego dnia dawno już nie miałem.
Rano niewinne standardowe 16 km do pracy. +5.
Na popołudnie była w planach Masa Krytyczna w Zabrzu. Asekuracyjnie wyjechałem z pracy o 15:50 i od razu surprise. Wykręciła się lewa śruba mocująca bagażnik i sakwa telepała się jak opętana. Chwila namysłu, kilka chwil dłubania i prowizorka gotowa dzięki wygrzebanej z tajnych zapasów śrubie. Pojawia się obsuwa w czasie.
Na Mecu jestem dopiero o 16:15 a tu jeszcze trzeba dociągnąć na 16:30 do PTTK.
Nie pozostaje nic innego jak solidnie naginać. Światła w ogóle nie współpracują. Wszystkie czerwone. Ale wyrabiam się na czas. Tel do Marcina i spotykamy się na drodze w kierunku Stawików.
Teraz zaczyna się naginanie żeby wyrobić się na czas do Katowic na Rynek, gdzie mieliśmy się spotkać z Tomkiem. Niektóre światła po drodze były bardziej skore do współpracy ale nie wszystkie. Jednak udaje się dojechać ciut przed czasem.
Na miejscu jest Tomek i jeszcze jedna osoba. Chwila gadki. Wrzucam dziebko kalorii na ruszt i ruszamy. Prowadzi Marcin. W godzinę mamy dociągnąć do Zabrza.
Jedziemy trasą, którą jeszcze nie jechałem. Mam wrażenie, że po drodze jest zadziwiająco dużo pagórków. Tempo w granicach górnych moich możliwości.
Niestety spóźniamy się na start Masy jakieś 10 minut. Decydujemy, że pokręcimy się po mieście z nadzieją, że gdzieś Masę po drodze dogonimy. Niestety przez godzinę kręcenia się po zupełnie nieznanym mieście wracamy na rynek. Marcin przyuważa kilku rowerzystów i rzuca hasło, że Masa jedzie. Doganiamy ich i razem dojeżdżamy do końca.
Potem wizyta w Żabce w celu uzupełnienia zapasów płynów i kalorii. Chwila futrunku i ruszamy. Kolega, z którym jedziemy pierwszy raz, jest z Katowic i postanawiamy go odprowadzić do Chorzowa. Prowadzi Garmin czyli będzie ciekawie.
Robi się ciemno, zaczyna padać deszcz a my wbijamy w teren, którym kiedyś wracaliśmy z Masy we dwóch: Tomek i ja. Deszcz się rozpędza. Chronimy się w tunelu czekając aż nieco zelżeje ale na to się nie zanosi. Asfaltami jedziemy dalej. Aż do Bytomia po drodze strumienie i rozlewiska i zaiwaniający deszcz. Mokre wszystko. W Bytomiu chwila postoju i potem dalej gnamy do Chorzowa. Mała rundka po parku zatrzymujemy się przy kolejce na chwilę rozmowy i wymianę kontaktów. Nowy kolega ma na imię Rysiek. Pomimo przygód terenowo-pogodowych chyba mu przypadła do gustu jazda z nami. Nam z Nim również jechało się dobrze. Za kotwicę robiłem najczęściej ja :-/ W końcu żegnamy się około 22:10 i ruszamy w dalszą drogę już we trzech. Na ścieżkę rowerową do Katowic, potem dalej na Pętlę Słoneczną, Siemianowice Śląskie. Odbijamy po drodze inaczej niż zwykle, bo Doms mi kiedyś powiedział, że jest skrót do Czeladzi. Więc go próbujemy. Coś nam poszło nie tak. Wdrapujemy się na jakąś hałdę gruzu i przez chwilę motamy się szukając wyjazdu z niej przy okazji taplając się nieco w błotku i kałużach. W końcu trafiamy "do wyjścia" i lądujemy w Czeladzi. Wjeżdżamy na Rynek, gdzie Tomek robi nam "zbiorowe" zdjęcie. W ogóle, to za fotografa robił dziś Tomek. Później zlinkuję kilka zdjęć od niego.
Na Rynku żegnamy się. Marcin i Tomek jadą w swoją stronę, chyba na Będzin. Ja odbijam na Grodziec (klinkierkiem) i dalej na Gródków i do siebie.
Do domu dojeżdżam kompletnie wykończony tuż przed północą.
Dzień rowerowo rewelacyjny. Pogoda dodała tylko nieco extra wrażeń.
Jutro, a właściwie już dziś, zlot na Dorotce. Mam nadzieję, że dam radę choć przy dzisiejszej jeździe, to powinien być spacerek.
Później wrzucę jeszcze ślad z GPS-a bo aż sam jestem ciekaw, gdzie to nas Garmin wodził na manowce.
Kategoria Praca
komentarze
olo: dystans dystansem ale jakie emocje w czasie wypadu zwłaszcza powrót.