limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Bunkrów nie było...

  • DST 55.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:58
  • VAVG 18.54km/h
  • Sprzęt Merida Matts TFS 100D
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 10 kwietnia 2012 | dodano: 10.04.2012

... czyli takie tam DPOND

Rano standardowe 16km. -2. Ochraniacze w użyciu. Wyjechałem spóźniony, dojechałem spóźniony. Czyli norma.

Po pracy najpierw do PTTK. Trochę tam zeszło. Prelekcja na temat jednego z sosnowieckich kościołów i jego renowacji oraz nieco ustaleń przed sobotnim zjazdem na Dorotce. Potem z Marcinem i Pawłem pojechaliśmy znowu na Zagórze. Stamtąd do McDonalds-a (czy jak to się tam pisze) wrzucić cokolwiek na ruszt. Stamtąd obok Auchana i przez Chemiczną w stronę Czeladzi. Na Grota-Roweckiego żegnamy się z Pawłem i jedziemy we dwóch w stronę Milowic. Tam wzdłuż Brynicy jedziemy już prosto do Czeladzi. Po drodze (i po zmroku) merda mi się droga (czyli bunkrów nie ma) i jedziemy na pałę przed siebie (ale też jest zajebiście). Wyjeżdżamy niedaleko świateł koło stacji benzynowej i jedziemy w stronę Rynku. Zatrzymujemy się przy kościele gdzie robię foto Marcinowi, który chciał mieć "dowód życia" z dzisiejszej jazdy. Razem jedziemy jeszcze klinkierkiem do Grodźca i na skrzyżowaniu przy kościele żegnamy się. Marcin jedzie w stronę Będzina, ja do siebie na Gródków.
Pogoda generalnie niezła ale jeszcze do upałów daleko. W okolicach zachodu słońca trochę zaczęło wiać i przyszło wbić się w extra izolację.
Poza tym jechało się całkiem nieźle.

GPS: -3. Albo i lepiej. Pewnie gdzieś tak z 1,5 km mi uciekło z licznika ale co tam.


"Dowód życia"


"Inkszy" kawałek Czeladzi.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!