Fart? Niefart?
-
DST
68.00km
-
Teren
25.00km
-
Czas
03:33
-
VAVG
19.15km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan, planem wykonanie sobie. Sporo z planu udało mi się zrealizować.
Wystartowałem zamiast o 11:00, jak planowałem, to dopiero przed 14:00. Najpierw w miarę najkrótszą drogą (choć trochę wertepami) pojechałem do Sarnowa, potem do Preczowa i wzdłuż Pogorii IV (30+) do Wojkowic Kościelnych. Stamtąd do Trzebiesławic gdzie wbiłem na ścieżkę rowerową (ładny, szeroki szuterek) gdzie też ze słuszną prędkością 30km/h pognałem do Siewierza. A pognać się da bo większość tej ścieżki w tamtym kierunku biegnie w dół. Potem koło zamku w Siewierzu (na parkinkgu jakiś hm... osobnik uparł się spalić gumy w BMW i to nie ruszając tylko robiąc regularne kółka; cyknąłem foto). Potem pod trasą Katowice-Częstochowa przejechałem na stronę zachodnią Siewierza i wbiłem w las. Tuż po przejechaniu torów minęła mnie grupa na koniach. Grubo powyżej 10 osób. Może nawet ze 20.
W lesie spędziłem trochę czasu. Kluczyłem to tu, to tam w drodze do Strąkowa. Kilka a może nawet -naście razy się zatrzymywałem zrobić foto. Głównymi obiektami były grzyby (w większości te jadanle raz) i kolorowe drzewa (a dużo ich tam było). Raz zrobiłem też eksperyment z robieniem zdjęcia samemu sobie.
W środku lasu niesamowita cisza. Dzień był bezwietrzny więc nie miało co szumieć. Aż się chciało usiąść i po prostu tego braku odgłosów posłuchać. Czasem tylko jakiś ptak dawał znak życia.
Po drodze coś mi przerzutka zastrajkowała i przerzuciła łańcuch z tyłu za największe kółko. Łańcuch się zaklinował między nim a szprychami i musiałem się z nim trochę poszarpać przy okazji upier(man)doliwszy się smarem. Jak już było wszystko na miejscu to musiałem jakoś łapy doszorować z tego lepkiego badziewia. Z kilku praktycznych prób terenowych najlepszą metodą jest piasek lub ziemia. Sporo smaru się z tym zabiera jak wetrzeć w ręce. Potem dobra jest kałuża a z braku np. mokra trawa. To co zostanie to odrobiną wody i w jakąś szmatę czy chusteczkę. I tu pytanie: jaki trzeba mieć fart żeby nabierając przypadkową garść piaszczystej ziemi znaleźć w niej wystrzelony nabój? Mnie się ta sztuka udała (czy też raczej przytrafiła).
Z lasów wychynąłem w Strąkowie. Stamtąd asfaltami pomknąłem do Zendka gdzie daleko przed sobą zobaczyłem zieloną kamizelkę. Oczywiscie włączyła mi się "pogoń". Dojechałem rowerzystę przed Ożarowicami przy lotnisku. Okazało się, że to "szosowiec" z Bytomia. Chwilę pogadaliśmy jadąc wspólnie przez Ożarowice. Żeby nie było: to nie ja tak pociskałem tylko "szosowiec" tak relaksacyjnie jechał. Bytomianin odbił w Ożarowicach na Miasteczko Śląskie a ja pojechałem prosto na Sączów. Przed Sączowem wjechałem w szutrową drgoę, która doprowadziła mnie do Tąpkowic (tu cykam zdjęcie bunkra). Z Tąpkowic pojechałem na Ossy i tu wjechałem w las na drogę w stronę Wymysłowa. Po drodze mała odchyłka i zdjęcie kolejnego bunkra (tym razem mniejszego - wlazłem i do niego i na niego).
Potem już prosto do Wymysłowa. Odpuściłem Świerklaniec bo już było ciemno. Ruszyłem już prostą drogą do domu przez Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice. W Dobieszowicach jeszcz zatrzymałem się na wiadukcie nad budowaną autostradą i cyknąłem ze 2 fotki.
Świetna pogoda. Ciepło. Chwilami pojawiało się słońce. Bezwietrznie. Dopiero gdzieś tak godzinę po zachodzie zaczęło się robić zauważalnie chłodniej. Jechało się rewelacyjnie.
Kategoria Inne