limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Fart? Niefart?

  • DST 68.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 19.15km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 października 2011 | dodano: 29.10.2011

Plan, planem wykonanie sobie. Sporo z planu udało mi się zrealizować.
Wystartowałem zamiast o 11:00, jak planowałem, to dopiero przed 14:00. Najpierw w miarę najkrótszą drogą (choć trochę wertepami) pojechałem do Sarnowa, potem do Preczowa i wzdłuż Pogorii IV (30+) do Wojkowic Kościelnych. Stamtąd do Trzebiesławic gdzie wbiłem na ścieżkę rowerową (ładny, szeroki szuterek) gdzie też ze słuszną prędkością 30km/h pognałem do Siewierza. A pognać się da bo większość tej ścieżki w tamtym kierunku biegnie w dół. Potem koło zamku w Siewierzu (na parkinkgu jakiś hm... osobnik uparł się spalić gumy w BMW i to nie ruszając tylko robiąc regularne kółka; cyknąłem foto). Potem pod trasą Katowice-Częstochowa przejechałem na stronę zachodnią Siewierza i wbiłem w las. Tuż po przejechaniu torów minęła mnie grupa na koniach. Grubo powyżej 10 osób. Może nawet ze 20.
W lesie spędziłem trochę czasu. Kluczyłem to tu, to tam w drodze do Strąkowa. Kilka a może nawet -naście razy się zatrzymywałem zrobić foto. Głównymi obiektami były grzyby (w większości te jadanle raz) i kolorowe drzewa (a dużo ich tam było). Raz zrobiłem też eksperyment z robieniem zdjęcia samemu sobie.
W środku lasu niesamowita cisza. Dzień był bezwietrzny więc nie miało co szumieć. Aż się chciało usiąść i po prostu tego braku odgłosów posłuchać. Czasem tylko jakiś ptak dawał znak życia.
Po drodze coś mi przerzutka zastrajkowała i przerzuciła łańcuch z tyłu za największe kółko. Łańcuch się zaklinował między nim a szprychami i musiałem się z nim trochę poszarpać przy okazji upier(man)doliwszy się smarem. Jak już było wszystko na miejscu to musiałem jakoś łapy doszorować z tego lepkiego badziewia. Z kilku praktycznych prób terenowych najlepszą metodą jest piasek lub ziemia. Sporo smaru się z tym zabiera jak wetrzeć w ręce. Potem dobra jest kałuża a z braku np. mokra trawa. To co zostanie to odrobiną wody i w jakąś szmatę czy chusteczkę. I tu pytanie: jaki trzeba mieć fart żeby nabierając przypadkową garść piaszczystej ziemi znaleźć w niej wystrzelony nabój? Mnie się ta sztuka udała (czy też raczej przytrafiła).
Z lasów wychynąłem w Strąkowie. Stamtąd asfaltami pomknąłem do Zendka gdzie daleko przed sobą zobaczyłem zieloną kamizelkę. Oczywiscie włączyła mi się "pogoń". Dojechałem rowerzystę przed Ożarowicami przy lotnisku. Okazało się, że to "szosowiec" z Bytomia. Chwilę pogadaliśmy jadąc wspólnie przez Ożarowice. Żeby nie było: to nie ja tak pociskałem tylko "szosowiec" tak relaksacyjnie jechał. Bytomianin odbił w Ożarowicach na Miasteczko Śląskie a ja pojechałem prosto na Sączów. Przed Sączowem wjechałem w szutrową drgoę, która doprowadziła mnie do Tąpkowic (tu cykam zdjęcie bunkra). Z Tąpkowic pojechałem na Ossy i tu wjechałem w las na drogę w stronę Wymysłowa. Po drodze mała odchyłka i zdjęcie kolejnego bunkra (tym razem mniejszego - wlazłem i do niego i na niego).
Potem już prosto do Wymysłowa. Odpuściłem Świerklaniec bo już było ciemno. Ruszyłem już prostą drogą do domu przez Dobieszowice, Rogoźnik i Strzyżowice. W Dobieszowicach jeszcz zatrzymałem się na wiadukcie nad budowaną autostradą i cyknąłem ze 2 fotki.
Świetna pogoda. Ciepło. Chwilami pojawiało się słońce. Bezwietrznie. Dopiero gdzieś tak godzinę po zachodzie zaczęło się robić zauważalnie chłodniej. Jechało się rewelacyjnie.


Kategoria Inne


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!