Wzięło się uwzięło...
-
DST
50.00km
-
Teren
5.00km
-
Czas
02:42
-
VAVG
18.52km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
... coś na mnie.
Rano "szesnastka" ale zupełnie niestandardowa. Tzn. trasa tak. Do połowy było ok. W Będzinie robię minut kilka postoju na zakup extra kalorii do tych, co zabieram z domu. Takoż i dziś było. Pakuję żarło do torby i ruszam. A tu z prawego pedała jakoś dziwnie. Już wczoraj przy Rogoźniku miałem wrażenie, że jakby "pływał" trochę ale że się kręcił to nie oglądałem go zbyt dokładnie.
A tu z rana musiałem. Skubany się zaklinował. Depnąłem mocniej i zaczął się kręcić. I schodzić z ośki. 8km i już wkurw niemożebny. Tak z samego rana. A miałem już obsuwę w czasie. Wiele wymyślić się nie dało. Wpakowałem go do taśki i dalej w drogę. Jazda była do dupy. Dwa kilometry dalej jeszcze GPS zażądał żarcia. Kolejne kilka minut w plecy. Doturlałem się do pracy jakieś 15 min. spóźniony.
Po pracy miałem plana do Siewierza pojechać i potem lasami wrócić do Zadzienia, objechać lotnisko i wrócić przez Sączów do siebie. Miało wiać ze wschodu więc by się dobrze jechało. Z planów wyszło nic.
Zamiast tego tel do mojego zwykłego serwisu czy mają pedały na maszynkach. Nie mieli. Pozostało uderzyć do konkurencji. Pojechałem do Dąbrowy Górniczej i w sklepie niedaleko szpitala dokonałem zakupu nowych. 59 zetów. Od razu na miejscu założone. Stare do woreczka i jak znajdę kwit to pójdę do gościa i spróbuję reklamować. Podobno 12 m-cy gwarancji. Po prawdzie to nie wyglądają na uszkodzone tylko rozkręcone ale co tam. Albo mi je poskłada na miejscu albo niech idą do reklamacji. W końcu mają ponad 2,6 tys. km to się mogły już wyciorać.
Że dnia trochę zostało to objazdowo wróciłem do domu. Najpierw trochę przez Pogorię III, potem obok "Trzynastki" na Pogorię IV. Z "czwórki" odbiłem obok knajpy co to się reklamuje "Lody, coś-tam, i co kto chce" na asfalt i dojechałem do trasy Katowice-Częstochowa. Pojechałem kawałek w kierunku Katowic i wjechałem do lasu na drogę, z nielubianych przeze mnie betonowych płyt, do Malinowic. Ponieważ płyt nie lubię to odbiłem zaraz w prawo za "drzwiami do lasu" i dojechałem do Chrobakowego. Tam niedaleko takiego jednego miejsca, gdzie można sobie zatoki przeczyścić (kurza ferma? świniarnia? - wali jak diabli chociaż dziś nie bardzo) odbiłem w polną drogę. Na początku fajnie się jechało. Potem droga zaczęła powoli zanikać i w końcu albo była to ścieżka piesza albo po jakimś zwierzaku. Odbiłem na nieco wyraźniejszą na polach i wyjechałem przy drodze z Dąbia do Toporowic. Przez Dąbie pojechałem w stronę Góry Siewierskiej ale po drodze odbiłem na serpentynkę na Brzękowice Wał. Ktoś mi mówił, że tam się ludzie budują, nowe drogi itp. I faktycznie. Mało śmigany, świeży asfalcik. Od niego nowe brukowane uliczki. Kilka nowych domów. Kawał czasu mnie tam musiało nie być.
Dojechałem do Góry Siewierskiej i potem już prosto przez las w stronę Strzyżowic i do domu. Kwadrans później zaczłęo solidniej padać.
Kategoria Praca
komentarze