limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Wyrypa

  • DST 125.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 08:30
  • VAVG 14.71km/h
  • Sprzęt Kiedyś Giant
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 1 października 2011 | dodano: 02.10.2011

Wyrypa - to jedyne, jak można tą akcję określić.
Dla mnie zaczęło się o 3:00 nad ranem pobudką i przygotowaniami do startu. Wyjechałem z domu o 4:30 na spotkanie z Tomkiem na Zagórzu. Na umówione miejsce dotarłem kilka minut przed czasem. Zadzwoniłem do Tomka i okazało się, że mu nie odpalił budzik w komórce i będzie miał obsuwę w czasie. Powiedział, że nas dogoni i żebym na spotkanie z Jackiem i Krzyśkiem jechał sam. Pojechałem więc dalej na Klimontów i tam czekając na spotkanie wszamałem małe conieco. Przyjechał najpierw Jacek, chwilę potem Krzysiek. Razem ruszyliśmy w stronę Mysłowic. Po drodze dogonił nas Tomek.
W drodze do dworca w Katowicach Piotrowicach ekipa powoli się rozrastała i na miejsce dojechaliśmy już w siedmiu. Na żartach i opowieściach przeleciał czas oczekiwania na pociąg. Zapakowaliśmy się z rowerami do pojazdu, co proste nie było, bo inni amatorzy górskich rajdów już zdążyli zapełnić przedział bagażowy dość konkretnie. W wesołej atmosferze dojechaliśmy do Węgierskiej Górki.
Początek awantury w górach był, jak się później okazało, "lajtowy". Trochę stromizny po asfalcie ale spokojnie do wjechania. W miejscu, gdzie wbijaliśmy na szlak odbył się pierwszy postój. Przebieranki, karmienie, pojenie i inne czynności przedstartowe. A potem się zaczęło. Podjazdy. Po "kamcorach". I tak już było do końca. Tzn. z małymi przerwami gdzie na zjazdach albo płaskich kawałkach były bajorka z błotem albo przepływające strumienie. A czasem wszystko na raz: pod górę, "kamcory", strumienie.
I tu chwila na refleksję. Nie mając pojęcia jak to będzie wyglądało, okazało się, że jestem zupełnie nieprzygotowany do takiej akcji. Zabrałem na bagażnik obie torby. Nie zapakowane zbyt pełno ale jednak na taką trasę dużo za ciężkie. Łatwiejszymi kawałkami dało się z tym bociążeniem wjechać, ale miejsca gdzie trzeba było prowadzić dały mi popalić. Nie wyrabiałem rękami prowadzić pojazdu i wlokłem się w ogonku. Chłopaki litościwie co jakiś czas na mnie czekali.
Co prawda Jacek pocieszał mnie, że tego dnia wybrana trasa była dużo trudniejsza, niż tydzień wcześniej ale jednak nie zmieniało to faktu, że i tak za ostra jak na to co ze sobą wlokłem.
Poza tym, jednak rower jest do jazdy i prowadzenie go kilometrami jakoś nie dostarczało mi przyjemności ;-) Wolę trasę mniej dla harpaganów ale za to taką, gdzie podprowadzanie ogranicza się do niezbędnego minimum (po kilkaset metrów max).
Chłopaki jednak sporą część tego co ja prowadziłem, wjeżdżali. Zwłaszcza Krzysiek darł po takich miejscach gdzie reszta już wymiękała. Skąd tą parę w nogach miał, to nie wiem, ale miał jej sporo. Potem, jak się spotkaliśmy w Żywcu, właściwie nie wyglądał na jakoś specjalnie zmachanego. Czego nie dało się powiedzieć o niektórych z pozostałej szóstki :-p
Pod schroniskiem na Rysiance zrobiliśmy sobie dłuższy postój regeneracyjny. Tam obwieściłem ekipie, że z moim zestawem bagażu to ja nie wyrobię na dalszej trasie po takich szlakach (zwłaszcza, że to były szlaki piesze a nie rowerowe) i będę zjeżdżał do asfaltu i drogami bardziej dla rowerów pojadę do Żywca. Jacek podjął taką samą decyzję. Też miał na rowerze sakwy i choć szło mu dużo lepiej niż mnie, to jednak też lekko mu nie było.
Pożegnaliśmy się i razem z Jackiem, czarnym szlakiem, zjechaliśmy do Złatnej a potem już asfaltami, przez Ujsoły, Rajczę, Milówkę i Węgierską Górkę pojechaliśmy do Żywca. Do miasta dotarliśmy około 17:30. Kupiliśmy bilety na pociąg do Katowic po 19:30. Jacek nawiązał łącznosć z ekipą udrzającą na Pilsko. Chłopaki byli już w drodze do Żywca po zdobyciu szczytu. Planowali zdążyć na ten sam pociąg co my.
Mając sporo czasu pojechaliśmy na rynek rozprawić się z wielką pizzą i browarkiem (Jacek w wersji legalnej - 0,3l, ja w wersji nielegalnej - 0,5l, jakoś nie chciało mi się sobie odmawiać :-D ).
Potem niespieszny powrót na dworzec i oczekiwanie na pojazd do domu. Około 19:00 kas dopadła reszta grupy. Z tryumfem obwieścili zdobycie kolejnego szczytu na rowerach (choć nie cała szóstka tam się wdrapała). Potem 2 godziny w pociągu do Katowic i pierwsze pożegnania na Dworcu.
W pięciu ruszyliśmy do Sosnowca. Po drodze do siebie odbił Krzysiek. Potem Jacek znalazł się blisko domu więc się z nim pożegnaliśmy. Potem drugi Krzysiek odbił do siebie i już tylko z Tomkiem pojechałem na Zagórze. Tam nam zeszło coś z pół godziny na gadce na tematy rowerowe i w końcu się pożegnaliśmy.
Ruszyłem do centrum Dąbrowy za jakimś nieznanym bajkerem (a może bajkerką - w ciemnościach nie bardzo rozróżniałem i po prawdzie, to byłem już na granicy snu), który pociągnął mnie w niezłym tempie od Mecu do górki koło Expo Silesia. Bajker odbił w stronę Gołonoga a ja koło dworca PKP w centrum, przez Zieloną, Preczów i Sarnów dojechałem do siebie trochę przed północą.
Miałem plana jeszcze wbić relację z wypadu i nawet kompa odpaliłem, ale przy nim zasnąłem.

Całą drogę, jaką mi zmierzył GPS to było 138 kilometrów ale odjąłem sporo na to co było prowadzone bo nie uznaję teog jako jazdę. Jako teren policzyłem tylko to, co nie było na asfalcie jechane.


Na mapce to co jest w profilu wysokości linią prostą, to czas jazdy pociągiem, kiedy GPS miałem wyłączony.


Po drodze było tak...


...tak...


...i tak.


Widoki? O czymś takim się nie pisze. Się jedzie i ogląda.


Rzut beretem od Rysianki. Co nie znaczy, że dalej było łatwo.


Schronisko Rysianka.


Dla informacji: przejście na ścieżce rowerowej.


Po walce z pizzą w Żywcu.


Harpagany.


To też harpagany.

Pełna galeria




komentarze
limit
| 17:37 niedziela, 2 października 2011 | linkuj Kupię jakiegoś taniego "pędraka" i wgram na niego foty. Przy najbliższej okazji dam Ci go do ręki i sobie zgrasz w domu na spokojnie wszystko.
Z wcześniejszych wypadów foty też tam powrzucam. Oddasz flasza przy kolejnej okazji.
accjacek
| 17:21 niedziela, 2 października 2011 | linkuj to zostaw na noc
limit
| 17:19 niedziela, 2 października 2011 | linkuj A dziękuję bardzo :-) Staram się jak mogę zrobić przyzwoite foto ale za często coś wychodzi nie tak jak bym chciał.
Więcej zdjęć niż tu, na bikestats, jest pod linkiem "Pełna galeria" pod ostatnim zdjęciem. Choć to jeszcze nie wszystkie bo było ich więcej ale te co załadowałem już i tak masakrycznie długo się uploadowały.
accjacek
| 14:16 niedziela, 2 października 2011 | linkuj a pisałem że masz ręke do fotek ?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!