DNPOND
-
DST
54.00km
-
Czas
03:06
-
VAVG
17.42km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start o takim czasie, w tej porze roku, to nic innego jak murowane spóźnienie. Pytanie tylko: jak duże? Ruszam o 6:11.
Warunki niezłe. Jest raczej na plusie choć odczuwalnie chłodno. Znów nieco wilgoci w powietrzu, która miejscami widoczna jest pod postacią mgły. Nie rejestruję wiatru więc albo nie wieje, albo wieje korzystnie. Jezdnie czyste.
Dziś dawno niejechany wariant przez Łagiszę i Zieloną. W ciemnościach nie bardzo widać czy coś się po drodze pozmieniało. Jak już, to nieznacznie. Jedyna widoczna zmiana to przy "dworcu kolejowym" w Dąbrowie Górniczej. Przygotowania do przebudowy postępują i objawiło się to tym, że teraz jest małe obejście przez peron kolejowy na drugą stronę torów. Reszta trasy jak zwykle.
Na mecie obsuwa na 3 min. Przyjemny i spokojny dojazd do pracy.
W ciągu dnia, zgodnie z obietnicami ICM-u, pokapało. Momentami nawet dość konkretnie. Zaczęło też wiać. Ale na starcie powrotnym jedynie podmuchy i mokre jezdnie.
W planie misji powrotnej były dwa questy. Szczęśliwie umieszczone blisko siebie i blisko mety. W locie jednak pojawił się quest dodatkowy, wymagający zauważalnego wygięcia.
Tak też zaczynam standardem przez Mortimer i Reden na Łęknice. Tym razem Piekło odpuszczam i od razu lecę do przejazdu między Pogoriami i dalej w stronę Ratanic i Kamienia Ornitologa. Tam odbijam na Kuźnicę Piaskową i dalej do Dąbia. Od momentu obrania kierunku mniej więcej na zachód pojawia się konieczność zmagań z podmuchami. Są bardziej z południa, jak z zachodu, ale za to na tyle silne, że mocno spowalniają. Dlatego też w Dąbiu odbijam w stronę Goląszy Górnej i Brzękowic Górnych. Też mam górki po drodze ale za to od lewej zasłania mnie przez większość drogi garb stanowiący m. in. podstawę Góry Siewierskiej. Wyjeżdżam już w siodełku między Górą a Twardowicami. Wspinaczka do tychże, wręczenie przesyłki (quest bonusowy) i ponownie siodełko, tym razem całe. Potem kolejne w stronę lasu i niemal sam zjazd do celu wykonania questów planowych - odebranie przesyłki z paczkomatu i zakup pieczywa. Realizacja bezproblemowa. Finisz to jakieś 400m do domu.
Tempo generalnie słabe ale po prostu warunki zniechęcały do szarpaniny. Nie dość, że wiało, to jeszcze przez jakieś ostatnie 7km było kapanie. Pod koniec nawet dość mocne, co skłoniło mnie do założenia pokrowca na plecak. Ostatecznie na mecie jednak przekonałem się, że nie było tak tragicznie. W butach sucho.
Jutro będzie trzeba jeszcze zawalczyć w kropli a potem już wolne do końca tygodnia. Jakowyś śnieżek ICM zapowiada więc może będzie śmiganie po białym. W deszczu raczej się nie zdecyduję.
Kategoria Praca