limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DNPODNZD

Środa, 5 lutego 2020 | dodano: 05.02.2020

Jakoś nie chciało mi się spać już o 3:00. Usiłowania dospania do 4:00 spełzły na niczym. Z okoliczności rozruch sprawny i start o 5:46.
Warunki zapowiadały się ładnie, bo przed 5:00 jeszcze było sucho, ale kiedy ruszałem jezdnie już były mokre. Z nieba leciało coś. Nie była to mżawka, coś jakby pył wodny. Trochę też wiało z kierunku korzystnego. Temperatura na plusie. Ogólnie warunki... dziwne jak na luty.
Trasa przez Sarnów, Preczów i Dąbrowę Górniczą. Miałem przez chwilę pomysł kręcić przez Pogorie ale akurat zaczęło kapać w Preczowie i odpuściłem. Trochę szkoda, bo szybko przestało.
Przejazd spokojny, przyjemny, sprawny. Na mecie czasu w zapasie w pip.


Prognoza sprawdza się i w ciągu dnia ładnie się rozpogadza. Słoneczko cudne ale diablo wieje zimnym powietrzem. Czuć jak spada temperatura. Ale i tak wolę to od opadów.
Powrót z interesownym zagięciem przez Gołonóg. Potem w stronę Łęknic, przejazdu między Pogoriami i od Preczowa po własnych śladach.
W domu zostawiam plecak, robię chwilę na wciągnięcie kalorii, które to okazało się konieczne po tym, jak mi para uszła w Preczowie. Potem zakładam sakwy i robię, już w ciemnościach, standardowe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem prosto do domu.
Widać, że temperatura spadła bo co płytsze kałuże już ścięte lodem. Dobrze, że przesuszyło drogi.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!