DNPOND
-
DST
41.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
02:02
-
VAVG
20.16km/h
-
Sprzęt Merida Matts TFS 100D
-
Aktywność Jazda na rowerze
Start przeciętnie sprawny o 6:06. Warunki na dworze nieszczególne. Jest mokro. Na szczęście mgły, które widziałem za oknem jak wstawałem, prawie się rozeszły. Na jezdniach woda w kałużach i koleinach. Raczej bez podmuchów.
Trasa przez Sarnów, Preczów, Zieloną, centrum D. G. , Mortimer i centrum Zagórza. Raczej spokojnie. Nie za spiesznie. Na krótkim kawałku terenu czułem, że kółka chcą tańczyć. Trzeba było się pilnować.
Gdzieś na granicy Sarnowa z Preczowem pojawiły się kropelki i towarzyszyły mi, z różną intensywnością, aż do końca dojazdu. Nawet zatrzymałem się na Zielonej, by odziać plecak w pokrowiec. Ostatecznie jednak w butach sucho więc nie było źle.
Powrót z pracy zaczynam w całkiem przyjemnych warunkach. Za dnia było nawet całkiem ładnie słonecznie. Na wyjściu już nieco chmur ale zadziwiająco ciepło. Zmuszony jestem zdjąć czapkę i wdziać bandanę bo mi się pod kaskiem gotuje.
Po drodze spotykam klubowego kolegę Romana. W cywilu prawie go nie poznałem ;-p Dłuższą chwilę rozmawiamy nim wznawiam powrót.
Kręcę w stronę centrum Zagórza i dalej w stronę Makro. Rowerkiem na tym kierunku bez problemu się przedostanę, w przeciwieństwie do samochodów. Dotaczam się do Decathlonu i tu na chwilę wstępuję zrobić jeden zakup. Potem bez kombinowania prosto do Będzina Sokolską. Przebijam się na Syberkę (12%) skąd kładką nad "86" osiągam stronę czeladzką tejże drogi.
W M1 chciałem załatwić kolejną sprawę ale okazało się, że od ręki nie da rady. Jak sprawdzą stany magazynowe i będą one pozytywne, to dostanę info i przyturlam się tu pewnie ponownie.
Gdzieś po drodze robi się ciemno. Jak wychodzę z M1 to jeszcze do tego pojawia się mgła. Niezbyt gęsta ale szybko osadzająca się na okularach. Przez to muszę jechać wolniej i co chwilę przecierać szkła. Z tego też powodu wybieram drogę nieco okrężną ale za to spokojniejszą. Obok magazynów przetaczam się równolegle do "94" i docieram do Czeladzi.
Z racji jeszcze nieskończonego ronda w mieście ruch raczej znikomy. Dzięki temu bez problemu wydostaję się na drogę do Wojkowic. Osiągnąwszy tamtejszy Orlen skręcam na prostą do domu. W świetle czołówki, slalomem między kałużami, przebijam się na asfalt i bez zawijasów ciągnę do celu.
Od centrum Czeladzi godziły we mnie kropelki wody, na szczęście w ilościach niegroźnych. Było ich znacznie mniej niż o poranku. W sumie przyjemnie i spokojnie się jechało. Jak na listopad to warunki jeszcze całkiem znośne.
Kategoria Praca