Chatka Shreka
-
DST
134.00km
-
Teren
35.00km
-
Czas
08:08
-
VAVG
16.48km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Jak mi się dziś nie chciało jechać! Ale pojechałem. Nie trafił się żaden niezależny ode mnie pretekst, by odpuścić. Pogoda dopisała. Sprzęt mi się nie wykrzaczył. Nie zaspałem. W ogóle wszystko było za wyjazdem. Więc się pozbierałem i ruszyłem z domu chwilę po 7:00. Haczę jeszcze o piekarnię by nabyć porcję drożdży na drogę i ruszam na miejsce zbiórki.
Umówieni jesteśmy na stacji BP w Mysłowicach. Zjawiam się lekko przed czasem. Są już: Michał, Przemek, Mariusz i nowy Mariusz. Potem dociera Tomek i na końcu Marcin. Dzwonię jeszcze do Witka, który tak na 2x się zapowiadał, ale ostatecznie kontuzje sprawiły, że odpuścił wyjazd. Maciek dał znać wcześniej, że ma inne plany.
Ruszamy w drogę. Prowadzi Michał więc zupełnie się nie interesuję jak jedziemy. Będzie koło przede mną i to wystarczy. Na pewno dotrzemy do celu i trasa będzie jak trzeba.
Poranek słoneczny ale rześki. Taki też był cały dzień. Trochę w okolicach środka dnia, było omalże ciepło ale poza tym raczej umiarkowanie. W lasach, w cieniu zdecydowanie ciągnęło chłodem. Z porannego wdzianka tylko zdjąłem na jakiś czas bandankę robiącą za szalik i rękawiczki.
Przejazd w tempie niespiesznym. Nie obyło się bez kilku gleb. Jedna wyglądała dość poważnie ale skończyła się tylko na drobnych otarciach. Pechowcem był nowy Marcin. Przesiadł się na nowy rowerek i jeszcze nie wyczuł siły hamowania nowych hamulców. Potem jeszcze orła wystrzelił Marcin, ale dość kontrolowanego więc obyło się bez strat. No może poza drobną rysą na dumie.
Docieramy do celu przebijając się zarówno przez miasta jak i przez teren. Celem była Chatka Shreka. Tam chwilkę dychamy grubo żartując. Kiedyśmy już się nagadali, nafocili i napoili ruszamy w drogę powrotną. Oczywiście będzie inna niż dojazdowa. Jeszcze podjeżdżamy pod Chatkę Fiony, gdzie również odbywa się porcja marudzenia (choć krótsza) i dopiero zaczyna się powrót właściwy. Prowadzi Mariusz i też jest ciekawie. Sporo terenu.
Po drodze, przez przypadek, wpadamy do restauracji Stara Chata w Łaziskach Górnych. Spadła jak z nieba bo już zastanawialiśmy się, czy będzie okazja coś zjeść na trasie. Zasiadamy znów na dłuższą chwilę. Obiadek smaczny i obfity więc znów mamy paliwo na kręcenie. Tylko, że się nie chce. Trzeba się ponownie rozkręcić.
Dzień powoli chyli się ku końcowi a my mamy jeszcze spory kawałek do przejechania. Tempo systematycznie spada ale w końcu docieramy w znajome rejony - lotnisko Muchowiec. Stąd jedziemy do Mysłowic, gdzie się dzielimy na dwie grupy. Z Mariuszami wracam do Sosnowca. Reszta grupy ma jeszcze jakieś plany integracyjne. My jednak rezygnujemy. Ja mam jeszcze sporo do domu i niestety wrócę już za ciemności.
Nóżka za nóżką przetaczamy się pod stadion na Stawikach, gdzie się rozjeżdżamy. Solo kręcę powrót czerwonym szlakiem do Milowic i dalej przez Czeladź i Wojkowice do domu. Na finiszu nogi już słabo podają mimo tego, że staram się jechać na młynkach by je rozgrzać. W domu jestem ciut przed 20:00.
No nie chciało mi się jechać ale warto było. Może nie najeździliśmy się jakoś strasznie dużo ale za to było bardzo wesoło. Bardzo pozytywnie zużyta sobota.
Link do pełnej galerii.
Dojazdowe widoki.
Dojazdowe widoki.
Przy Chatce Shreka.
Chatka Shreka.
Tuśmy obiadali. Restauracja ma bardzo fajny wystrój.
Grupowe przy bunkrze w Wyrach.
Na powrocie w Czeladzi zaskakuje mnie zwinięty asfalt. Budują rondo.
Przebieg za dzień. Zupełnie nie oddaje pozytywnej energii zgromadzonej pod czas tej wycieczki.
Kategoria Jednodniowe
komentarze