limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Piątek, 8 marca 2019 | dodano: 08.03.2019

Od rana pod górkę. Ruszam o 6:10 i jeszcze nim wytoczyłem się na ulicę słyszę jakieś dziwne odgłosy. Chyba tarcza z tyłu ale jak puszczę luźno koło to cisza. Jak wsiądę i zaczynam kręcić, to rzęzi. Chwilę nad tym podumałem ale czasu mało więc ruszam. Wkurzony.

Warunki znów się zmieniły. Wieje, i to dość zauważalnie, z południa. Wiatr raczej ciepły. Na jezdniach miejscami resztki śladów wczorajszych opadów. Pochmurno. Dodać do tego jeszcze lekkie ćmienie dyńki i już wiem, że jazda będzie słaba.

Trasa przez Łagiszę, gdzie na chwilę przystaję przesmarować łańcuch w nadziei, że może jednak to z tej strony hałasy i znikną. Niestety to jednak nie łańcuch. Jadę dalej na Zieloną i przez Dąbrowę Górniczą. Tempo niespieszne bo po prostu nie mam ani trochę ochoty się wysilać.

Ostatecznie na metę zataczam się ze stratą 12 min. Po drodze nie raz, i nie dwa, wkurzała mnie zarówno piechota jak i kierownicy. Chyba mam dziś kiepski dzień.


Na powrocie trochę słońca, dużo wiatru i trochę deszczu. Głównie z powodu wiatru, ale też i trochę z powodu niejakiego przymulenia, powrót tempem spacerowym na trasie: Mortimer, Reden, Mos Ucieczki, bieżnia P3, bieżnia P4, Preczów i Sarnów.  Na wjeździe do mojej wioski dopadł mnie lekki opad. Nie przemoczył ale w połączeniu z zacinającym na twarz wiatrem nie był za przyjemny. Dziś bez objazdów.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!