limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Czwartek, 24 stycznia 2019 | dodano: 24.01.2019

Rozruch oporny. W efekcie jestem na kołach o 6:02. Dalej wieje ze wschodu. Dziś jednak wrażenie mam takie, że powietrze jest dużo zimniejsze. Na jezdni warunki dobre. Miejscami trochę sypkiego, świeżego śniegu, który w kilku miejscach zamieniał się już w błoto.

Późniejsza godzina startu i od razu widać różnicę w intensywności ruchu. Wyprzedają mnie co chwilę potoki samochodów. Na szczęście po przekroczeniu "86" robi się spokojniej. Dziś próbuję trasy przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dystans podobny, pagórki też są i to więcej, ale za to łagodniejsze.

Jedzie się dobrze. Na Alei Kościuszki jestem o 6:44. Będzie dojazd po czasie bo jeszcze sporo przede mną. Ostatecznie na mecie melduję się z obsuwą 7 min. Trudno, bywa. Sam przejazd przyjemny i raczej spokojny.


Wybywając z niewoli od razu poczułem, że nie mam ochoty na objazdy. Wiaterek dalej dmuchał. Może nie był jakoś bardzo silny ale zdecydowanie zimny. Kręcę w stronę Będzina. Gdzie się dało to chodnikami i ścieżkami, które to były generalnie przynajmniej zaśnieżone, a w sporej części również oblodzone.

Trasa przez Mec, Środulę, ścieżkę małobądzką aż do Nerki, Zamkowe, las grodziecki, wzdłuż lasu gródkowskiego pod podstawówkę i dalej poboczem wzdłuż "913" do tartaku. Reszta już asfaltem do samego domu z lekkim wygięciem koło Dino i Lewiatana. Nie udało mi się jednak tymi zakosami dobić do 35km dziennego przebiegu. Była jeszcze, co prawda, okazja po drodze do wygięcia ale darowałem sobie.

W sumie, mimo pizgającego zła, jechało się przyjemnie. Zwłaszcza podobały mi się odcinki po lasach oraz oblodzonych i zaśnieżonych chodnikach. Coraz bardziej ufam szerokim kapciom Mamuta. Nawet drobne uślizgi już tak nie przerażają. Cieszy również to, że jest całkiem jasno, kiedy zsiadam z rowerka pod domem.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!