DPD
                    
                    
          
                    - 
          DST
          34.00km
          
 
                              -  
          Teren
          8.00km
          
 
                              -  
          Czas
          02:15
          
 
                              - 
          VAVG
          15.11km/h
          
 
                                                                                          - 
          Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
          
 
                              - 
          Aktywność Jazda na rowerze
          
 
                    
    
    
  Rozruch oporny. W efekcie jestem na kołach o 6:02. Dalej wieje ze wschodu. Dziś jednak wrażenie mam takie, że powietrze jest dużo zimniejsze. Na jezdni warunki dobre. Miejscami trochę sypkiego, świeżego śniegu, który w kilku miejscach zamieniał się już w błoto.
Późniejsza godzina startu i od razu widać różnicę w intensywności ruchu. Wyprzedają mnie co chwilę potoki samochodów. Na szczęście po przekroczeniu "86" robi się spokojniej. Dziś próbuję trasy przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Dystans podobny, pagórki też są i to więcej, ale za to łagodniejsze.
Jedzie się dobrze. Na Alei Kościuszki jestem o 6:44. Będzie dojazd po czasie bo jeszcze sporo przede mną. Ostatecznie na mecie melduję się z obsuwą 7 min. Trudno, bywa. Sam przejazd przyjemny i raczej spokojny.
Wybywając z niewoli od razu poczułem, że nie mam ochoty na objazdy. Wiaterek dalej dmuchał. Może nie był jakoś bardzo silny ale zdecydowanie zimny. Kręcę w stronę Będzina. Gdzie się dało to chodnikami i ścieżkami, które to były generalnie przynajmniej zaśnieżone, a w sporej części również oblodzone.
Trasa przez Mec, Środulę, ścieżkę małobądzką aż do Nerki, Zamkowe, las grodziecki, wzdłuż lasu gródkowskiego pod podstawówkę i dalej poboczem wzdłuż "913" do tartaku. Reszta już asfaltem do samego domu z lekkim wygięciem koło Dino i Lewiatana. Nie udało mi się jednak tymi zakosami dobić do 35km dziennego przebiegu. Była jeszcze, co prawda, okazja po drodze do wygięcia ale darowałem sobie.
W sumie, mimo pizgającego zła, jechało się przyjemnie. Zwłaszcza podobały mi się odcinki po lasach oraz oblodzonych i zaśnieżonych chodnikach. Coraz bardziej ufam szerokim kapciom Mamuta. Nawet drobne uślizgi już tak nie przerażają. Cieszy również to, że jest całkiem jasno, kiedy zsiadam z rowerka pod domem.
Kategoria Praca





















