limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Wtorek, 22 stycznia 2019 | dodano: 22.01.2019

Poranny żuraw za okno wykazuje, że jest chłodniej niż wczoraj. Termorurka potwierdza. -7. Plus dodatni tego minusa jest taki, że nie wieje, a jezdnia przed domem jest sucha. Wytaczam się minimalnie wcześniej - 5:52. Jedzie się dobrze.

Po przejechaniu "86", przejeżdżając przez nieoświetlony kawałek wzdłuż lasu widzę w świetle czołówki drobne płatki śniegu. Wygląda to jakbym leciał w hiperprzestrzeni :-) Będzin zaskakuje mnie cieniutką warstwą świeżego śniegu. Na ul. Kościuszki zdążył się już zamienić w błoto. Kilka razy napędowe koło zabuksowało ale obyło się bez poślizgów.

Króliczek dziś był ale się z nim nie ścigałem. Za krótki odcinek na to miałem. Zauważyłem, że odbija gdzieś w stronę pętli tramwajowej na Środuli. Może jak się cieplej zrobi to będzie okazja pojechać koło w koło.

Do pracy zataczam się z rezerwą 5 min. Bardzo przyjemny dojazd do pracy. Byłby spokojny, gdyby nie kilku ułanów, którzy mogliby sobie szarżować z dala ode mnie.


Na wyjściu ładne słoneczko, bezwietrznie, nieinwazyjny minus. Warunki na jezdni, chodnikach, ścieżkach i w terenie takie jak wczoraj. Dziś powrót bez większego dziczenia. Chcę w miarę wcześnie dojechać do domu.

Ruszam, jak wczoraj, czyli kolejno centrum Zagórza, Reden, Most Ucieczki, Zielona. Tu zaczynam zmiany. Zamiast na czarny szlak do Łagiszy odbijam w prawo i za torami kolejowymi w skrót leśny do ul. Sosnowej i nią do głównego skrzyżowania w Preczowie. Stąd już standard przez Sarnów do mojej wioski. Na tymże skrzyżowaniu zaczynam robić za króliczka. Nie cisnę jednak. Klient jest na węższych oponach więc na asfalcie, jeśli ma coś w nogach, to łatwo mnie wyprzedzi. Jadę swoje równo z lekkim zapasem mocy.

Na następnym skrzyżowaniu jeszcze jedzie za mną. Na podjeździe do Sarnowa gdzieś mi znika. Albo dotarł do celu, albo moje tempo jednak był za mocne. Bez bicia zeznam, że normalnie, jakby mi nikt na kole nie siedział, jechałbym bardziej spacerowo. A tak trochę się rozgrzałem i jakoś tak już reszta trasy poszła gładko.

Finisz jeszcze nieco wygięty bo w końcu nie zapomniałem podjechać do stomatologa i umówić się na wizytę. Żeby nie wracać po swoich śladach wyginam leciutko przez Strzyżowice. Kończę zjazdem prawie pod samą bramę.

Przyjemnie się kręciło powrót.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!