limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

Po okolicy

Niedziela, 30 grudnia 2018 | dodano: 30.12.2018

Wczoraj wydygałem przed, w sumie, minimalną wilgocią w powietrzu. Na dziś ICM wieszczył, że do 16:00 nie popada więc się zebrałem i ruszyłem na mały objazd przed 12:00. Nie padało ale jakaś mżawka jednak była.

Zacząłem od wjazdu maksymalnie terenowego na górkę paralotniarską. Opornie szło. Na szczycie wymijam się z jednym quadem i chwilę przyglądam się próbom startu dwóch "lotników". Są bez napędów. Usiłują wystartować pod wiatr. Daleko jednak nie zalecieli za mojego tam pobytu. Obydwaj przyziemiali na polu poniżej. Nie czekałem aż się wdrapią i spróbują ponownie tylko ruszyłem w objazd dalej.

Przez Rogoźnik i tamtejszy park przebijam się w stronę zbiornika rogoźnickiego. Tu już zaczynam na dobre wertepkowanie. Leśnymi ścieżkami przejeżdżam pod "A1" do lasu między Rogoźnikiem a zbiornikiem Kozłowa Góra. Tu spędzam całkiem sporo czasu zaginając po leśnych duktach. Tu też dopada mnie pierwszy deszczyk, który modyfikuje mój plan. Zamiast jechać do parku w Świerklańcu i zaginać dalej w stronę lotniska zaczynam kluczyć w stronę Rogoźnika.

Wracam nad zbiornik rogoźnicki i dalej wzdłuż niego jadę w stronę "913". Przekraczam ją dołem i dalej lasami kieruję się do drogi z Góry Siewierskiej do Twardowic. Tu wracam na asfalt. Znów zaczynam padać. Niezbyt mocno ale ciuchy mam już nasiąknięte od poprzedniego opadu i wilgoci w powietrzu.

Na granicy Strzyżowic jeszcze kapinkę wyginam w stronę Psar i ostatecznie zataczam się do domu. Tu jeszcze szybkie mycie rowerka i na dziś koniec kręcenia. Na ostatku pranie uflejanego munduru.


Kategoria Inne


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!