limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPND

Czwartek, 20 grudnia 2018 | dodano: 20.12.2018

Zbieram się całkiem sprawnie na koła i startuję o 5:39. W ostatniej chwili decyduję, że zrobię test w temacie czasu dojazdu Mamutem na trasie przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Warunki na jezdni są bardzo dobre, sucho, bez oblodzeń. Trochę wieje z południa ale odczuwam to tylko na krótkich odcinkach. Kręcę bez ciśnienia. Zdecydowanie słychać, że jadę :-) Gruba oponka mocno śpiewa grubym głosem w zetknięciu z asfaltem ale jedzie się dobrze. Na zjazdach rowerek wyraźnie przyspiesza. Przejazd spokojny i całkiem przyjemny. Na miejscu mam coś około 25 min. rezerwy. Biorąc pod uwagę, że musiałem pilnować oddechu ze względu na temperaturę, to Meridą wiele szybciej bym nie dojechał. W nogach rezerwa mocy jeszcze była.

Kiepskie samopoczucie sprawia, że nie mam ochoty na powrotne objazdy. Kręcę krótko kolejno przez: centrum Zagórza, Makro, las mydlicki, Warpie, Nerkę, Zamkowe, las grodziecki, las gródkowski, kawałek żółtego szlaku do mojej wioski. Niespiesznie. Miejscami zimny, wzmagający się wiatr mocno uprzykrzał jazdę. Na szczęście tych odcinków było niewiele. Trochę pomogło czajenie się po lasach. W domu jestem już prawie za pełnych ciemności. Jutrzejszy dojazd, z okazji nadciągającego halnego, zakładam maksymalnie krótki. Zanim się nie dokuruję to tylko niezbędne minimum km-ów. Dziś też udało mi się przebić 10k km za ten rok. Generalnie pod tym względem rok raczej jeden ze słabszych. Jak dojdę do siebie i wystarczy czasu oraz warunków, to może jeszcze uda mi się dociągnąć do 100k km zarejestrowanych na BS. Ale cisnąć na to specjalnie nie będę.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!