DPND
-
DST
37.00km
-
Teren
17.00km
-
Czas
02:18
-
VAVG
16.09km/h
-
Sprzęt Bottecchia Senales Fat Bike
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był taki żeby wystartować o 5:30 i maksymalnie terenowo potoczyć się do pracy. Niestety jakoś tak w praniu się rypnął. Dużo czasu zajmuje powciąganie na siebie wszystkich tych warstw co mają ciepło zapewnić. Ostatecznie ruszam o 5:56. Zaczynam kilometrem asfaltu i potem w teren na łącznik ze Strzyżowic do Malinowic. Potem Park Żurawiniec i na czarny szlak, który już teraz jest więcej asfaltowy. Przed "86" wbijam w teren i wzdłuż torów znów wbijam na czarny szlak i ciągnę nim aż na Zieloną. Tu sprawdzam czas. Niestety jest już dość późno - 6:37. Nie ma już czasu na kontynuowanie terenu. Przez park dojeżdżam na rondo i dalej Robotniczą w stronę "dworca kolejowego" i dalej przez rondo w centrum D. G. do Parku Hallera. Potem już standard: Aleja Róż, Mortimer, centrum Zagórza i ul. Szymanowskiego. Na miejscu jestem ze stratą 5 min. Ale jazda była przednia. Temperatura chyba lekko poniżej zera, bezwietrznie, cieniutka warstewka śniegu w terenie. Jechało się bardzo przyjemnie. Zwłaszcza odcinek terenowy. Dało by się w terenie szybciej ale czołówka sprawia, że czasem widać nie to co jest faktycznie i przy dużej prędkości bywa nieciekawie. Dlatego nie raz musiałem się hamować by się nie zdziwić. Obyło się bez uślizgów, wywrotek itp. Jakoś tak pewniej mi się jedzie na tym szerokim balonie.
Wracam również włączając w trasę sporo terenu. Na początek do lasu zagórskiego w stronę Redenu. Tu nie da się inaczej i kawałek muszę pocisnąć przez miasto asfaltami. Przez Most Ucieczki przedostaję się w stronę Pogorii 3. Nie mogłem się oprzeć Próbie Piasku :-p Wjeżdżam na plażę od strony ul. Średniej i kręcę centralnie przez środek plaży aż do mola. Legendy nie łżą. To jedzie po piasku. Co prawda ten jest nieco mokry więc to jeszcze nie jest ta właściwa Próba Piasku ale widoki są dobre. Żeby jednak różowo nie było, trzeba się jednak urobić żeby po tym pojechać. Albo ja jeszcze nie mam na to techniki. Lekkim zakosem wracam do parku Zielona i stamtąd wracam po własnych śladach aż do Stachowego. Potem przez pola kieruję się w stronę Gródkowa wybywając na asfalt na ul. Łącznej. Reszta trasy już asfaltem z przystankiem we wsiowym Lewiatanie.
Sporo trasy jeszcze za dnia i w pozachodowej szarówce. Dzięki temu mogłem rozpuścić Mamuta na ile tylko dałem radę. Jechało mi się o wiele sprawniej niż w porannych ciemnościach. Mam też wrażenie, że bardziej się oswoiłem z nowymi kołami i bardziej im ufam. Nie sądzę bym na Meridzie czy Rzeźniku tak sobie pozwolił pohasać. Rowerek jest już wzorcowo uflejany. Zresztą plecak i mundur też. Dobrze, że mundur w deseń maskujący to bardzo nie widać :-] Na powrocie było jakby cieplej niż rano. Finisz już przy pełnych ciemnościach.
Kategoria Praca