limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPOND

Środa, 5 grudnia 2018 | dodano: 05.12.2018

Dziś dzień masowych aborcji. Wczorajsze opady poza tym, że zniechęciły mnie do rowerowania, nie raczyły dostatecznie szybko się ulotnić z powietrza i gleby. Efekt wiadomy: oblodzone szyby, oszronione trawy, zamarznięte kałuże i koleiny, ogólnie ślisko. Zbieram się na koła o 6:11. Test hamowania na ulicy przed domem wypada bardzo negatywnie. Potem już całą drogę jadę lekko wystrachany, że mi gdzieś koła uciekną. Może dzięki temu udało się dojechać do celu bez glebki choć w słabym czasie. Trasa przez Będzin i z założeniem, że się spóźnię. Faktycznie, na miejscu jestem po czasie, ale tylko 2 min. czyli lepiej niż zakładałem. Po drodze raz zsiadłem z rowerka przy przejeździe przez tory i przejście dla pieszych przez tory między Starym Będzinem a izbą wytrzeźwień. Na torach na jezdni było lodowisko, a na przejściu sporo szyn więc asekuracyjnie te kilkadziesiąt metrów z buta. W kilku miejscach, gdzie musiałem przystanąć bo skrzyżowanie czy inna jakaś przeszkoda, czułem pod butami, że przyczepność słaba. W Będzinie ładnie wymalowane ścieżki na ul. 11-go Listopada i Kościuszki właściwie nie nadają się do jazdy. W kilku miejscach spore kałuże pozamarzane na brzegach, ładne czerwone oznaczenia przejazdów też oblodzone. Asekuracyjnie objeżdżałem je szerokim łukiem. Od Środuli jakby ciut cieplej i na jezdniach bardziej sucho. Gdyby nie ciągła obawa o to, że fiknę, to bym zaliczył przejazd do przyjemnych i spokojnych. Wniosek jest z dzisiejszego dojazdu taki, że trzeba mi się na koła zbierać dużo wcześniej i jechać sobie bardziej spokojnie, spacerowo. Wtedy "stresa" nie będzie.

Na powrocie mam wrażenie jakby się zrobiło zimniej. Na niebie jest jeszcze słoneczko i nawet ładnie świeci ale termicznie szału nie ma. Chyba nawet lekko zawiewało z zachodu lub kierunku zbliżonego. Powrót początkowo trasą dojazdową przez Mec i Środulę do Starego Będzina. Tu odbijam na ścieżkę małobądzką i kręcę do centrum ubezpieczeniowego zapłacić za OC. Tym razem wziąłem opcję na cały świat z wyłączeniem USA i Kanady. Oby nigdy się nie przydała. Stamtąd kręcę już przy ciemnościach do fotolabu na Alei Kołłątaja. Załatwiwszy co było do załatwienia w Będzinie ruszam w powrót. Kręcę przez Nerkę na Zamkowe i na ścieżkę do Grodźca. Stąd już najkrótszą drogą, przez Gródków, do mojej wioski. Przy Dino odbijam do wsiowego Lewiatana po jedną rzecz co mi się zapomniała przy ostatnich zakupach i potem prosto do domu. Na finiszu widzę, że wilgoć znów zaczyna się ścinać na jezdni. Na placu trawa oszroniona. Zdecydowanie muszę się jutro sprawniej zebrać i ruszyć wcześniej by mieć czas na delikatną jazdę. Poza tym całkiem przyjemny i spokojny powrót do domu.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!