DPOD
-
DST
48.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:28
-
VAVG
19.46km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przy piątku nawet nieźle się wstawało ale koniec końców i tak na kołach jestem dopiero o 6:10. Rześko ale jeszcze przyjemnie. Trasę dojazdową kręcę jak wczoraj, przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Właściwie byłoby spokojnie gdyby nie znów rondo w centrum Dąbrowy Górniczej. Wjeżdżam na puste rondo ale obserwuję kierunek z Będzina i widzę jak ciśnie ostro szara Thalia i za nią ciągnik z naczepą. Renówka ewidentnie ryje się na rondo bez zatrzymywania. Gdybym na nią nie uważał i nie przyhamował to by mnie zdrowo trzepnęła. Ciągnik zatrzymał się prawidłowo. Rzucam za "kierownikiem" w Renówce "urwą jego macią" i życzę mu, by go karma na drodze dorwała. Reszta drogi już spokojna. Na miejscu ze sporym zapasem minutek. W sumie przyjemny dojazd.
Na powrocie przyjemne ciepełko, trochę wiatru niegroźnego, słoneczko momentami przesłaniane chmurkami. Milusio. Naszło mnie na powrót gięty, niestandardowy i niespieszny. Zaczynam od terenu w stronę Placu Papieskiego i dalej na Środulę. Testuję kładkę, której to powstawanie swego czasu śledził Marcin. Taka sobie. Da się rowerem przejechać ale bardziej to pod wózki z dziećmi niż na rower. Potem przez osiedle slalomuję w stronę przejazdu kolejowego na Chemicznej. Chwilkę muszę odstać nim przetoczy się KŚ. Potem przy Żylecie przeciskam się na most nad "86" i zwykłą trasę przelatuję przez Czeladź kierując się na czerwony szlak w stronę Przełajki. Z Przełajki do Wojkowic ale jeszcze nie do domu. Odbijam w stronę pola paintobolowo-aesgowego i dalej terenem w stronę parku w Wojkowicach. Stamtąd obieram kierunek na Rogoźnik. Zakosami, bocznymi uliczkami kieruję się do Strzyżowic. Po drodze widzę u ludzi na placu zwierzaki niecodziennie u nas. Dwie lamy (albo lama i alpaka, nie jestem ekspertem a poza tym to był tyko szybki rzut okiem przez płot) paradują dumnie po ogrodzie. Już, już miałem zjeżdżać do domu ale zerknąłem na licznik i jeszcze zdecydowałem się na zagięcie przez górkę paralotniarską w Górze Siewierskiej. Wspinaczka poszła gładko i raz dwa jestem na szczycie. Chwila na złapanie oddechu i podziwianie panoramy. Potem już bez kombinacji zjazd do domu. Trochę korciło mnie by jeszcze pozaginać ale zew zimnego piwa okazał się silniejszy. Przyjemni i spokojny powrót z pracy.
Kategoria Praca