DPDZD
-
DST
37.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
17.76km/h
-
Sprzęt Kiedyś Giant
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nic nie smakuje tak, jak solidna porcja jazdy w kropli o poranku. Zbieram się sprawnie ale zupełnie niepotrzebnie. Radary co chwilę pokazują nadciągający deszcz albo pada. Przeciągam start ile się da jednak 6:12 to już maksimum, które moje nerwy znoszą. Ruszam w kropli. Aby nieco ograniczyć czas jazdy w takich warunkach wybieram wariant przez Będzin. Nawet nie próbuję jechać chodnikami bo nic mnie to nie uchroni przed namoknięciem a dodatkowo jeszcze wydłużyłoby czas przelotu. W sumie poza tym, że mokro to jest nawet przyjemnie. Watr trochę pomaga choć jest niezbyt silny. Wkurzają za to kierowcy. Wielu tylko na "gównoledach". Wielu też wisi innym na zderzaku (przeważnie to ci sami co od "gównoledów"). Zaś wszyscy zdecydowanie trochę za bardzo przyciskają jak na warunki o pogorszonej przyczepności i widoczności. Mimo tego udaje mi się dojechać całym i żywym do celu i to o czasie. Za to jestem kompletnie przemoczony. Wszystko do suszenia. Spotkałem po drodze tylko dwóch rowerzystów: jednego na wylocie z Będzina do Łagiszy i drugiego na zjeździe pod most na Zuzanny.
Już prawie pewien byłem, że powrót też w kropli ale w ostatniej chwili przestało padać. Tylko jakieś drobne, nieistotne kropelki. Wracam przez Mortimer i Reden w stronę Mostu Ucieczki i dalej bieżnią przy P3. Przy takiej pogodzie bardzo tam przestronnie. Spotkałem może kilkanaście osób. Potem przeskok przez tory na bieżnię przy P4 i standardowa droga przez Preczów i Sarnów do domu. Tu od razu zrzucam plecak, zakładam sakwy i robię zwykłe zagięcie do wsiowego Lewiatana. Z balastem zjazd do domu. Przyjemnie się jechało na powrocie choć niespiesznie. Trochę utrudniał wiatr miejscami. Pojawiły się też oznaki bliskiego końca napędu w Srebrnym. Przy mocniejszym depnięciu przeskakuje łańcuch. Muszę się pilnować by na tym rowerku kręcić miękko.
Kategoria Praca