limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Wtorek, 26 czerwca 2018 | dodano: 26.06.2018

Przedstart niby dobry a na kołach jestem o 6:11. Warunki podobne jak wczoraj czyli chłodno, pochmurno, prawie niewyczuwalne podmuchy. Jezdnie miejscami mokre. Od samego początku kręcę bez większego entuzjazmu. W ogóle cały dojazd jakiś taki wymęczony. Trasa przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Zupełnie nie widzę tego mniejszego, wakacyjnego ruchu na drogach. Może jak się lipiec zacznie... Tymczasem dwie irytacje spowodowane przez "kierowników". Jedna przed światłami na Alei Róż. Wcisnął mi się kombiak prawie pod kierownicę koniecznie chcąc stać na czerwonym przede mną. Potem w centrum Zagórza od ronda do Mortimeru gnał kolejny kombiak jakby mu się zaraz gwarancja na życie miała skończyć, zupełnie nie zważając na to, że ma po drodze trochę przejść dla pieszych i przejazd rowerowy. Nawet przed przejazdem nie zwolnił. Gdybym miał w zwyczaju lecieć na łeb na szyję, to by mnie zgarnął na tym przejeździe. Poza tym w sumie przyjemna jazda. Na miejscu z minutą obsuwy.

Przez drugą połowę dnia w pracy zerkałem co jakiś czas na radary obserwując nadciągające opady. Na początku lunęło całkiem mocno. Z czasem opady to zanikały to pojawiały się ale wątpliwości nie było, że na powrocie będę jechał w opadzie. Pytanie pozostawało tylko takie, w jak mocnym? Zbieram się na powrót o 15:10. Kapie tak, że nie odstrasza. Przyjemnie nie będzie ale od biedy obleci. Kręcę gdzie się da chodnikami, ścieżkami. Na nich jest trochę mniej wody. Przez Mortimer i Reden dążę do Mostu Ucieczki. Od tego miejsca droga już spokojna wzdłuż Pogorii 3. Spotkałem tylko jednego kijkarza na odcinku od mola do Świątyni Grillowania. Na Pogorii 4 tylko jeden rowerzysta. Ogólnie pusto. Kapanie towarzyszy mi całą drogę ale nie jest jakieś bardzo mocne. Zadziwiająco dobrze podawały nogi, które zdecydowanie nie miały komfortowej temperatury do pracy. Tempo jednak niezbyt intensywne. Przez Preczów i Sarnów przetaczam się chodnikiem. Przez moją wioskę tylko kawałek. Od szkoły już wbijam na asfalt i ciągnę na szybko do domu. Na miejscu stwierdzam, że nie było tak źle bo w butach sucho. Kwadrans po tym jak odpaliłem pranie mokrych ciuchów przez chmury przebiło się słoneczko. Ja to mam szczęście.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!