Na metę Chłosty 2018
-
DST
133.00km
-
Teren
6.00km
-
Czas
07:22
-
VAVG
18.05km/h
-
Sprzęt Scott Spark 750
-
Aktywność Jazda na rowerze
Plan był taki, że jedziemy na metę Chłosty 2018 przywitać znajomych i wracamy. Wyszło pół na lepsze pół.
W sumie miało nas jechać czterech ale jakoś mi uciekło docisnąć panap czy jedzie, czy nie i w końcu o nim zapomnieliśmy. Może będzie miał nam to za złe i trzeba go będzie ułagodzić hojną ofiarą z trunków. Miał też jechać mariotruck ale na dwa dni przed startem zepsuł piastę w tylnym kole. Ostatecznie zostaliśmy we dwóch czyli Michał i ja. Ułatwiło to o tyle, że nie było dylematu gdzie i o której się umówić.
Zbieram się na nogi o 2:00. Jedzenie, mycie, pakowanie i ruszam o 3:09 na spotkanie z Michałem. Drogi puste. Czasem jakiś pojedynczy samochód albo wracający z imprez. Poza tym wszystko wymarłe. Jest też całkiem przyjemnie termicznie. Jadę we wdzianku "na krótko" od samego początku wspomagając się tylko rękawiczkami. Dzięki temu przetaczam się przez Będzin i Sosnowiec w bardzo dobrym czasie i na BP w Mysłowicach jestem o 3:55. Michał nie każe na siebie długo czekać. Wciąga na szybko bana i ruszamy. Trasa jak na kresce widać bez finezji. Miało być szybko a wariant przez Oświęcim, Kęty, Porąbkę, Węgierską Górkę, Milówkę i Ujsoły wydawał się najlepszy.
Na metę Chłosty chcemy się dostać od strony Glinki. Od razu widzimy, że podjazd jest siarczysty. Gdybyśmy byli wypoczęci nie było w perspektywie powrotu to byśmy powalczyli. Początek to ażurowe płyty na przemian z asfaltem. Stromo ale do wjechania. Jednak nie szarpiemy się i część wprowadzamy oszczędzając siły na powrót. Potem już typowy szlak czyli czasem zryte przez traktory, czasem bagienka, kamienie, korzenie. Ogólnie dużo do pojechania ale też i trochę wypychu. Idzie mi to słabiutko i przez to drapiemy się na górę ponad godzinę. Michał, widziałem, że ma więcej energii i solo były szybciej ale jak to dobry kumpel trzyma się w zasięgu wzroku. To pomaga i mobilizuje.
W końcu osiągamy cel. Kiedy tylko wybywam na polanę widzę całkiem sporo turystów wokół samotnej chatki schroniska. Część to wyrypowicze. Rozglądam się za znajomymi, o których wiedziałem, że idą. Dostrzega mnie Paweł i woła. Chwilę potem siedzimy we trzech i raczymy się browarkiem wymieniając wrażenia i dopytując o pozostałych.
Niedługo potem zjawia się Marcin, a jakiś czas po nim Waldek. Szybko zbieramy się wesołą gromadkę i oczywiście zaczynają się opowieści, pytania, krążą browarki i eksperymenty chemiczne Waldka. Jest coraz przyjemniej. Miło siedzi się na trawce. Jednak z Michałem dalej mamy w planach powrót choć już nas namawiają by zostać. No nie powiem, miłe sercu zachęty padają na podatny grunt. Jeszcze do 14:00 się wahamy ale kiedy zaczyna na horyzoncie wisieć chmura, z której leje potężnie, a potem deszczyk sięga i schroniska, decydujemy się zostać. Wiadomo, że nocleg będzie w warunkach opakowania zastępczego ale Michałowie i mnie to nie straszne. Zresztą Paweł i Marcin też nie planowali nocować ale wiadomo, że coś tam się znajdzie.
Skoro tak, to już integracja idzie na całego. Poza dostępnym w schronisku browarkiem w ilościach zdecydowanie zadowalających, są też cięższego kalibru działa w pocie czoła przeniesione przez Chłostowiczów po 50km szlaku. Szybko i wesoło czas leci. Mięknę w okolicach 22:30. Rozciągam się na ławce w jadalni i tylko co jakiś czas przerywam sen na zmianę pozycji. Może nie było super wygodnie ale i tak dało się odpocząć w cieple i na łeb nie kapało.
Link do pełnej galerii
Kategoria Kilkudniowe