limit prowadzi tutaj blog rowerowy

Niejeżdżenie boli. Dosłownie.

DPD

Piątek, 18 maja 2018 | dodano: 18.05.2018

Zbieram się przy piątku nieco bardziej ociężale i na kołach jestem ostatecznie o 6:10. Całą noc padało i wszystko jest mokre. Chyba nawet tuż przed moim wyjściem coś jeszcze dokapało. Wieje z zachodu. Temperatura umiarkowana. Na drogach jakby większy ruch. Ponownie zapiąłem kamerkę na kierownicę. Obraz z niej słaby ale w razie "W" może coś tam będzie widać. Kręcę dojazd jak ostatnimi czasy czyli przez Łagiszę i Dąbrowę Górniczą. Jedzie się nawet całkiem przyjemnie. Po drodze bez większych ekscesów. Na miejscu jestem z zapasem kilku minut.

W ciągu dnia wiaterek wysuszył okolice i woda ostała się już tylko w większych zagłębieniach. Wiało mi całą drogę i nie zawsze pomagająco ale na szczęście niezbyt mocno. Wracam przez Mortimer i Reden gdzie spotykam dawno niewidzianego Domina. Dłuższą chwilę rozmawiamy o różnościach głównie okołorowerowych. Pojawia się też info o pewnej imprezie i rysującej się w związku z nią możliwej wyrypie. Detale do ustalenia. Żegnamy się w końcu i Domin depta w swoją stronę a ja kręcę dalej powrót. Przez Łęknice i Piekło kręcę do Preczowa. Po drodze śladowa aktywność na P3 i P4. I dobrze bo lepiej się wtedy jedzie. Z Preczowa bez gięcia do Sarnowa i do domu.
Powrót stuprocentowo spokojny nie był. Niedaleko od pracy, na ul. Szymanowskiego, kurier GLS-u wciska się między mnie a dwa samochody stojące na przeciwnym pasie (pierwszy czekał na możliwość skrętu). Przejeżdża tak blisko mnie, że niemal rękawem wycieram mu burtę. Lekko mi ciśnienie podniósł.


Kategoria Praca


komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!